Na początku ubiegłego roku Meghan Markle i książę Harry ogłosili zaskakującą decyzję. Para postanowiła zrezygnować z praw i obowiązków, które należą do członków brytyjskiej rodziny królewskiej i rozpocząć nowe życie. Opuścili Wielką Brytanię i zamieszkali w Kandzie. Po kilku miesiącach przeprowadzili się do Stanów Zjednoczonych. Para chyba nie do końca może czuć się tam bezpiecznie.
Para początkowo nie zdecydowała się na zakup domu, a jedynie wynajmowała od przyjaciela luksusową willę, która znajdowała się w okolicy zamieszkałej przez same sławy. Ostatecznie Meghan i książę Harry przenieśli się do Montecito, gdzie ponoć kupili wielki dom z 8 sypialniami, basenem i wielkim ogrodem. W sieci nie brakowało zdjęć z lotu ptaka, na których było widać pod domem pary robotników, którzy stawiali wielkie ogrodzenia, by Meghan, Harry i Archie mieli jak najwięcej prywatności i żeby czuli się bezpiecznie.
I choć para tak bardzo starała się, by wieść spokojne życie w USA, to tego spokoju nie mogą zaznać. Meghan Markle i książę Harry są jedną z najpopularniejszych par na świecie. Zdaje się, że po ich wyprowadzce z Wielkiej Brytanii, zainteresowanie nimi tylko wzrosło. Niektórzy są tak zainteresowani parą, że postanowili się włamać do jej domu!
Jak donosił serwis TMZ, w Wigilię do posiadłości Meghan i Harry'ego miał wtargnąć 37-letni mężczyzna. Co ciekawe, dwa dni później zrobił to samo. Za pierwszym razem dostał pouczenie, za drugim – został aresztowany przez policję
Nickolas Brooks, 37 lat, został osadzony w więzieniu pod zarzutem wykroczenia, a później zwolniony - podaje magazyn.
To nie wszystko! Jak podaje magazyn "Hello", policja musiała interweniować aż dziewięć razy! Większość wezwań dotyczyła pobudzenia alarmu i na szczęście były to fałszywe alarmy, z wyjątkiem tego w święta. Meghan i Harry z pewnością najedli się strachu.