• Link został skopiowany

Zdzisław Marchwicki, "wampir z Zagłębia" miał zabić tysiąc kobiet na tysiąclecie Polski. Był seryjnym mordercą, czy ofiarą spisku milicji?

Przez 5 lat miał niezwykle brutalnie zaatakować aż 21 kobiet, z czego 14 zginęło. Schwytano w na początku 1972 roku i przedstawiono jako osławionego "wampira z Zagłębia", który od 1964 roku terroryzował ten rejon. 3 lata później wydano na niego wyrok śmierci, który wykonano. Jednak już wtedy pojawiły się wątpliwości, czy stracony Zdzisław Marchwicki był rzeczywistym sprawcą morderstw. Wiele wskazuje na to, że stał się ofiarą spisku milicji, która za wszelką cenę chciała znaleźć mordercę. Sprawa miała charakter polityczny, w końcu jedną z ofiar była bratanica samego Edwarda Gierka...

Zdzisław Marchwicki

Zdzisław Marchwicki urodził się 18 października 1927 roku w Dąbrowie Górniczej. Do historii przeszedł jako domniemany "wampir z Zagłębia", jeden z najsłynniejszych zbrodniarzy PRL-u. Kiedy 7 listopada 1964 roku w Katowicach-Dąbrówce Małej zginęła Anna Macek, sprzątaczka z jednego z katowickich zakładów, milicja uznała to za jedno z licznych brutalnych morderstw, typowych dla dużej, przemysłowej aglomeracji. Nikt wtedy jeszcze nie przypuszczał, że będzie to pierwsza z ponurej serii ofiara seryjnego mordercy i gwałciciela. Anna Macek zginęła od siedmiu ciosów w głowę, kiedy przechodziła przez pobliskie tory. Miała podciągniętą spódnicę i opuszczoną bieliznę, co sugerowało seksualny motyw zabójstwa.

Spieszę się do męża, on już tam na mnie czeka - powiedziała do koleżanek na pożegnanie.

Następnego dnia rano jej ciało znaleźli kolejarze.

Zdzisław Marchwicki

W lipcu następnego roku milicja już wiedziała, że ma do czynienia z serią zabójstw. Morderca według tego samego schematu zdążył w międzyczasie zaatakować 4 razy, z czego 3 razy ze skutkiem śmiertelnym.

Morderstwa w wielomilionowym skupisku ludzi, jakim był Śląsk, zdarzały się. Nawet kilka dziennie. Kiedy jednak później co kilka miesięcy zaczęto znajdować obnażone martwe kobiety z ogromnymi ranami na głowie, wybuchła psychoza. Gdy w podobny sposób zamordowano trzy kobiety, prokuratorzy i śledczy skojarzyli, że w rejonie grasuje seryjny morderca - czytamy na portalu Focus.pl wspomnienie Wiesława Tomaszka, emerytowanego obecnie technika kryminalistycznego, biorącego udział w śledztwie.

Została powołana specjalna grupa operacyjna "Anna", której jedynym celem jest odnalezienie mordercy. Na czele grupy stanął młody, ambitny i bezkompromisowy naczelnik Wydziału Specjalnego KW MO podpułkownik Jerzy Gruba. Rozpoczynęło się zakrojone na szeroką skalę śledztwo, które 7 lat później doprowadziło do aresztowania Zdzisława Marchwickiego.

Zdzisław Marchwicki

Strach przed seryjnym mordercą spowodował ogromne napięcie w społeczeństwie. Na całym Śląsku wybuchła ogromna psychoza.

Kobiety boją się same wychodzić po zmroku, jeżeli już muszą się przemieszczać, to robią to pod eskortą mężczyzn. Niektóre zakłady pracy wynajmują busy, które odwożą pracownice pod domy. Wieczorami i w nocy na ulicach ciężko kogokolwiek spotkać - czytamy opis sytuacji na stronie portalu Gazeta.pl.

Milicja, zdając sobie sprawę z powagi sytuacji, zaangażowała ogromne siły w schwytanie sprawcy. Stosowała między innymi prowokacje. Przebrani za kobiety milicjanci spacerowali wieczorami po ulicach, jednak bez skutku. Zdesperowane władze ściągnęły zatem około setki specjalnie przeszkolonych milicjantek, które miały służyć za "wabiki". Milicjantki znały wschodnie sztuki walki oraz były wyposażone w miniaturowe radiostacje i specjalne ochraniacze na głowy i uszy. Na próżno. "Wampir z Zagłębia" wciąż pozostawał nieuchwytny.

