3 listopada na ekrany polskich kin wszedł film "Lęk", w którym w roli głównej możemy oglądać Magdalenę Cielecką. Aktorka wciela się w nim w postać Małgorzaty, ciężko chorej kobiety, która podejmuję decyzję o zakończeniu życia w klinice w Szwajcarii. Na miejsce podróżuje z siostrą (Marta Nieradkiewicz), której trudno jest zaakceptować decyzję Małgorzaty. Cielecka, która była gościnią programu Odety Moro "Sobota z Odetą", opowiedziała, jaki ona sama ma stosunek do rozmów o śmierci i eutanazji.
Magdalena Cielecka nie ukrywa, że temat filmu "Lęk" jest bardzo trudny. Jak podkreśliła, porusza kwestię śmierci, pożegnania bliskiej osoby, ale też świadomego pożegnania się z życiem. Odeta Moro zapytała aktorkę, czy jej zdaniem jesteśmy już gotowi na rozmowę o eutanazji. - Chciałabym, żeby tak było. Chciałabym, żeby taki film czy sztuka, która porusza wrażliwe tematy, czasem zahaczające o tabu, żeby ten temat oswajały - mówi aktorka.
Ten problem, zjawisko czy przestrzeń w naszym życiu istnieje i nie ma co się jej wypierać, czy bać - przyznała.
Magdalena Cielecka dodała, że sam temat śmierci powinien być oswajany, szczególnie dlatego, że - choć nie zawsze zdajemy sobie z tego sprawę - dotyka nas na co dzień. - Jest nieustannie obecna w naszej przestrzeni (...). W filmach czy serialach trup się ściele gęsto i zachowujemy się tak, jakbyśmy nie zdawali sobie sprawy, że to też jest śmierć (...). Oczywiście nie jest to śmierć przeżyta głęboko, emocjonalnie, tylko taka "z popkultury", ale jest. Dlaczego jedną oddzielamy od drugiej? - zastanawia się.
Wcielenie się w postać ciężko chorej kobiety wymagało od Magdaleny Cieleckiej także sporych poświęceń fizycznych. Jak przyznała w rozmowie z weekend.gazeta.pl, nie wyobrażała sobie, aby jej bohaterka miała długie włosy i wyglądała jak zdrowa osoba w pełni sił. Nie chciała też grać w chustce. Z tego powodu zdecydowała się znacznie obciąć włosy, a do roli też mocno schudła. Sama zaczęła przy tym tracić siły. "Zaczęłam słabnąć. Miałam gorszą kondycję, gorzej wyglądała moja skóra, miałam zadyszkę i ciszej mówiłam. Zwyczajnie nie miałam siły - zmieniła się moja motoryka, sposób mówienia i gestykulacji. Zaczęłam, przynajmniej na podstawowym poziomie, rozumieć, jak może czuć się osoba wyczerpana i wyniszczona chorobą" - opowiadała.