Zdzisław Marchwicki urodził się 18 października 1927 roku w Dąbrowie Górniczej. Do historii przeszedł jako domniemany "wampir z Zagłębia", jeden z najsłynniejszych zbrodniarzy PRL-u. Kiedy 7 listopada 1964 roku w Katowicach-Dąbrówce Małej zginęła Anna Macek, sprzątaczka z jednego z katowickich zakładów, milicja uznała to za jedno z licznych brutalnych morderstw, typowych dla dużej, przemysłowej aglomeracji. Nikt wtedy jeszcze nie przypuszczał, że będzie to pierwsza z ponurej serii ofiara seryjnego mordercy i gwałciciela. Anna Macek zginęła od siedmiu ciosów w głowę, kiedy przechodziła przez pobliskie tory. Miała podciągniętą spódnicę i opuszczoną bieliznę, co sugerowało seksualny motyw zabójstwa.
Następnego dnia rano jej ciało znaleźli kolejarze.
W lipcu następnego roku milicja już wiedziała, że ma do czynienia z serią zabójstw. Morderca według tego samego schematu zdążył w międzyczasie zaatakować 4 razy, z czego 3 razy ze skutkiem śmiertelnym.
Została powołana specjalna grupa operacyjna "Anna", której jedynym celem jest odnalezienie mordercy. Na czele grupy stanął młody, ambitny i bezkompromisowy naczelnik Wydziału Specjalnego KW MO podpułkownik Jerzy Gruba. Rozpoczynęło się zakrojone na szeroką skalę śledztwo, które 7 lat później doprowadziło do aresztowania Zdzisława Marchwickiego.
Strach przed seryjnym mordercą spowodował ogromne napięcie w społeczeństwie. Na całym Śląsku wybuchła ogromna psychoza.
Milicja, zdając sobie sprawę z powagi sytuacji, zaangażowała ogromne siły w schwytanie sprawcy. Stosowała między innymi prowokacje. Przebrani za kobiety milicjanci spacerowali wieczorami po ulicach, jednak bez skutku. Zdesperowane władze ściągnęły zatem około setki specjalnie przeszkolonych milicjantek, które miały służyć za "wabiki". Milicjantki znały wschodnie sztuki walki oraz były wyposażone w miniaturowe radiostacje i specjalne ochraniacze na głowy i uszy. Na próżno. "Wampir z Zagłębia" wciąż pozostawał nieuchwytny.
11 października 1966 roku ofiarą "wampira z Zagłębia" została 18-letnia Jolanta Gierek, bratanica ówczesnego I sekretarza KW PZPR, Edwarda Gierka. Od tej chwili wyjaśnienie sprawy, nawet za wszelką cenę, stało się dla milicji absolutnym priorytetem. Zdesperowani śledczy wyznaczyli milion złotych nagrody dla osoby, która pomoże w schwytaniu seryjnego mordercy, wtedy była to suma wręcz astronomiczna. W efekcie milicja została zalana ogromem donosów, najczęściej mających niewiele wspólnego ze sprawą. Wszystkie jednak zostały sumiennie sprawdzone. Na podstawie zebranego materiału śledczy wyodrębnili 483 cechy fizyczne i psychiczne, którymi miał się charakteryzować morderca. Na ich podstawie stworzono bazę 250 osób wśród których mógł się znajdować sprawca.
Morderca nie miał określonego typu ofiary: atakował kobiety w każdym wieku, różnej tuszy, blondynki i brunetki. Polskim śledczym przyszedł z pomocą amerykański psychiatra, doktor James A. Brussel, który przyczynił się do schwytania słynnego "dusiciela z Bostonu". Na podstawie zebranych materiałów stworzył profil psychologiczny sprawcy. Gazeta.pl przytacza fragmenty jego raportu.
Jak się do tego miał Zdzisław Marchwicki?
Ostatnią ofiarą "wampira z Zagłębia" była wykładowczyni Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach, doktor Jadwiga Kucia. Zginęła w marcu 1970 roku w taki sam sposób, co poprzednie ofiary - od silnych ciosów w głowę. Potem przez 2 lata nic się nie działo, to znaczy ani nie było kolejnych ofiar, ani milicji nie schwytała sprawcy. Przełomem okazała się wizyta na komendzie Marii Marchwickiej - żony Zdzisława Marchwickiego. Kobieta twierdziła, że poszukiwanym mordercą jest jej mąż. Domagała się nagrody... Tymczasem już wkrótce po zatrzymaniu Marchwickiego, pojawiły się wątpliwości - i to w obrębie samej supergrupy "Anna", której zadaniem było rozpracowanie "wampira". Jednak presja na sukces i konieczność zrobienia pokazowego procesu sprawiła, że ci, którzy podważali winę Marchwickiego, byli bezceremonialnie odsuwani od sprawy. Tymczasem sporo się nie zgadzało: z dowodów wynikało, że morderca miał problemy z erekcją, których nie miał Marchwicki, sprawca był mańkutem, a Marchwicki był praworęczny. Nieścisłości było sporo, jednak były one skrzętnie pomijane w śledztwie. Niektórzy twierdzą, że prawdziwym "wampirem z Zagłębia" był niepełnosprawny umysłowo Piotr Olszewa, przesłuchiwany przez policję w 1970 roku.
Kilka miesięcy po Zdzisławie Marchwickim, milicja zatrzymała również jego rodzinę: braci Jana i Henryka, siostrę Halinę Flak i jej syna Zdzisława.
Zatrzymany Zdzisław Marchwicki został poddany milicyjnej "obróbce".
Poddani naciskom ze strony rządu i ze strony społeczeństwa, domagającego się ukarania zbrodniarza, śledczy wytrwale parli w stronę oskarżenia Marchwickiego, bez względu na okoliczności. Między innymi próbują różnych sztuczek, żeby poróżnić członków zatrzymanej rodziny. Skutecznie. Rodzina w końcu odwróciła się od Zdzisława Marchwickiego.
Proces rozpoczął się 18 września 1974 roku w Klubie Fabrycznym Zakładów Cynkowych "Silesia" w Katowicach i miał charakter pokazowy.
Wyrok był z góry łatwy do przewidzenia. Zmęczony procesem Marchwicki prosi o zwolnienie go z obowiązku udziału w rozprawach.
Ostatnie zdanie sąd potraktował jako przyznanie się do winy. 28 lipca 1975 roku Zdzisław Marchwicki został skazany na karę śmierci. Jego brat Jan otrzymuje również karę śmierci za współudział w zamordowaniu ostatniej ofiary, Jadwigi Kuci. Obu stracono w garażu milicyjnym. Drugi brat, Henryk, za pomoc w zabójstwie otrzymał wyrok 25 lat pozbawienia wolności. Wyszedł po 20. latach i rozpoczął walkę o oczyszczenie Zdzisława Marchwickiego z zarzutów. Niedługo potem umarł w niejasnych okolicznościach.