Katarzyna Waśniewska "błagała o oddanie jej dzieciątka". Po konferencji poszła do kina. Na horror

24 stycznia 2012 roku policja w Sosnowcu dostała zgłoszenie o porwaniu półrocznej dziewczynki. Prawdopodobnie nikt wówczas nie przypuszczał, że już niebawem ta sytuacja stanie się jedną z najszerzej komentowanych w polskich mediach spraw kryminalnych.

W poszukiwania Madzi z Sosnowca włączył się cały kraj. Dosłownie. Policjanci, tuż po podaniu do publicznej wiadomości informacji o zaginięciu dziewczynki, dostawali telefony od osób z całej Polski. Córkę Katarzyny Waśniewskiej ktoś widział w Warszawie, inna osoba dzwoniła z podobną informacją z Krakowa, kolejna alarmowała o znalezieniu dziecka w Bydgoszczy. Funkcjonariusze bezskutecznie sprawdzali wszystkie tropy. Początkowo wszyscy wierzyli jeszcze, że Madzię uda się odnaleźć.

Zobacz wideo Ostatnie chwile przed zaginięciem Iwony Wieczorek

"Błagam, żeby dzieciątko było już w domu"

Katarzyna Waśniewska utrzymywała, że podczas spaceru z córką ktoś uderzył ją w tył głowy. Twierdziła, że straciła przytomność, a gdy się ocknęła, dziecięcy wózek był pusty. Tragiczna historia zrozpaczonej matki poruszyła Polaków. Sprawa Madzi z Sosnowca dość szybko zyskała medialny rozgłos, a gdy śledczy prowadzili rozległe poszukiwania, internauci publikowali zdjęcia dziewczynki na portalach społecznościowych. Policjanci od samego początku nie dawali jednak wiary w wyjaśnienia matki małej Madzi.

Kilka dni po wszczęciu poszukiwań śledczy dzięki nadajnikom sprawdzili, jaką trasę przeszła w dniu porwania Waśniewska i gdzie logowała się jej komórka w momencie zaginięcia. Choć ustalenia pokrywały się z jej zeznaniami, policjanci wiedzieli już, że kobieta coś ukrywa.

Kiedy zaczęliśmy analizować czas przemarszu, okazało się, że matka musiała iść bardzo, ale to bardzo szybko. Za szybko jak na spacer z dzieckiem. (...) Nie mieliśmy już wątpliwości, że kobieta nie mówi nam prawdy, bo musiałaby przez cały czas niemal biec - przekazał później funkcjonariusz policji.

29 stycznia opinia publiczna nie wiedziała jednak jeszcze, że Katarzyna Waśniewska i jej mąż od kilku dni byli już pod całodobową obserwacją policji. Tego dnia rodzice dziewczynki wzięli udział w zorganizowanej przez Krzysztofa Rutkowskiego konferencji prasowej, którego o dołączenie się do sprawy poprosił prawnik męża Katarzyny W. Biuro byłego detektywa przekazało dwadzieścia tysięcy złotych dla porywacza za zwrócenie Madzi. Drugie dziesięć dołożył "Super Express". Osobie, która odda dziecko, gwarantowali bezkarność.

Rodzina wycofa wszelkie wnioski o ściganie w prokuraturze po to, żeby sprawę zamknąć. Nam najbardziej zależy na dziecku - mówił podczas wystąpienia Rutkowski.

Katarzyna Waśniewska do jego apelu dodała kilka słów od siebie.

Błagam, żebyście oddali mi dzieciątko, żeby ono już było w domu - prosiła.

Na tym etapie śledztwa matka zaginionej dziewczynki podczas publicznych wystąpień rzadko zabierała jednak głos. Na większości nagrań ma spuszczony wzrok. Nie patrzy ani w kamerę, ani na siedzącego obok męża. To głównie ojciec Madzi rozmawiał z dziennikarzami.

Oddaj ją, a my zapewnimy ci bezpieczeństwo. Ani jednego dnia nie będziesz siedział w więzieniu - mówił w rozmowie z TVN 24.

Zapewniał też reportera, że nie mają podejrzeń, kto mógł porwać ich córkę. Katarzyna Waśniewska na to samo pytanie jedynie przecząco kręciła głową.

Po konferencji zorganizowanej przez Rutkowskiego policjanci nie mieli już jednak wątpliwości, że Madzia nie żyje. Rodzice dziewczynki, nie wiedząc o policyjnej obserwacji, udali się do kina na horror, żeby "się odstresować".

Wtedy mieliśmy już pewność, że nie szukamy żywego dziecka, lecz ciała - relacjonował później jeden z funkcjonariuszy.

Policjanci w kinie siedzieli dwa rzędy za Waśniewską.

