• Link został skopiowany

"Wstyd mi", "gówno wszech czasów'" - miał być hit, był hejt. Matki znalazły dla synów żony, a my oceniamy show

Synowie mieli podjąć ostateczną decyzję: wręczyć pierścionek zaręczynowy wybranej kandydatce na żonę lub oddać go na przechowanie mamie do czasu, aż będą gotowi na związek. Jeden z bohaterów wybrał własną drogę i postanowił nikomu niczego nie wręczać, po czym opuścił salę, na której została oszołomiona matka oraz równie zdumione uczestniczki. Za to jedna z wybranych kandydatek tuż przed otrzymaniem pierścionka przyznała... że ma dziecko. To zobaczyliśmy w finale show "Kto poślubi mojego syna". Warto było oglądać program, który od początku wzbudzał kontrowersje?

<< A W FINALE? INTRYGA I ZAWIEDZIONA MIŁOŚĆ >>

Kto spodziewał się show, w którym grupa zdominowanych przez mamy młodzieńców będzie konsultować z nimi niemal każdą decyzję sercową, musiał poczuć się usatysfakcjonowany. Program dostarczył bowiem idealnie sformatowanego pakietu negatywnych wrażeń, na tyle jednak atrakcyjnych, żeby co tydzień przykuwać uwagę wiernych telewidzów. Jedynym zaskoczeniem było to, że ten program, niestety, naprawdę oferował to, co zapowiadał w tytule. Twórcy show "Kto poślubi mojego syna" temat potraktowali dosłownie i bez finezji, a nawet podkręcili go do granicy przerysowania. Wyładowani mięśniami, wytatuowani przystojniacy NAPRAWDĘ zostali sprowadzeni do roli biernych adiutantów swoich pewnych siebie, niekiedy wręcz aroganckich mam. To one miały decydujący głos, kiedy ich synowie przebierali pośród kandydatek na żonę w iluzorycznym przekonaniu, że mają coś do powiedzenia.

TVN/X-News

W tym programie było wszystko, co jest potrzebne do porządnego "hejtu": obiekt, powód i usprawiedliwienie. Obiektów było pod dostatkiem, bo można sobie wybrać, czy krytyką uderzyć w bohaterów, którzy nadzorowani przez ambitne mamy, przebierali wśród dziewczyn, jakby to był towar w sklepie, czy może w dziewczyny, które potulnie dawały sobą manipulować mającym nad nimi niemal całkowitą władzę parom matka-syn. Matki zresztą również okazały się wdzięcznym obiektem krytyki nie tylko z racji toksycznej nadopiekuńczości; to one bowiem mocą swojego autorytetu przyzwalały synom na przedmiotowe traktowanie dziewczyn. Usprawiedliwienie z kolei było potrzebne, żeby móc bezkarnie i w poczuciu słuszności "hejtować" zarówno program, jak i jego konkretnych bohaterów. Zresztą, nie zawsze musiał to być hejt, sporo było tu pozytywnej krytyki i niezgody na show promujące płytkie, instrumentalne traktowanie ludzi i ich uczuć.

Słowo do dziewczyn... miejcie do siebie więcej szacunku.
Wstyd mi, tak bardzo jest mi wstyd... za siebie i za bohaterów programu - między innymi takie rzeczy pisali internauci pod tekstami dotyczącymi programu. Tego raczej nie można nazwać hejtem.

Co ciekawe, mniej delikatnie od internautów z programem potrafili obejść się publicyści. Znana filozofka, Magdalena Środa, nie bawiła się w wyrafinowane aluzje.

Szczytem kreacji jest największe gówno wszech czasów, mianowicie program "Kto poślubi mojego syna". To właściwie siermiężna relacja z prowincjonalnego targu niewolnic. Nabici i wytatuowani młodzieńcy oraz ich prymitywne mamuśki (w realnym świecie nie ma takich kobiet) oceniają zgromadzone w programie kobiety. Jak bydło - pisała w felietonie " Gazety Wyborczej ".

