Nawet osoby, które piłką nożną interesują się w mocno ograniczonym stopniu, o Michale Listkiewiczu mogły słyszeć wielokrotnie. Przez wiele lat był odnoszącym sukcesy sędzią piłkarskim, który funkcję tę pełnił również podczas mistrzostw Europy i świata. W 1990 roku był nawet sędzią liniowym w finale odbywającego się we Włoszech mundialu. Listkiewicz jest także dziennikarzem sportowym, a w 1999 roku na dziewięć lat objął stanowisko prezesa PZPN. Zawodowo osiągnął bardzo wiele, jednak jego życie prywatne naznaczyła straszna tragedia. Matka działacza sportowego otwarte serce i ogromną dobroć przypłaciła życiem.
Michał Listkiewicz przyszedł na świat w artystycznej rodzinie. Jego rodzice w 1955 roku ukończyli Państwową Wyższą Szkołę Teatralną w Warszawie. Ojciec, Zygmunt Listkiewicz, wybrał aktorstwo i dość często pojawiał się na ekranie, ale przede wszystkim występował na deskach stołecznych teatrów. Choroba zabrała go jednak bardzo wcześnie, w chwili śmierci miał 57 lata. Matka Listkiewicza, Olga Koszutska-Listkiewicz, choć też była związana ze sztuką, wybrała inny aspekt teatralnej działalności. Zajmowała się reżyserią, inscenizacją i tworzeniem scenariuszy, a na koncie miała dziesiątki spektakli, nad którymi pracowała w teatrach w niemal całej Polsce.
Listkiewiczowie mieli wielu przyjaciół, prowadzili otwarty dom, gdzie schronienie mogła znaleźć każda potrzebująca osoba. Olga Koszutska-Listkiewicz była niezwykle ciepłą i empatyczną osobą, a te cechy odziedziczyła po swojej matce Halinie. "Kto ze znajomych przyjeżdżał do Warszawy i nie miał gdzie się zatrzymać, wiedział, że u babci Michała, Haliny, może liczyć na gościnę. Ten zwyczaj przejęła po niej córka i moja przyjaciółka" - mówiła o niej aktorka Maria Broniewska. Matka Michała Listkiewicza lubiła ludzi, była serdeczna i z chęcią nawiązywała nowe kontakty. Szczególnie gdy ktoś potrzebował jej pomocy. Właśnie w taki sposób w 2001 roku w barze mlecznym nieopodal swojego mieszkania na warszawskim Żoliborzu poznała Anetę.
Dwudziestojednoletnia wówczas dziewczyna rzeczywiście nie miała łatwego startu. Aneta pochodzi z okolic Giżycka, gdzie wychowywała się w przemocowej rodzinie. Nadużywający alkoholu ojciec bił ją, jej brata i ich matkę. Jako nastolatka poznała kilka lat starszego mężczyznę, a wraz z nim w jej życiu pojawiły się narkotyki. Mając 16 lat, zaszła w ciążę. Córką się nie interesowała, oddała ją pod opiekę matki. Kobieta niestety nie była w stanie zajmować się dzieckiem długo - zmarła, gdy jej wnuczka miała cztery lata. To wtedy Aneta podjęła decyzję o wyprowadzce do Warszawy. Bez córki. "Zostawiłam wszystko, wyszłam z domu, jak stałam. Porzuciłam dom, córkę, brata i ojca alkoholika" - cytuje kobietę "Gazeta Krakowska".
W stolicy poznała parę lat starszego Dariusza i wprowadziła się do jego mieszkania na Żoliborzu. Tak jak Aneta, Dariusz miał problem z narkotykami. Znajomość z mężczyzną Aneta omijała jednak w opowieściach, które przedstawiała Oldze Koszutskiej-Listkiewicz. Podobnie jak fakt, że jej córki nie ma z nią w Warszawie. Historia samodzielnej matki, która ledwo wiąże koniec z końcem i nie ma za co utrzymać dziecka, ujęła matkę Listkiewicza. Kupowała Anecie ubrania, dawała pieniądze, jednorazowo było to nawet 100 czy 200 złotych. Zapraszała ją też do swojego mieszkania. 20 lat później Michał Listkiewicz wrócił do tamtych zdarzeń w rozmowie Przeglądem Sportowym.
Znajomi mamy kojarzyli, że przyjaźni się z "młodą Anetą". Zachowanie dziewczyny udającej samotną matkę nie budziło podejrzeń (...). Na nieszczęście o samotnej staruszce dowiedział się partner tej dziewczyny. I o pomocy też - wspomina.
Znajomość Anety z Olgą Koszutską-Listkiewicz trwała kilka miesięcy. W lutym 2002 roku Dariusz uznał, że od "cioci" mogą otrzymać więcej niż tylko doraźną pomoc. Do jej mieszkania udali się wspólnie. Mężczyzna czekał na klatce schodowej, a Aneta, z garścią tabletek nasennych w kieszeni, zapukała do drzwi. Początkowy plan zakładał, że wsypie starszej pani proszki do herbaty, a gdy zaczną działać, zawoła Dariusza. Następnie razem mieli ją okraść. Leki nie przyniosły jednak oczekiwanego efektu, o czym Aneta poinformowała przez telefon wściekłego partnera. Wrócili do swojego mieszkania, ale Dariusz nie dawał za wygraną. Uznał, że w nocy jeszcze raz przejdą się do "cioci", gdy ta będzie już spać. Ku ich zaskoczeniu Olga Koszutska-Listkiewicz cały czas była jednak na nogach. Przeraziła się na widok nieznanego mężczyzny. Dariusz uderzył matkę Michała Listkiewicza w głowę drewnianym młotkiem do mięsa, po czym, już razem z Anetą, dusili ją kablem od radia. To jednak nie wystarczyło mężczyźnie. Od ciosów nożem, które zadawał Koszutskiej-Listkiewicz, złamało się ostrze. Poderżnął jej też gardło. Z mieszkania zabrali biżuterię i kilka tysięcy złotych.