"Ciężko teraz powiedzieć, w co się wierzy"

Kłamstwo o porwaniu wyszło na jaw dość szybko. Policjanci podjęli decyzję, że 3 lutego aresztują matkę Madzi. Liczyli, że przyzna, co stało się z jej dzieckiem. Uprzedził ich jednak Rutkowski. Były detektyw dzień przez zaplanowanym aresztowaniem przekazał mediom, że Katarzyna Waśniewska podczas rozmowy z nim przyznała, że Madzia nie żyje. Poinformował także, że ma nagranie z wyznaniem kobiety.

Katarzyna przyznała jednoznacznie, że dziecko wypadło jej z ręki i uderzyło głową w próg. Dziecko w wyniku tego uderzenia miało ponieść śmierć. Matka zapakowała dziecko do wózka i starała się ukryć je w takim miejscu, żeby nie zostało znalezione - relacjonował podczas konferencji prasowej.

Rutkowski podkreślił także, że Katarzyna Waśniewska od początku była dla niego główną podejrzaną w sprawie. Zastanowił go m.in. fakt, że odmówiła badania pod wariografem, na które zgodził się jej mąż.

Te badania my zaproponowaliśmy, Bartek się poddał, Katarzyna nie. Dzień tych badań poprzedzony był jej bardzo nerwowymi reakcjami, rozbiła mężowi głowę drzwiami, czuła, że może być coś, co wykaże jej winę - opowiadał.

Były detektyw utrzymywał też, że wie, gdzie Katarzyna Waśniewska ukryła ciało. Policjanci przeszukali wskazany przez niego teren, jednak na miejscu znaleźli jedynie worek z dziecięcą kurtką. Matka Madzi, która w tym czasie przebywała w izbie zatrzymań, początkowo nabrała wody w usta. Złamała się po kilku godzinach i zgodziła wskazać miejsce, w którym porzuciła martwą, zawiniętą w koc dziewczynkę.

Ten przełom w śledztwie wstrząsnął opinią publiczną. Ludzie stawali się coraz bardziej sceptyczni wobec całej przedstawianej w mediach historii. Kilka dni po ujawnieniu prawdy o zaginięciu Madzi mąż Katarzyny Waśniewskiej udzielił wywiadu dziennikarzowi RMF FM. Ojciec dziewczynki opowiadał, że nie wiedział o tragedii, do której musiało dojść, gdy nie było go w domu. Przyznał, że nie miał pojęcia, iż jego żona cały czas kłamała. Na pytanie, czy wierzy, że doszło do wypadku, nie umiał jednak odpowiedzieć.

Czy wierzę? Ciężko teraz jest powiedzieć, w co się wierzy. Żyliśmy przez tyle dni razem z rodziną w kłamstwie, i to takim bardzo perfidnym. Z tego, co wiem, dzisiaj sekcja zwłok wykazuje, że był to wypadek. (...) Żona. To jest najbliższa osoba. Wiadomo, że to się wierzy w każde słowo. No na tym polega to wszystko. Nie zastanawiałem się na tym, czy ona to mogła zrobić, skupiałem się przede wszystkim na odnalezieniu Madzi - opowiadał.

Stwierdził również, że nie zastanowił go fakt, iż jego żona odmówiła poddania się badaniu wariografem. Jak tłumaczył, przeszła załamanie nerwowe i martwiła się, że to może wpłynąć na wynik. Mąż Katarzyny Waśniewskiej dodał, że nie jest pewien, czy będzie w stanie jej wybaczyć. 

Prokuratura postawiła Katarzynie Waśniewskiej zarzut nieumyślnego spowodowania śmierci. Została zatrzymana, ale już 15 lutego zwolniono ją z aresztu.

"Bartek musi dorosnąć i zmądrzeć"

W marcu rodzice Madzi, już razem, wystąpili w "Rozmowach w toku". Podczas udzielanego Ewie Drzyzdze wywiadu skarżyli się, że są atakowani na ulicy, muszą się ukrywać, nie mogą wyjść z domu. Katarzyna Waśniewska w pewnym momencie wybucha płaczem i ucieka sprzed kamery. Na małżonków spadła wówczas fala krytyki, są posądzani o lansowanie się w mediach na osobistej tragedii. W komentarzach wrze. Ludzie zastanawiają się, czy małżonkowie nie powinni otrzymać zakazu publicznego wypowiadania się o sprawie. Zdecydowanie przeciwny był temu Rutkowski.

Jeśli tak to mocno przeszkadza to widzom, internautom czy czytelnikom, to może media powinny mieć zakaz publikowania materiałów o nich? Nie można nikomu założyć kagańca na twarz. Mają do tego prawo - komentował.

W lipcu wyniki sekcji zwłok jednoznacznie wskazały, że Madzia zmarła w wyniku uduszenia. Ekspertyza wykazała, że śmierć dziewczynki była gwałtowna. Katarzyna Waśniewska usłyszała zarzut zabójstwa i ponownie trafiła do aresztu. Katowicki sąd raz jeszcze uchylił jednak środek zapobiegawczy. Uznał, że nie ma obaw, aby kobieta utrudniała śledztwo. Na Katarzynę W. zostaje nałożony obowiązek dozoru policyjnego.