Przedmiotowe traktowanie kobiet w programie to bodaj najbardziej oczywisty zarzut, jaki można tu postawić. Prowadząca program Agnieszka Jastrzębska w wywiadzie dla Kobieta.gazeta.pl. tłumaczy się z tego zarzutu:

W mojej ocenie wszyscy uczestnicy poddawani są ocenie - zarówno kobiety, jak i mężczyźni. Mężczyźni tylko pozornie są w uprzywilejowanej sytuacji - mówiła.

Wygląda zatem na to, że nie tylko kobiety, ale i mężczyźni byli traktowani w tym programie przedmiotowo.

TVN/X-News

Patrząc na show, trudno oprzeć się wrażeniu, że to wszystko było silnie inscenizowane. Bohaterowie mieszkali w dużych, pięknych domach, ich matki nie pracowały, życie wszystkich kręciło się wokół tytułowego pytania: która z dziewczyn poślubi syna na wydaniu? O ile jednak mieści się to (w sposób naciągany, ale jednak) w formule show, to niekiedy odnosiło się wrażenie, że zachowania bohaterów też miały charakter teatralny. Tak, jakby nie potrafili odnaleźć właściwej sobie naturalności i postawieni w sztucznie skonstruowanej sytuacji, sami również zachowywali się sztucznie. W tym kontekście godna uwagi jest wypowiedź Jastrzębskiej w cytowanym wywiadzie:

Wszyscy uczestnicy programu szybko zapomnieli o ekipie, obecności kamer, o tym, że za chwile zobaczą się na ekranie, a nawet, że ich perypetie będą przedmiotem oceny milionów telewidzów.

Czy ci bohaterowie naprawdę są tacy, jak ich widzieliśmy przed kamerami? Widz raczej nie uwierzył (i podejrzewam, że mimo zapewnień Jastrzębskiej nadal nie uwierzy), że te przerysowane zachowania są właściwe uczestnikom show poza planem.

Internautom zdarzało się porównywać program do "Warsaw Shore", którego założenia były nad wyraz nieskomplikowane (pijcie i kopulujcie, a my to pokażemy w telewizji). Być może porównanie jest naciągane i bliżej mu do klasycznego, internetowego "hejtu", niż rzeczowej oceny. Jednak, gdyby producenci "WS" zechcieli przeprowadzić rekrutację do swojego programu wśród uczestników "Kto poślubi..." można z dużym prawdopodobieństwem przyjąć, że nie zostaliby z całkowicie pustymi rękami.

<< BOHATER SHOW JAKO STRIPTIZER. ZDJĘCIA >>

Dla fanów i antyfanów omawianego tu reality show jest dobra wiadomość: będzie druga seria. Jest to o tyle ciekawe, że "Kto poślubi mojego syna" wcale nie było wielkim przebojem stacji. Próżno szukać go w zestawieniu 20 najlepiej oglądanych programów tygodnia , publikowanego przez Wirtualne Media. Podobny w formule program "Rolnik szuka żony", konkurencyjnej Jedynki, obejrzało ostatnio prawie 4,5 mln osób (6 miejsce), a lepsze od "Kto poślubi..." były takie programy rozrywkowe TVN-u, jak "Mam talent" (3,5 mln i 12 miejsce), czy "MasterChef" (3,3 mln i 17 miejsce). Stawkę 20 najpopularniejszych programów zamyka serial "Na Wspólnej" też TVN-u z oglądalnością 2,8 mln. Podane są za to dane dotyczące oglądalności trzech pierwszych odcinków "Kto poślubi..." - średnio obejrzało je 2 mln widzów.

Format, w którym stacje telewizyjne biorą się za swatanie ludzi, tej jesieni przebojem wdarł się do świadomości widzów. Lepszą oglądalność zyskał jednak "Rolnik szuka żony", gdzie bohaterowie zachowują się autentycznie i mieszkają we własnych domach. To może być ciekawa sugestia dla producentów "Kto poślubi...". Jeżeli wezmą to pod uwagę, to niewykluczone, że program zyska więcej widzów, a jego bohaterowie będą prawdziwsi. Tak czy owak, od formatu chyba już nie ma odwrotu i musimy się przyzwyczaić, że na dobre zagoszczą w naszych telewizorach programy, w których ludzie będą poznawali swoją intymność z przyczepionymi do ciała mikroportami.

TVN/X-News

Jacek Zalewski

Więcej o: