Głównym miejscem zarobku Natalii Siwiec jest Instagram. To właśnie dlatego publikuje tam dużo treści, również ukazujące jej prywatne życie. Wystarczy nawet pobieżnie przejrzeć jej profil, by dostrzec, że mnóstwo postów to po prostu wpisy sponsorowane. Niestety polscy influencerzy nie są nauczeni, by oznaczać swoje współprace z markami i zresztą nie inaczej jest z Natalią. Jej ostatni wpis wywołał za to ogromne kontrowersje. Wszystko przez skórzany płaszcz.
Siwiec opublikowała na Instagramie zdjęcia, na których pozuje w ciężkim, zimowym płaszczu. Na stronie marki czytamy, że został on wykonany ze skóry jagnięcia i kosztuje całe 6,5 tys. zł. To oczywiście nie umknęło uwadze czujnych obserwatorów celebrytki. W komentarzach zarzucili jej hipokryzję, ponieważ Siwiec kreuje się na osobę, dla której ważny jest los wszystkich zwierząt.
Hipokryzja. No cóż, ale kasa na koncie musi się zgadzać. Żałosne, że ludzie dla pieniędzy zrobią wszystko, nawet poglądy szybko zmieniają.
Więcej o celebryckich dramach przeczytasz na Gazeta.pl
Celebrytka szybko zaczęła się bronić. Podkreśliła, że jest pescowegetarianką (je wyłącznie mięso ryb) i nie nosi futer. Wyżej wspomniany płaszcz nazwała "produktem ubocznym jedzenia mięsa".
Po pierwsze jestem pescowegetarianką i nie nosze futer. Zwracam też uwagę na to, czy kosmetyki są cruelty free i to jedyne deklaracje, które komunikowałam. Produkty uboczne jedzenia mięsa nadal noszę (może oczywiście się to zmienić) czyli np. buty skórzane, płaszcze, torebki czy kurtki. Można to każdego dnia zauważyć na moim IG.
Tyle na temat tego, co robię. I proszę nie dorabiać do tego ideologii - odpowiedziała pod kilkoma zarzutami.
To tłumaczenie jednak nie przekonało internautów.
Rozumiem, że kosmetyków testowanych na zwierzętach nie używasz, ale obdarte ze skóry zwierzę ci nie przeszkadza?
Należy tez uświadomić, że to nie jest "produkt uboczny" jedzenia mięsa. To oddzielny biznes - hodowla nastawiona wyłącznie "na skóry". Przemysł skórzany kwitnie głównie w krajach takich jak Chiny, gdzie pojęcie cruelty free raczej nie istnieje.
Jedno się mówi, drugie się robi, a kasa musi się zgadzać - pisali.
Czyje argumenty was przekonują?