• Link został skopiowany

"Taniec z Gwiazdami". Wydawali się od początku faworytami. Przegrali, a my oceniamy show [PODSUMOWANIE]

Wiosenną edycję "Tańca z Gwiazdami" wygrał Krzysztof Wieszczek trenowany przez wściekle seksowną i zabójczo profesjonalną Agnieszkę Kaczorowską. Kto kibicował tańczącej równo, fenomenalnie i przez całą edycję na tym samym wysokim poziomie Tatianie Okupnik, prowadzonej przez Tomasza Barańskiego, musiał poczuć się rozczarowany.
Tatiana Okupnik i Krzysztof Barański, Krzysztof Wieszczek i Agnieszka Kaczorowska
Akpa

Tu do końca nic nie było wiadome. Każda z par miała w finałowym odcinku do zatańczenia po trzy tańce i po każdym z nich następowała zmiana na pozycji lidera. Widzowie, którzy w finale mieli na wyłączność przywilej wybrania zwycięzcy, okazali się kapryśni. Po pierwszym tańcu uznali, że na zwycięstwo zasługuje Agnieszka Kaczorowska i Krzysztof Wieszczek. Po drugim zdecydowali się zwycięstwo przyznać Tatianie Okupnik i Tomaszowi Barańskiemu. Po trzecim wrócili do swojej pierwszej decyzji i już jej nie oddali.

<< ZOBACZ ZDJĘCIA Z ODCINKA >>

Agnieszka Kaczorowska i Krzysztof Wieszczek wygrali zasłużenie, co jest stwierdzeniem o tyle ryzykownym, że gdyby wygrała Tatiana Okupnik z Tomaszem Barańskim, to samo można by powiedzieć o nich. Tu rozstrzygały niuanse i subiektywne upodobania widzów. Każda z par zasłużyła na zwycięstwo, bo w finale każda z par zatańczyła bezbłędnie, z pomysłem i na najwyższym poziomie.

Krzysztof Wieszczek i Agnieszka Kaczorowska
Krzysztof Wieszczek i Agnieszka Kaczorowska Akpa
Akpa

Cóż, to była po prostu zabawa. Zabawa w taniec i zabawa tańcem. Była to także zabawa ciałem, głównie damskim, eksponowanym na różne sposoby wyrafinowanymi układami choreograficznymi i zmysłowymi kreacjami. Taniec też był ważny, ale stanowił jedynie wdzięczne uzupełnienie cielesnej uczty dla oka.

Wygrała młodość, spontaniczność i swoista "dzikość", z jaką Agnieszka Kaczorowska podchodziła do tańca. Sporą dawkę temperamentu (i umiejętności) umiała przy tym przekazać swojemu tanecznemu partnerowi. Krzysztof Wieszczek robił postępy z odcinka na odcinek i w końcu odebrał, wydawałoby się, murowane zwycięstwo Tatianie Okupnik, trenowanej przez Tomasza Barańskiego.

Tatiana Okupnik od pierwszego odcinka tańczyła bezbłędnie, konsekwentnie i... w jakiś sposób przewidywalnie. Powiedzenie, że tańczyła równo jak maszyna byłoby niesprawiedliwym uproszczeniem, jednak na tyle perfekcyjnie reżyserowała swoje taneczne emocje, że po jakimś czasie można było do tego przywyknąć. Po prostu wiedzieliśmy, czego się spodziewać. Nieprzewidywalna za to potrafiła być po występach, kiedy coś w niej pękało, pojawiały się łzy, łamał głos, a my zaczynaliśmy rozumieć, ile emocji tkwi w jej delikatnym ciele. Zaczynaliśmy rozumieć, że być może konieczność wtrącenia tych emocji w twardy sceniczny kostium kosztuje ją zbyt wiele. Brawo, pani Tatiano, za wspaniałe występy, przegrała Pani z wielka klasą.

Tatiana Okupnik i Tomasz Barański
Tatiana Okupnik i Tomasz Barański Akpa
Akpa

Nieoczekiwanie "czarnym koniem" tej edycji (jeżeli można tak napisać) okazała się Julia Pogrebińska, która trenowała pod czujnym okiem ulubieńca Beaty Tyszkiewicz, Rafała "Maserati" Maseraka. Para dotarła aż do półfinału, gdzie zatańczyli jeden z najpiękniejszych tańców tej edycji. Tango w ich wykonaniu powaliło nawet surową zwykle w ocenach i do bólu merytoryczną Iwonę Pavlović, że o piszącym te słowa nie wspomnę.

Zatkało kakao, nie mogę oddechu nabrać. Tak znakomita jakośc tańca w połączeniu z pięknym pomysłem i do tego temat zdrady tak cudownie przedstawiony... jestem pod wrażeniem - mówiła w półfinale Pavlović.

Niestety, głosy jurorów to jedno, a głosy widzów to drugie. Ich najwyraźniej anielsko zmysłowe i piekielnie dramatyczne tango Pogrebińskiej i Maseraka nie "zatkało". Trochę szkoda.

Screen z Polsat

Wyjątkową postacią w programie była Ewa Kasprzyk, która tańczyła ze wsparciem Jana Klimenta. Nie ma się co oszukiwać, wyjątkowość aktorki, w każdym razie na początku, związana była z wiekiem. Kasprzyk sama miała tego świadomość i nie wstydziła się o tym mówić.

