Aleksandra Żebrowska jest jest matką trzech chłopców. Najmłodszego syna, Felka, powitała na świecie wraz z Michałem Żebrowskim na początku sierpnia 2020 roku. Od tego czasu instagramerka coraz częściej bez pardonu mówi o połogu, jak po porodzie zmienia się ciało kobiety, o problemach z nietrzymaniem moczu, włączając się przy tym w dyskusję na temat publicznego karmienia piersią. Teraz kolejny raz pokazała bliznę po cesarskim cięciu, prowokując kobiety do ważnej debaty na temat cesarki.
Aleksandra Żebrowska już jakiś czas temu pochwaliła się zdjęciem, na którym obejmuje najmłodszego syna, a w dolnej części kadru widać podbrzusze gwiazdy i świeżą jeszcze bliznę po cesarskim cięciu. Wówczas w humorystyczny sposób przyznała, że jej cesarka nie była zaplanowana, pod nóż chirurga trafiła w ostatniej chwili.
Nieplanowane, ale da się polubić (cięcie, nie dziecko) - śmiała się.
Wówczas post podzielił internautów. Wiele kobiet cieszyło się, że Żebrowska uświadamia przyszłe mamy, jak wygląda brzuch po cc, inni z kolei uznali fotografię ze niesmaczną - zbyt intymną. No tak, przecież wszystko dziś jest na sprzedaż - utyskiwali.
Żebrowska nie specjalnie przejęła się słowami hejterów i raz jeszcze pokazała, jak goi się jej blizna. Tym razem ironicznie odniosła się do tych matek, które za jedyny "słuszny" poród uznają ten naturalny.
Rodziłyście normalnie? Ja przez gardło - napisała zaczepnie.
Na InstaStories pokazała przy tym wiadomość od innej matki, która przyznała, że jej koleżanki nie szanują sposobu, w jaki rodziła. Dlatego też jej dziecko ma nie świętować narodzin, ale "wydobyciny" (przyznajemy, że dla kogoś, kto obserwuje grupy dla młodych mam, ten termin nie jest żadnym novum, ale o tym później).
W komentarzach pod postem również zawrzało. Żebrowska została zasypana masą komentarzy. Jak to w przypadku takich "kontrowersyjnych" tematów bywa, obserwatorzy podzielili się na obozy - tych, którzy podpierali jedynie porody siłami natury (starając się przy tym zawstydzić te kobiety, które zdecydowały się na cesarskie cięcie) oraz tych, którzy uznali, że post Żebrowskiej porusza ważny temat - "mom shamingu".
Młode matki zawsze były mniej lub bardziej oceniane. Matki upominane były często przez swojej mamy, teściowe, koleżanki czy inne kobiety, które "służyły dobrą radą". W efekcie zamiast rad, matki były częściej pouczane, a czasami wręcz ganione w kwestiach związanych z porodem, a potem opieką nad dzieckiem i wychowywaniem go. I tak często słyszane hasła "a gdzie czapeczka?", "mleko modyfikowane? Dla dziecka zdrowe tylko to z piersi matki" czy "nie powinnaś tego dawać dziecku" to nic innego jak mom shamingiem - zjawisko - jak powiedziałby Gombrowicz - "upupiania" mam, które w dobie mediów społecznościowych ma się coraz lepiej.
Włosy stają dęba! Do takich wniosków może dojść niemal każdy, kto przez chwilę obserwował, co dzieje się na facebookowych grupach matek (a tych nie brakuje). Przeglądając już kilka pierwszych postów, a właściwie komentarzy na nie, nie sposób nie zauważyć, że kobiety- użytkowniczki owych grup są dla siebie OKRUTNE. Przepełnione hejtem są zwłaszcza te posty, które dotyczą porodów przez cesarskie cięcie. Liczna grupa kobiet głośno wyraża swoje skrajne poglądy, że jedynym właściwym sposobem przyjścia na świat dziecka jest poród naturalny, bo - jak utrzymują owe internautki - ciało kobiety zostało stworzone, by rodzić siłami natury. Kiedy więc, któraś z mam przyzna się, że rodziła przez cesarskie cięcie albo miała tzw. cesarkę na życzenie, musi liczyć się, że padną mocne słowa. I padają - najczęstsze to "urodzili za ciebie", "taki poród się nie liczy", "poszłaś na łatwiznę", "szkoda, to gorsza opcja dla dziecka", albo właśnie przytoczone już wcześniej "to nie poród, to wydobyciny". Pojawiają się nawet głosy, że poród ze znieczuleniem to kolejne "oszustwo".
Wiele z tych młodych mam nie chce wziąć pod uwagę, że często cesarskie cięcie, w przypadku powikłań, bywa konieczne (lekarze mówią o cięciu cesarskim planowym, pilnym, naglącym czy nagłym). W Polce w publicznych szpitalach teoretycznie nie ma cięć na życzenie. Te wykonywane są jedynie ze ścisłych wskazań medycznych. Jednak w szpitalach prywatnych kobieta może mieć wybór i zadecydować, że właśnie w ten sposób chce powitać na świecie swoją pociechę. Oczywiście decyzja ta musi być przemyślana (mówimy przecież o naruszeniu wielu struktur ciała) i podjęta z lekarzem prowadzącym.
Drugą kwestią, która rozpala do czerwoności niektóre uczestniczki facebookowych dyskusji o dzieciach, jest kwestia karmienia. Część mam decyduje się karmić piersią, inne wybierają mleko modyfikowane. Niestety, na grupach facebookowych ta druga grupa mam często stoi na przegranej pozycji, a ich głos jest ośmieszany. "Konserwatywne mamy" uznają, że mleko w proszku to zło, przejaw lenistwa tych mam, które nie chcą wstawać w nocy na karmienie i nie nawiązują w ten sposób więzi z dzieckiem. I tak pod postami, w których jedna z mam przyznaje się, że nie karmi piersią czytamy słowa, które mają wywołać w niej poczuje winy.
Głodzisz dziecko.
Szkoda, to nie jest najlepsze dla małego.
No w głowie się poprzewracało. Ja bym tego swojemu maluszkowi nie zrobiła - czytamy.
Nie trzeba chyba dodawać, że takie słowa wpływają na psychikę młodej mamy. Odpowiedzi, w których inne kobiety wskazują, że mleko modyfikowane ma coraz lepszy skład, a przede wszystkim jest podawane po konsultacji z pediatrą, do niektórych nie przemawiają. Niezależnie jednak kto ma rację, która z opcji jest lepsza czy zdrowsza, pozostaje pytanie - dlaczego inne kobiety są tak bezwzględne wobec innych matek. Przecież w założeniu takie grupy powstały, by wzajemnie się wspierać.