W październiku do kiosków trafia numer "Super Expressu" z Katarzyną Waśniewską na okładce. "Teraz mam czas na swoje pasje" głosi podpis pod zdjęciem matki Madzi siedzącej na koniu w bikini. Oskarżona o zabójstwo udzieliła też tabloidowi wywiadu. Podkreśliła, że nie zabiła córki, a taką teorię wykreowały media. Opowiadała także o rozstaniu z mężem. Przyznała, że chociaż za nim tęskni, nie widzi możliwości, aby nadal byli razem.

Bartek ma jeden problem - za bardzo słucha mamusi. I tak było od początku. Najpierw on musi dorosnąć i zmądrzeć - podsumowała.

Katarzyna Waśniewska wspominała także pobyt w areszcie. Podczas zatrzymania spotkała Beatę Ch., kobietę oskarżoną o zabójstwo Szymona, znalezionego w stawie chłopca, którego tożsamość śledczy ustalali przez dwa lata.

Bardzo ciepła, sympatyczna osoba. Pogadałyśmy. Dałam jej kilka rad, ona mi też coś poradziła. Miałyśmy cele łączone. Jak gdzieś wychodziłyśmy, to we dwie. (...) Mogę jedynie powiedzieć, że oceniam ją jako bardzo sympatyczną osobę. Na pewno kocha resztę swoich dzieci. I to bardzo - opowiadała tabloidowi.

Przyjaźń z Beatą Ch. wyjdzie jednak matce Madzi bokiem. Podczas procesu Katarzyny Waśniewskiej kobieta złoży obciążające ją zeznania, które pomogą ustalić, że dziewczynkę uduszono z premedytacją. Sosnowiczanka miała chwalić się Beacie Ch., że jej córka została zamordowana podczas imprezy.

W połowie października Katarzyna Waśniewska przestała wypełniać obowiązek nadzoru policyjnego i nie stawiała się na komisariacie. Zerwała wszystkie kontakty, a jej matka zgłosiła zaginięcie. Policja wydaje list gończy za Katarzyną W. Funkcjonariusze odnaleźli matkę Madzi 21 listopada ukrywającą się w podlaskiej wsi. Tym razem nie było już wątpliwości, że musi trafić do aresztu.

"Jak zabić bez śladów"

Proces Katarzyny Waśniewskiej rozpoczął się w lutym 2013 roku. Prokuratura przyjęła, że zabójstwo córki planowała co najmniej od 19 stycznia. Z ustaleń wynika, że usiłowała zatruć ją czadem. Feralnego 24 stycznia rzuciła dziewczynkę o podłogę, a gdy niemowlę przeżyło również upadek, udusiła je. Katarzyna Waśniewska wyszukiwała w internecie hasła "jak zabić bez śladów", "zasiłek pogrzebowy niemowlaka", "pochówek dzieci martwo urodzonych", "kremacja niemowlaka cena" czy "nieumyślne spowodowanie śmierci". Sprawdzała także cennik trumien w zakładzie pogrzebowym.

Wyrok w sprawie zapadł we wrześniu. Sędzia obalił teorię obrońcy, że Madzia zginęła w wypadku, a jej matka w szoku rzekomo straciła zdolność racjonalnego myślenia.

Pojawia się pytanie, czy matka, która godzinę wcześniej straciła swoje dziecko w wyniku tragicznego wypadku i w szoku postanowiła zakopać zwłoki, (...) byłaby zdolna do przeprowadzenia spokojnej, niewywołującej żadnych obaw rozmowy z rozmówcą, który ją dobrze znał. W ocenie sądu z psychologicznego punktu widzenia to teza trudna do obrony - tłumaczył.

Zwrócił także uwagę na medialne wystąpienia Katarzyny Waśniewskiej, która podsycała atmosferę sensacji wokół tragedii. Prokuratura wnioskowała o dożywocie, jednak sędzia uznaje taką karę za zbyt surową i uważa, że pojawiły się okoliczności łagodzące. Katarzyna Waśniewska za zabójstwo i fałszywe zawiadomienie policji o uprowadzeniu dziecka otrzymała wyrok 25 lat pozbawienia wolności.

Wyrok uprawomocnił się w 2014 roku. Matka Madzi o przedterminowe zwolnienie z więzienia może ubiegać się najwcześniej po odbyciu 20 lat kary, czyli w 2032 roku.

Źródła: wyborcza.pl: "Śmierć Madzi z Sosnowca. Eksperymenty z dziecięcym wózkiem", PAP, rmf24.pl, wiadomosci.wp.pl, newsweek.pl, fakt.pl, se.pl, wiadomosci.onet.pl, media2.pl.

Więcej o: