Kilka dni temu Anna Paliga zamieściła wpis, w którym nie zostawiła suchej nitki na pracownikach łódzkiej filmówki. Aktorka opowiedziała o upokorzeniach, przemocy oraz prześladowaniach, których doświadczyła na słynnej uczelni. W jej ślady poszło wiele innych aktorów i aktorek, którzy dopiero po latach odważyli się o tym opowiedzieć. Niedawno swoją historią podzieliła się Weronika Rosati. Teraz przyszedł czas na Joannę Koroniewską.
Joanna Koroniewska zamieściła w mediach społecznościowych bardzo obszerny wpis o traumie, której doświadczyła, będąc studentką łódzkiej filmówki. Od kilku dni chciała podzielić się swoją historią, jednak ze względu na wciąż towarzyszące jej emocje, nie było to takie łatwe. Na początku wpisu opowiedziała o jednej z profesorek, o której wspominała też Weronika Rosati.
Tak, na samą myśl o tym nazwisku robi mi się niedobrze. W imię zahartowania mnie, od razu na początku wybrała mnie sobie za cel i szczerze, była to niekończąca się moja walka z upokorzeniem, wstydem i samymi najgorszymi emocjami. Wybitna Pani Pedagog wymyślała mi ksywy, które raniły mnie do żywego, wciąż zwracała uwagę na to, jaka to jestem głupia, używając przy tym naprawdę mocnych słów. Najgorszych. Najmocniejszych...- zaczęła Koroniewska.
Oprócz upokorzeń najbardziej w pamięci zapadła jej jedna, bardzo intymna historia. Gdy umierała na raka mama Joanny Koroniewskiej, ta nie dostała żadnego wsparcia. Co więcej, nie otrzymała nawet dnia wolnego, by pożegnać się z umierającą w samotności mamą. Jak sama wspomina, nigdy tego nie wybaczy.
Kiedy umierała na raka moja mama, byłam w trakcie prób do przedstawienia dyplomowego, od którego zależało moje być albo nie być na uczelni. Siedząc z moją umierającą mamą, bez rodzeństwa, bez oparcia ze strony ojca, zadzwoniłam do Pani Mirowskiej, że to ostatnie godziny mojej mamy i bardzo chciałabym móc ją pożegnać.
Byłam w tej sytuacji sama. Tak jak i sama była moja matka, która bardzo mnie potrzebowała. Pamiętam jak dziś - były dwa tygodnie do spektaklu dyplomowego (...). Spektakl był przygotowany, rola zrobiona, a ja prosiłam o zaledwie jeden dzień. Usłyszałam w słuchawce wzburzony głos mojej Profesorki, że absolutnie nie ma takiej możliwości, że muszę wracać, mimo że usilnie tłumaczyłam, że nie mam z kim zostawić mojej mamy. Zostałam wtedy wyzwana od egoistek, że myślę tylko o sobie, a nie o Kolegach, którzy potrzebują próby ze mną, po czym rzucona została słuchawka - wspomina aktorka.
Joanna Koroniewska po latach żałuje, że się wtedy nie zbuntowała. Włodarze uczelni również nie znaleźli dla niej zrozumienia w tej trudnej sytuacji. Tłumaczyli, że przecież każdemu umiera ktoś w rodzinie. Aktorka dodaje również, że nie tylko ona miała podobne problemy. Wiele jej kolegów i koleżanek też nie było puszczanych na pogrzeb, a próby do spektakli specjalnie były ustawianie tak, aby tuż po nich musieli pędzić kilkaset kilometrów do Łodzi.
Aktorka nie generalizuje i wspomina również o świetnych pedagogach, którzy wspierali ją w trudnych chwilach i pomogli przejść jej przez to "piekło".
Żeby nie było, na tej uczelni miałam też wielu wspaniałych pedagogów, którzy nie tylko przekazali mi swoją wiedzę i stworzyli jako aktorkę, ale także wspierali w trudnych chwilach. (...). Z tego miejsca ogromne podziękowania dla Mirosławy Marcheluk. To ona podnosiła mnie na duchu, za każdym razem, kiedy upadałam - czytamy we wpisie Koroniewskiej.
Joanna Koroniewska przyznała, że o traumie nie powiedziała nawet swojemu mężowi. Tłumaczyła, że za wszelką cenę chciała o tym zapomnieć. Cały wpis Joanny Koroniewskiej możecie przeczytać poniżej lub klikając TUTAJ.
Plotek już drugi raz przyłącza się do zbiórki organizowanej przez Stowarzyszenie mali bracia Ubogich i zbiera na koszyczki wielkanocne dla seniorów. Wesprzyjmy starsze, samotne osoby. Liczy się każda złotówka!