Zdzisław Marchwicki Zdzisław Marchwicki Youtube.com

Zdzisław Marchwicki

11 października 1966 roku ofiarą "wampira z Zagłębia" została 18-letnia Jolanta Gierek, bratanica ówczesnego I sekretarza KW PZPR, Edwarda Gierka. Od tej chwili wyjaśnienie sprawy, nawet za wszelką cenę, stało się dla milicji absolutnym priorytetem. Zdesperowani śledczy wyznaczyli milion złotych nagrody dla osoby, która pomoże w schwytaniu seryjnego mordercy, wtedy była to suma wręcz astronomiczna. W efekcie milicja została zalana ogromem donosów, najczęściej mających niewiele wspólnego ze sprawą. Wszystkie jednak zostały sumiennie sprawdzone. Na podstawie zebranego materiału śledczy wyodrębnili 483 cechy fizyczne i psychiczne, którymi miał się charakteryzować morderca. Na ich podstawie stworzono bazę 250 osób wśród których mógł się znajdować sprawca.

Zdzisław Marchwicki

Morderca nie miał określonego typu ofiary: atakował kobiety w każdym wieku, różnej tuszy, blondynki i brunetki. Polskim śledczym przyszedł z pomocą amerykański psychiatra, doktor James A. Brussel, który przyczynił się do schwytania słynnego "dusiciela z Bostonu". Na podstawie zebranych materiałów stworzył profil psychologiczny sprawcy. Gazeta.pl przytacza fragmenty jego raportu.

Jako typ paranoidalny, jest on w swoich poczynaniach precyzyjny, jest ostrożny, planuje starannie swoje działania, jest schludny, lubi porządek, jest czysty - czytamy. - Trzyma się z daleka od ludzi. Jego jedynym sposobem osiągania zadowolenia seksualnego jest masturbacja lub - symbolicznie, jak ze swymi ofiarami - pewna kombinacja fetyszyzmu i zemsty na matce i całym rodzaju żeńskim (...) Ma wykształcenie średnie lub wyższe, być może o charakterze technicznym.

Jak się do tego miał Zdzisław Marchwicki?

Zdzisław Marchwicki spełniał profil polskiej grupy w 79 %, jednak nie do końca pasował do opinii amerykańskiego specjalisty. Był bardzo silny psychicznie i nie odpowiadał profilowy typowego mordercy na tle seksualnym - tego typu zabójcy już na początku śledztwa przyznają się do popełnionych zbrodni i z satysfakcją opowiadają o mordowaniu każdej z ofiar. Marchwicki długo nie przyznawał się do popełnionych czynów. Jednak wpadł w mechanizm rozpędzonej machiny sądowniczej i wkrótce on i cała jego rodzina zostali skazani - czytamy na portalu Qfant.pl.
Zdzisław Marchwicki Zdzisław Marchwicki Youtube.com

Zdzisław Marchwicki

Ostatnią ofiarą "wampira z Zagłębia" była wykładowczyni Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach, doktor Jadwiga Kucia. Zginęła w marcu 1970 roku w taki sam sposób, co poprzednie ofiary - od silnych ciosów w głowę. Potem przez 2 lata nic się nie działo, to znaczy ani nie było kolejnych ofiar, ani milicji nie schwytała sprawcy. Przełomem okazała się wizyta na komendzie Marii Marchwickiej - żony Zdzisława Marchwickiego. Kobieta twierdziła, że poszukiwanym mordercą jest jej mąż. Domagała się nagrody... Tymczasem już wkrótce po zatrzymaniu Marchwickiego, pojawiły się wątpliwości - i to w obrębie samej supergrupy "Anna", której zadaniem było rozpracowanie "wampira". Jednak presja na sukces i konieczność zrobienia pokazowego procesu sprawiła, że ci, którzy podważali winę Marchwickiego, byli bezceremonialnie odsuwani od sprawy. Tymczasem sporo się nie zgadzało: z dowodów wynikało, że morderca miał problemy z erekcją, których nie miał Marchwicki, sprawca był mańkutem, a Marchwicki był praworęczny. Nieścisłości było sporo, jednak były one skrzętnie pomijane w śledztwie. Niektórzy twierdzą, że prawdziwym "wampirem z Zagłębia" był niepełnosprawny umysłowo Piotr Olszewa, przesłuchiwany przez policję w 1970 roku.

