Doda postanowiła zrobić sobie wakacje życia. Kiedy na planie filmu "Dziewczyny z Dubaju" padł ostatni klaps, szybko wybrała się na zasłużony urlop. Na jej Instagramie pojawiło się wiele zdjęć w strojach kąpielowych, jednak wszyscy byli ciekawi, z kim spędza czas w Turcji. W końcu u jej boku nie było męża, Emila Stępnia. Przez przypadek internauci wpadli na trop tajemniczego mężczyzny, który miał towarzyszyć wokalistce na wakacjach.
Wszyscy fani Dody zadają sobie pytanie, kim jest Max Hodges? Mężczyzna za pośrednictwem mediów społecznościowych wyznał artystce miłość, a jakby tego było mało, zasugerował, że się jej oświadczył. W sieci nie brakuje ich wspólnych zdjęć, na których czule się tulą, a nawet dają sobie buziaka. Zaledwie kilka godzin po tym, jak media zaczęły się rozpisywać o ich tajemniczej relacji, Amerykanin zablokował swoje konta. Doda póki co nie zamierza wprost komentować pojawiających się doniesień, jednak robi to trochę naokoło. Ostatnio polubiła bardzo dwuznaczny komentarz.
Wokalistka ponownie wzbudziła zainteresowanie. Tym razem chodzi o nagranie z lotniska. Gwiazda oraz jej przyjaciółka wróciły do Polski i od razu ta informacja pojawiła się w sieci. Jednak największą uwagę zwraca przejęzyczenie Dody.
Kochani, no co mogę wam powiedzieć. Wróciliśmy do Polski, wróciłyśmy... Gdzie czerwone dywany, gdzie płatki róż i gdzie szampany?
Słowo "wróciliśmy" może sugerować, że z Dodą i jej przyjaciółką wrócił także tajemniczy Max. Myślicie, że to była celowa "pomyłka"?