Wsparłam manifest "50 plus", a udział w "Tańcu z gwiazdami" był jego częścią. Ludzie chcą przecież całego życia. Nie można powiedzieć, że jak ktoś jest po pięćdziesiątce, to jego życie się skończyło. A może właśnie wszystko się zaczęło - mówiła niedawno w rozmowie z Weekend.gazeta.pl .

Jeżeli nawet początkowo jej udział w programie był "manifestem", szybko przekształcił się w nieprawdopodobną przygodę taneczną. Kasprzyk, co tu dużo mówić, tańczyła świetnie. Kiedy odpadła, widzowie w studiu podarowali jej owację na stojąco i odśpiewali "Sto lat".

Był to dla mnie zaszczyt i będę tańczyć wbrew wszystkim pomówieniom - podziękowała im aktorka.
Ewa Kasprzyk i Jan Kliment (fot. WBF)

Z tej edycji zapamiętamy zapewne również uroczą parę Grzegorz Łapanowski i Walerija Żurawlewa. Otrzymaliśmy z jednej strony zaskakująco dobry popis taneczny najlepszego kucharza wśród tancerzy i najlepszego tancerza wśród kucharzy, a z drugiej umiejętnie zasugerowaną więź pomiędzy Łapanowskim i trenującą go Żurawlewą. Tak, jakby chciano nam dać do zrozumienia, że ta więź pomiędzy nimi ma nie tylko profesjonalny charakter. Rzeczywiście, jak to się mówi, iskrzyło między nimi? Para odpadła mniej więcej w połowie edycji, zbyt wcześnie, żebyśmy się tego dowiedzieli. Tańczyli jednak ładnie i wyglądali razem też ładnie. Może, przy innej okazji, zobaczymy ich jeszcze razem.

Akpa

Podobno każda edycja musi mieć swojego Miśka Koterskiego, swoją maskotkę, postać tańczącą raczej nienachalnie, jakby przez przypadek i trochę nie w porę. Koterski tańczył w poprzedniej edycji, ale słowo "tańczył" należy wziąć w nawias. Jego nieporadność na parkiecie była przedmiotem szczególnej troski widzów, którzy doceniali jego poświęcenie i litościwie przepychali go aż do 5. odcinka. "Z wielkim wdziękiem zatańczyłeś tragicznie" - powiedział mu za którymś razem Michał Malitowski i te kultowe już słowa Koterski mógłby sobie wyryć na kominku.

W tej edycji z wielkim wdziękiem tańczył tragicznie Norbi, wobec którego bezradna była nawet świetna przecież jako trenerka, Nina Tyrka. Norbi podszedł do swojego tańca satyrycznie i w istocie, to, co wyprawiał na parkiecie, bardziej przypominało milczący stand-up, aniżeli taniec.

Za każdym razem tańczysz ten sam taniec - powiedziała mu po jednym z występów Iwona Pavlović.

Miała rację. Cokolwiek miał zatańczyć, i tak wychodziło mu coś na kształt swobodnej improwizacji, albo może wariacji na temat. Norbi "Tańca z Gwiazdami" nie zawojował, może dlatego, że nie tańczył dość "tragicznie", a może po prostu pomyliły mu się programy.

Słowo o jurorach. Producenci programu postawili na sprawdzony w poprzedniej edycji tercet. Jurorowali Andrzej Grabowski i Beata Tyszkiewicz, taneczni dyletanci, ale z ogromnym poczuciem humoru oraz Iwona Pavlović Michał Malitowski, profesjonaliści o ogromnym doświadczeniu tanecznym. Pavlović i Tyszkiewicz z wielkim wdziękiem nieustannie wbijały sobie doskonale wyprofilowane i odpowiednio wcześniej naostrzone szpile. Grabowski recytował swoje wiersze z imponującymi rymami częstochowskimi, a trochę sztywny Malitowski dał się poznać jako surowy juror i wciąż zaniżał średnią ocen.

Ale i tak najbardziej zapamiętamy moment, w którym Maserakowi udało się wyciągnąć na parkiet Beatę Tyszkiewicz. To było historyczne wydarzenie, bo nikomu wcześniej ta sztuka się nie udała.

Nikt nigdy mnie wcześniej nie poprosił - powiedziała potem Tyszkiewicz.

Wyjaśnienie okazało się banalnie proste. Jak zwykle w takich sytuacjach.

Screen z Polsat

"Taniec z Gwiazdami" wymagał od uczestników wylegitymowania się umiejętnościami, a to nie jest regułą w programach typu "talent show". I pomijając już wszystko inne, co tu cieszy oko, w finale takiego programu otrzymaliśmy kawał dobrego, rzetelnego tańca, który mógł zaimponować nawet tym, którzy na tańcu znają się tylko w teorii i wolą go raczej oglądać z bezpiecznej perspektywy domowej kanapy, aniżeli uprawiać czynnie na parkiecie. Tatiana Okupnik od początku tańczyła na bardzo wysokim poziomie i ze wszech miar miała prawo spodziewać się wygranej. Była, mówiąc wprost, faworytką. Krzysztofa Wieszczka z kolei na początku tej edycji na zwycięzcę typować mógł jedynie najbardziej zdesperowany bukmacher i można o nim było powiedzieć różne dobre rzeczy, ale nie to, że był faworytem. Panie Krzysztofie, gratulujemy - zarówno wygranej, jak i postępów, które dość nieoczekiwanie pozwoliły Panu sięgnąć po Kryształową Kulę.

Jacek Zalewski

Więcej o: