• Link został skopiowany

Weronika Rosati o koszmarze w łódzkiej filmówce. "Jednemu z moich kolegów kazano stać na scenie bez ruchu przez wiele godzin"

Weronika Rosati na Facebooku podzieliła się swoją historią i tym, czego doświadczyła w Państwowej Wyższej Szkole Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej w Łodzi. Studiowała tam 1,5 roku i po raz pierwszy opowiedziała, do jakich aktów przemocy tam dochodziło.
Weronika Rosati
Kapif.pl

Po wpisie Anny Paligi, która oskarżyła pracowników łódzkiej filmówki, kolejni absolwenci opisują swoje historie. Głos zabrali m.in. Dawid Ogrodnik i Zofia Wichłacz. Teraz swoimi doświadczeniami podzieliła się Weronika Rosati, która dodała obszerny wpis na Facebooku. Aktorka opisała sytuacje, w których dochodziło do aktów przemocy ze strony wykładowców.

Weronika Rosati o przemocy w łódzkiej filmówce

Rosati na początku wyraziła szacunek, jaki odczuwa w stosunku do kolegów z branży, którzy odważyli się opowiedzieć o tym, do czego dochodzi w łódzkiej szkole filmowej. Ich zachowanie tym bardziej docenia, ponieważ, jak tłumaczy, "wpływowi oprawcy nie tylko pozostają bezkarni, ale niestety jeszcze u nas panuje absurdalne i krzywdzące niedowierzanie ofiarom". Sama 20 lat temu dostała się do filmówki, była pełna nadziei.

Wydawało mi się, że to będzie najwspanialszy czas w moim życiu! Czas rozwijania i realizowania mojej największej pasji - sztuki aktorskiej. No cóż, głośno już jest o wyznaniach innych byłych studentów, wiec nie zaskoczę nikogo, mówiąc, że mój czas na tej uczelni był pierwszym koszmarnym wydarzeniem w moim życiu - napisała.

Po raz pierwszy odważyła się opowiedzieć publicznie, czego doświadczała ona i jej koledzy. Zdaniem aktorki, to, że "miała więcej ról w swoim resume niż część jej wykładowców", "wyzwoliło w nich najgorsze instynkty". Liczyła na to, że pracownicy pomogą rozwinąć jej talent, przyswoić nowe umiejętności:

Oprócz prawdziwych, profesjonalnych pedagogów, trafiłam również na takich, którzy mieli nikłe doświadczenie zawodowe, zastraszali swoimi poniżającymi metodami nauczania. Zamiast szacunku do nich czułam ogromny lęk. I co? Zgadliście. Podcięli mi skrzydła. To delikatnie powiedziane... Wyżywali się na mnie i na innych psychicznie, a nawet na niektórych fizycznie (pamiętam, jednemu z moich kolegów kazano stać na scenie bez ruchu przez wiele godzin) - wspomina.

W każdy poniedziałek liczyła na to, że wydarzy się cud i nie będzie musiała wysłuchiwać krytyki swojej gry aktorskiej.

Traktowani byliśmy jak marionetki, a każda osobowość lub - broń Boże oryginalność lub charakter - była tępiona, poczucie własnej wartości zdeptane. Za niesubordynacje (np. mój bunt wobec zakazu wyjazdu do domu na święta) spotkała mnie surowa kara w postaci ostracyzmu - dodała Rosati. - Myślę, że szkoła ta naruszała wszystkie możliwe prawa człowieka - podkreśliła.
Zobacz wideo Weronika Rosati przyznała, że partner stosował wobec niej przemoc

Dziwi się, że do takich sytuacji, jakie opisali jej koledzy, mogło dochodzić także w czasach, w których głośno zaczyna się mówić o mobbingu i przemocy.

Nawet nie umiem opisać w słowach na czym miał polegać ten miesiąc katowania, obrażania, nękania i pastwienia się nad młodymi, niedoświadczonymi jeszcze ludźmi. Nie rozumiem, jak to jest możliwe, by już w czasach Me Too Movement - #metoo nikt za to nie poniósł konsekwencji. Na Boga, za takie nadużycia i łamanie praw człowieka, jakie miały miejsce na fuksówce, gdyby to się działo w USA, sprawcy byliby skończeni zawodowo i pociągnięci do odpowiedzialności prawnej - stwierdziła.

Pracownicy, którzy się znęcali nad uczniami, do tej pory pojawiają się mediach. Weronika Rosati zawsze przeżywa moment, gdy ich widzi:

Pamiętam tych najpodlejszych do dziś, czasem migają mi w epizodach w reklamach. Mam ciarki do tej pory na plecach, gdy ich widzę twarze... . Uciekłam. Dosłownie.

Dodała też, że nie napisała tego wszystkiego po to, by zwrócić uwagę na swoją historię, lecz "by solidarnie poprzeć tych, którzy mieli odwagę opowiedzieć o tym i tych, którzy nie zdobyli się na opowiedzenie swoich przeżyć". Cały wpis możecie przeczytać tutaj:

Więcej o: