Mateusz Damięcki zdobył rozpoznawalność już jako aktor dziecięcy, a przez kolejne lata zyskiwał coraz większą popularność głównie za sprawą ról w serialach czy komediach romantycznych. W 2021 roku zaskoczył wszystkich doskonale ocenianą przez widzów i krytyków postacią Goldena w filmie o pseudokibicach "Furioza", do której konieczne były intensywne przygotowania na siłowni. Okazuje się jednak, że nie walki w "Furiozie", ale z pozoru niewinna scena w filmie "O psie, który jeździł koleją", mogła skończyć się dla Damięckiego wizytą w szpitalu.
W sierpniu na ekrany kin ma wejść adaptacja książki Romana Pisarskiego o słynnym czworonogu, który wsławił się za sprawą samodzielnych podróży pociągami. W rolę właściciela psa o imieniu Lampo, kolejarza Piotra, wciela się w Mateusz Damięcki. Cytowany przez "Super Express" aktor podczas konferencji prasowej zapowiadającej film zdradził, że do roli Lampo zaangażowano aż cztery białe owczarki szwajcarskie. Nie ze wszystkimi jednak udało mu się dogadać na planie. Podczas sceny, w której Damięcki zbliża twarz do psa, jeden z nich zareagował dość gwałtownie.
Ten przepiękny szwajcar omal nie skradł mi nosa. Na szczęście cztery pieski grały, ale tylko z jednym się poróżniliśmy troszeczkę. Ale później ustawiono naprzeciwko mnie drugiego i już było dobrze - mówił aktor.
Jak zapewne pamiętają wszystkie osoby, które czytały powieść Pisarskiego, historia Lampo nie ma niestety happy endu. FIlm ma jednak nie zakończyć się tragicznie, co z ulgą przyjął także sam Damięcki.
"Kiedy w podstawówce doczytałem ostatnie strony książki o psie, który jeździł koleją, poczułem pustkę i żal (...). Dziś na samą myśl o tamtym małym Mateuszu, który jakoś w swoim sercu musiał poradzić sobie z tym, co przeczytał, przechodzi mnie dreszcz" - napisał aktor na Instagramie. Zdjęcia aktora, również z premiery filmu, znajdziecie w galerii na górze strony,