Zeznaje, że jest poszukiwanym zabójcą. Z braku dowodów zostaje jednak wypuszczony na wolność. 10 dni później mężczyzna zabija nożem żonę, dzieci morduje młotkiem, a następnie oblewa benzyną siebie i dom i podpala. Nie daje się go uratować - czytamy na portalu Gazeta.pl.

Kilka miesięcy po Zdzisławie Marchwickim, milicja zatrzymała również jego rodzinę: braci Jana i Henryka, siostrę Halinę Flak i jej syna Zdzisława.

Zdzisław Marchwicki, szczupły i niewysoki, nie wyglądał na kogoś, kto byłby w stanie zadać tak silne ciosy jak te, od których zginęły ofiary ''wampira''. Podobno jednak założył się kiedyś z kolegami, że przejdzie z czterema ciężkimi workami cementu na plecach, i zakład wygrał. Prokurator wykorzystał tę opowieść podczas procesu. Zdzisław Marchwicki, szczupły i niewysoki, nie wyglądał na kogoś, kto byłby w stanie zadać tak silne ciosy jak te, od których zginęły ofiary ''wampira''. Podobno jednak założył się kiedyś z kolegami, że przejdzie z czterema ciężkimi workami cementu na plecach, i zakład wygrał. Prokurator wykorzystał tę opowieść podczas procesu. Fot. Kazimierze Seko/PAP

Zdzisław Marchwicki

Zatrzymany Zdzisław Marchwicki został poddany milicyjnej "obróbce".

Naprowadzaliśmy go. Chcieliśmy go utwierdzić w przekonaniu, że go podejrzewamy, jednak Zdzisław na ogół nic nam nie odpowiadał, robił dziwne wrażenie... Pomyślałem sobie, że to człowiek niedouczony, nie docierało do niego nic z tego, co mówiliśmy - wspominał po latach Wiesław Tomaszek.

Poddani naciskom ze strony rządu i ze strony społeczeństwa, domagającego się ukarania zbrodniarza, śledczy wytrwale parli w stronę oskarżenia Marchwickiego, bez względu na okoliczności. Między innymi próbują różnych sztuczek, żeby poróżnić członków zatrzymanej rodziny. Skutecznie. Rodzina w końcu odwróciła się od Zdzisława Marchwickiego.

Zmęczony długimi przesłuchaniami i oskarżeniami ze strony rodziny Zdzisław w końcu przyznaje się do zbrodni. Opowiadając o rzekomych zabójstwach, podaje jednak szczegóły napaści, które nigdy nie miały miejsca. Czasami podpisuje protokoły przesłuchań i dodaje dopisek "ale to nieprawda". Raz zdesperowany wyrywa oficerowi protokół i próbuje go zjeść - informuje Gazeta.pl.
Zdzisław Marchwicki Zdzisław Marchwicki Youtube.com

Zdzisław Marchwicki

Proces rozpoczął się 18 września 1974 roku w Klubie Fabrycznym Zakładów Cynkowych "Silesia" w Katowicach i miał charakter pokazowy.

Na sali rozpraw czasami zbiera się aż 800 osób publiczności. Zdzisław Marchwicki ma odpowiadać za 14 zabójstw i 6 usiłowań - czytamy dalej na Gazeta.pl.

Wyrok był z góry łatwy do przewidzenia. Zmęczony procesem Marchwicki prosi o zwolnienie go z obowiązku udziału w rozprawach.

No, że ja nie, ja nie chcę już po prostu zeznawać, bo nie mam nic do powiedzenia. Wiele zawiniłem, to na pewno, że tak postąpiłem źle, tego żałuję, no ale dzisiaj to już za późno - mówi do sędziego.
No to ostatnie pytanie: oskarżony przyznaje się, czy nie?
No cóż, że, Wysoki Sądzie, cóż to jest za różnica?
Czy oskarżony jest mordercą?
No z tego, co słyszałem, co się dowiedziałem, to chyba tak.

Ostatnie zdanie sąd potraktował jako przyznanie się do winy. 28 lipca 1975 roku Zdzisław Marchwicki został skazany na karę śmierci. Jego brat Jan otrzymuje również karę śmierci za współudział w zamordowaniu ostatniej ofiary, Jadwigi Kuci. Obu stracono w garażu milicyjnym. Drugi brat, Henryk, za pomoc w zabójstwie otrzymał wyrok 25 lat pozbawienia wolności. Wyszedł po 20. latach i rozpoczął walkę o oczyszczenie Zdzisława Marchwickiego z zarzutów. Niedługo potem umarł w niejasnych okolicznościach.

Więcej o: