Patricia Hearst za kilka dni będzie miała 69 lat. Podobnie jak inni członkowie majętnej rodziny, wnuczka multimilionera Williama Randolpha Hearsta zajmuje się teraz głównie działalnością charytatywną. Jednak w 1974 roku miała tylko 19 lat i była zajęta tym, czym zazwyczaj są zajęci dziewiętnastolatkowie. Studiowała historię w Berkeley, imprezowała, miała narzeczonego. Jej "stare" życie skończyło się 4 lutego, kiedy usłyszała pukanie do drzwi swojego mieszkania.
Patricia broniła się. Nie była sama w mieszkaniu - oprócz niej obecny był narzeczony, jednak napastnicy pobili go i związali. Napadniętym próbował pomóc sąsiad, ale skończył tak samo, jak partner dziewczyny. Troje zamaskowanych złapało owiniętą w błękitny szlafrok Patty i wrzuciło ją do bagażnika auta.
Napastnicy dość szybko ogłosili światu, co zrobili. Zaledwie kilka dni później przesłali do mediów, na policję i do rodziny Hearstów nagrania, w których domagali się uwolnienia osadzonych w więzieniu kolegów. Ci nie trafili tam przypadkiem - wszyscy należeli do ultralewicowej grupy amerykańskich ekstremistów, których dzisiaj nazywa się już wprost pierwszą terrorystyczną organizacją USA. SLA - Symbioniczna Armia Wyzwolenia - przyjmowała w poczet swoich członków wszystkich bez wyjątków, o ile podzielało się ich poglądy. Uważali, że krajem rządzą kapitaliści i rasiści. Planowali zmienić ten stan rzeczy wszystkimi dostępnymi metodami - również przemocą. Mieli już za sobą napady i strzelaniny, nie wahali się przed użyciem broni.
Porwanie Patty dalekie było od przypadku. Kilka miesięcy wcześniej dziewczyna zaręczyła się, o czym poinformowano w lokalnej gazecie, podając dokładny adres do składania gratulacji. Symbioniści zorientowali się, że dziedziczka fortuny mieszka bardzo blisko ich siedziby. Wiedzieli, że porwanie tak bogatej dziewczyny podchwycą media, a skoro tak, będzie to okazja do przekazania swojej filozofii. I rzeczywiście, w pierwszych nagraniach, w których domagali się uwolnienia siedzących w więzieniu za morderstwo kolegów, wspominali o kapitalistycznym rządzie. Władze nie ugięły się pod ich żądaniami, dlatego zmienili strategię na "standardową" w przypadku porwań bogatych ludzi - chcieli okupu.
"Odrobinę" pomylili się w planach, ponieważ szacowali majątek Hearstów na o wiele większy, niż był w rzeczywistości. Dziadek Patricii rzeczywiście był bogaty, ale Patty nie była jego jedyną wnuczką. Dziewczyna była na tyle niemajętna, że rodzice nie zdecydowali się nigdy na stosowanie szczególnych środków ostrożności - byli przekonani, że są bezpieczni, ponieważ nie rozporządzają gigantycznym majątkiem.
Negocjacje z porywaczami spełzły na niczym. Rodzina Patty zdecydowała się zapłacić okup w postaci przekazania kilku milionów dolarów na żywność dla biednych, ale mimo to Patricia nie wróciła do domu. FBI nie namierzyło ani kryjówki SLA, ani samej dziewczyny. Słuch o niej zaginął - na około trzy miesiące.
W czasie, kiedy szukano Patricii, 19-latka była przetrzymywana w zamknięciu z zasłoniętymi oczami, które odsłaniano tylko na czas posiłku raz dziennie. Zastraszano ją, gwałcono, grożono śmiercią.
Kiedy w kwietniu zauważono ją na nagraniach z kamer podczas napadu na jeden z banków w San Francisco, była już innym człowiekiem. Wyglądała, jakby z własnej woli brała udział w napadzie - trzymała strzelbę, celowała z niej do pracowników i klientów. Dopiero późniejsze analizy wykazały, że cały czas sama była kontrolowana przez pozostałych napastników.
SLA kilka dni później ponownie wypuściło do mediów nagrania - tym razem brała w nich udział Patricia. A właściwie Tania, bo tak kazała się nazywać:
Witajcie, mówi Tania. 15 kwietnia ja i moi towarzysze przenieśliśmy własność dziesięciu milionów dolarów z banku. Problemów można było uniknąć, gdyby personel nie wchodził nam w drogę i współpracował z ludowymi siłami aż do momentu, w którym opuściliśmy budynek.
Jak czytamy w "The New York Times" z lutego 1976, kiedy rozpoczął się proces Patricii Hearst, dziewczyna odrzuciła wszystkie podejrzenia, jakoby przeszła "pranie mózgu":
Ten pomysł jest tak absurdalny, że aż trudno w to uwierzyć - ogłosiła.
Na nagraniach utrzymywała, że działała z własnej woli, nazwała rodziców "majętnymi świniami", byłego narzeczonego "seksistą". Nagrania były później głównym dowodem przeciwko niej w sądzie, choć Patricia ze szczegółami opowiadała śledczym, co się z nią działo. Późniejsze badania taśm dowodziły też, że Patricia odczytywała napisane przez inną członkinię przemówienia.
"Tania" została złapana dopiero we wrześniu kolejnego roku, po kilku tygodniach ucieczki po całym kraju, jako jedna z ostatnich członkiń SLA. Ale nie tylko ucieczką była zajęta. Wiązano ją również z innymi napadami, a także z nieudanymi zamachami na policjantów w kwietniu 1975. Dwoje z trójki jej porywaczy już nie żyło - zginęli w strzelaninie z FBI w maju 1974. Pozostali członkowie SLA zostali wyłapani - ostatnich dwóch zlokalizowano i zatrzymano w 1999 i 2002 roku.
Oskarżenie Patricii Hearst miało ułatwioną pracę. Prokuratura trzymała niepodważalne dowody w postaci nagrań z kamer oraz nagrań samej dziewczyny, przyznającej się do brania czynnego udziału w działaniach SLA. "Tania" miała narodzić się na nowo pod skrzydłami organizacji, zmienić swoje myślenie, odejść od wyznawania kapitalizmu na rzecz drogi przemocy. Oskarżyciel również w kolejnych latach po procesie utrzymywał, że Patricia była świadoma tego, co robi:
Kiedy była wtedy w banku, zachowywała się celowo, z werwą. Późnej miała wiele okazji, żeby się oddać w ręce służb, wrócić do domu, ale nie zrobiła tego. Ona naprawdę do nich przystąpiła - mówił James Browning z sądu wyższej instancji w hrabstwie San Matteo w 1999 w rozmowie z "San Francisco Chronicle".
Nie brano pod uwagę wszystkiego, co przeszła przez kilka tygodni zamknięcia. A przeszła niemało. W czasie przesłuchań mówiła, że odurzano ją środkami psychoaktywnymi, grożono śmiercią, jeśli nie zacznie wyznawać filozofii grupy, kazano uczestniczyć w dyskusjach w kryjówce SLA, gdzie ją przetrzymywano. Patricia mówiła obrońcom, że były momenty, kiedy nie była już w stanie odróżnić własnych myśli od tych, które powstały w jej głowie, żeby mogła przetrwać. Przebąkiwano o syndromie sztokholmskim, ale teoria ta wówczas dopiero się klarowała, a w czasie procesu i tak nie dopuszczono opinii biegłych psychologów.
W kontrze do jej wersji w sądzie wybrzmiała też wersja ostatniego żyjącego porywacza. Skazany za porwanie na osiem lat więzienia w rozmowie z "Oakland Tribune" w 1988 Bill Harris utrzymywał, że Patricia w momencie porwania była klasyczną zbuntowaną przeciwko rodzicom nastolatką i nie trzeba było wiele, by przekonać ją do przejścia na stronę SLA.
Sąd uwierzył oskarżycielom. Patricia Hearst usłyszała wyrok 35 lat (!) więzienia za udział w napadzie z bronią w ręku i wspieranie ekstremistycznej grupy mającej na celu obalenie rządu USA.
Patricia Hearst skorzystała z prawa do apelacji. Sąd wyższej instancji wziął pod uwagę, że ją torturowano. Argumentowano, że tak wysoka kara została orzeczona wyłącznie dlatego, że oskarżona była młoda, bogata i biała. Zmniejszono wyrok do siedmiu lat więzienia, a szczęście Hearst nie opuszczało. Prezydent Jimmy Carter zastosował wobec niej prawo łaski, skracając jej karę do dwóch lat więzienia. Ostatecznie Patricia przesiedziała w odosobnieniu 21 miesięcy, ale prawa obywatelskie odzyskała dopiero w styczniu 2001 roku dzięki amnestii ogłoszonej przez Billa Clintona.
Patricia Hearst wydała w latach 80. książkę o czasie, jaki spędziła w SLA. Próbowała też swoich sił w filmach w latach 90., jednak bez większych sukcesów. Nigdy więcej nie przekroczyła granic, jakie wyznaczało prawo, i to nawet jako aktorka, podejmująca kolejne dość średnie role. Wybierała te bezpieczne, które nie budziły skojarzeń z jej przeszłością, od której raczej chciała się odciąć, niż spróbować zbić kapitał. W ostatnich latach skupiła się zatem na tym, co jest specjalizacją rodziny Hearstów - działalności charytatywnej.
Bardzo rzadko odnosi się do porwania. Wyszła za mąż za policjanta i była z nim aż do jego śmierci w 2013 roku. Ma dwie dorosłe córki.