Złamali mamie czaszkę, zadali kilkadziesiąt ciosów nożem. Po jakimś czasie porządkowałem książki w jej mieszkaniu. Na części z nich, tych na wyższych półkach, znalazłem plamy krwi - relacjonuje Listkiewicz.
W tym samym czasie Michał Listkiewicz przebywał na Cyprze, gdzie towarzyszył polskiej reprezentacji podczas meczu z Wyspami Owczymi. Jak wspomina, często kontaktował się z mamą, jednak wtedy nie odbierała od niego telefonu. "Zacząłem się niepokoić. Nerwy spotęgował telefon od sąsiadki. Tego dnia nie widziała mamy, a w oknie jej mieszkania odbijał się włączony telewizor" - opowiada. Prezes PZPN zadzwonił do przyjaciela rodziny Tadeusza Oblińskiego z prośbą, aby udał się do mieszkania matki wraz z Tomaszem, synem Listkiewicza. Skontaktowali się z nim spod drzwi, mówiąc, że nie mogą dostać się do środka. Mieszkanie mieściło się na pierwszym piętrze, dlatego syn Olgi Koszutskiej-Listkiewicz poinstruował ich, aby dostali się do środka przez balkon, wybijając szybę.
Brzęk tłuczonego szkła. Po chwili Tadzio był w środku. Nic nie mówił. Słyszałem tylko, że chodzi po mieszkaniu. I nagle: "O Boże… Morderstwo! O k****!". Dalej pamiętam tylko strzępki jakichś rozpaczliwych słów. W pamięci zostało jeszcze, jak wrzeszczał do Tomka: "W**********!". Wypchnął go, by oszczędzić mojemu synowi wstrząsającego widoku. Bo tam była rzeź. Mama leżała w kałuży krwi. W krwi był nóż, tasak, tłuczek - mówi Listkiewicz.
Policja Anetę i Dariusza znalazła po dziesięciu dniach. Podczas rozprawy mężczyzna całą winę próbował zrzucić na partnerkę. Ostatecznie obydwoje usłyszeli tę samą decyzję sądu - po 25 lat pozbawienia wolności. Wyrok uprawomocnił się w 2004 roku. Sędzia nie miał wątpliwości, że obydwoje są winni, a zbrodnia była wyjątkowo okrutna. Mimo to nie dostali dożywocia, aby otrzymać szansę na resocjalizację. "Społeczeństwo nie może odtrącać ludzi. Być może kiedyś będą mogli normalnie żyć" - cytował słowa sędziego ponad dwie dekady temu serwis wiadomosci.wp.pl.
Podobnego zdania, co decydujący w sprawie sędzia, był przez pewien czas także Michał Listkiewicz. Nie chciał występować jako oskarżyciel posiłkowy, a w sądzie pojawił się tylko na kilku rozprawach. Syn Olgi Koszutskiej-Listkiewicz przekazał dziennikarzom, że "wyrok jest kompromisowy, a zabójcom jego matki daje nadzieję". Dariusza uważał jednak za bezwzględnego bandytę, ale Anecie postanowił przebaczyć. Wspierał ją, gdy była w więzieniu, wysyłał jej lekarstwa, książki i pieniądze. Przez pewien czas pozostawali w kontakcie korespondencyjnym. "Aneto, ja już ci wybaczyłem. Moja mama spoglądająca na nas z nieba też. Nie załamuj się, walcz ze złem" - brzmiała treść jednego z listów, które wysłał do więzienia. Listkiewcz przejął się także losem córki morderczyni jego matki, ale dziewczynka znalazła opiekunów. Przed utrzymywaniem bliskich relacji z Anetą syna Olgi Koszutskiej-Listkiewicz po pewnym czasie zaczął przestrzegać psycholog sądowy.
Zwrócił uwagę, w jak niebezpieczny wir emocji się uwikłałem (...). "Niech pan przynajmniej stara się nie angażować emocjonalnie, bo popadnie pan w syndrom uzależnienia ofiary od sprawcy" - opowiada Listkiewicz.
Ostatecznie uciął z nią wszelkie kontakty. Dziś czuje się przez Anetę oszukany. Jak po latach przekazał mu prowadzący sprawę sędzia, jej skrucha była na pokaz. Morderczyni jego matki ze względu na fakt, że jest nosicielką wirusa HIV, dostała przepustkę z więzienia, aby podreperować zdrowie. Nie stawiła się jednak z powrotem w wyznaczonym terminie. Przez dwa lata szukano jej listem gończym. Do celi powróciła w 2012 roku. Gdyby nie ten incydent, wyrok mogłaby zakończyć przedterminowo w 2024 roku, ale teraz prawdopodobnie nie wyjdzie przed 2029. "Rację miała rodzina, która dziwiła się, że chcę pomóc tej kobiecie. Żałuję, że jej wybaczyłem" - podsumowuje Listkiewicz.
Doświadczasz przemocy domowej? Szukasz pomocy? Możesz zgłosić się na przykład do Ogólnopolskiego Pogotowia dla Ofiar Przemocy w Rodzinie "Niebieska Linia". Bezpłatna infolinia czynna jest całodobowo pod numerem telefonu 800 12 00 02. Więcej informacji znajdziesz na tej stronie. Jeśli występuje zagrożenie życia - dzwoń na numer alarmowy 112.