Dorota Zawadzka, która - choć nie ma jej od lat w telewizji - do dziś, dzięki programowi TVN "Superniania", cieszy się zainteresowaniem w internecie. Jej profil na Facebooku ma 162 tys. obserwujących, więc psycholożka prężnie go rozwija. Wpisy o jej codzienności pełne anegdotek czy rodzinnych tajemnic to chleb powszedni. Dlatego, gdy w sobotę miała mały wypadek, nie przemilczała go i od razu odnotowała wszystko w sieci. Co takiego zaszło? Superniania w swoim wpisie stwierdziła, że stała się atrakcją pod sklepem.
Życie pisze najlepsze scenariusze, o czym Superniania przekonała się właśnie kolejny raz. Tym razem pretekstem do opowiedzenia o sobie, stała się niespodziewana sytuacja przed sklepem, która przyniosła jej ból. "Jestem wyjątkowa, mam więc dwie wyjątkowe kompetencje, zwane potocznie umiejętnościami. Otóż filmowo się przewracam i dramatycznie krztuszę. Nie ma dnia, bez trenowania się w doskonałości. Właśnie wykonałam lot trzmiela ze spektakularnym zaliczeniem gleby. Niestety bez telemarku. Na szczęście tylko ból i atrakcja przed sklepem. Chyba muszę sobie kupić ochraniacze, takie jak na wrotki" - napisała Dorota Zawadzka na Facebooku. "Jak to mówią, d*pa nie szklanka" - stwierdziła żartobliwie jedna z fanek byłej gwiazdy TVN i doczekała się szybkiej odpowiedzi gwiazdy.
Niestety nie na d*pę. Tam byłoby miękko. Kolano - zdradziła szczegóły swojego wypadku słynna Superniania.
Dorota Zawadzka po wielu latach opuściła Warszawę. Dzięki jej relacjom w sieci wiemy, że przeprowadziła się jakiś czas temu na wieś. Dom, który kupiła z mężem wymagał generalnego remontu, a to, jak przebiega, była gwiazda TVN relacjonuje ciągle na Facebooku. Przez pierwsze miesiące doglądała wszystkich prac z namiotu, bo nie miała problemu, by zamieszkać w swoim ogródku. W dniu, w którym przewróciła się przed sklepem, kilka godzin przed wypadkiem zdradziła natomiast, jak posuwają się prace wykończeniowe. Od września cieszy się już mieszkaniem w czterech ścianach, choć warunki w jej domu nie są jeszcze idealne. "Nasze czerwone światełko na liczniku prądu miga jak oszalałe, a to sygnał, że za oknem zimno. Czekamy na pierwszy rachunek za prąd. Strach się bać. U nas praca pełną parą. Majster z pomocnikiem kładą sufity na naszych skosach. Taty pokój gotowy do malowania i położenia wykładziny. Już wybrana, tylko zamówić. Łazienka czeka na płytki, dziś pojedziemy wybrać i gdy majster je ułoży, to specjalna łazienkowa, antypoślizgowa wykładzina na podłogę i gotowa. Tylko ceramika i kabina. To już naprawdę końcówka dużych prac w domu. Teraz już tylko kupowanie, ustawianie, wykańczanie… I tu świnkę-skarbonkę trzeba rozbić. Kto wie, to wie. Taki dom to worek bez dna" - przyznała Superniania. Jej zdjęcia znajdziesz w galerii na górze strony.