• Link został skopiowany

Reggae, rap, metal... Wybuchowa mieszanka w "Must be the music"

Wczorajszy odcinek "Must be the music" był tak zróżnicowany, że chyba każdy mógł znaleźć coś dla siebie.
m m fot. Polsat

Młodzi zdolni

Początkową część programu zdominowali młodzi uczestnicy. Pierwszy z nich, Jakub Szyperski, ma 14 lat.

- Przeszedłeś już mutację? - zapytał Adam Sztaba.
- Jeszcze trochę mutuję - roześmiał się chłopak.
- To może wyrosną ci skrzydła? - skwitowała Kora.

Pierwsza próba nie wypadła jednak szczególnie pomyślnie dla młodego śpiewaka. Wykonanie utworu "Halo" Beyonce podzieliło opinie jurorów na pół. Zgodnie z zasadami Jakub otrzymał drugą szansę i nie zmarnował jej. "If you don't know me by now" zapewniło mu udział w następnym etapie programu.

m

Szesnastoletnia Aleksandra Pęczek z Opoczna nie musiała się powtarzać. Od razu zdobyła przychylność całej czwórki sędziowskiej.

- Masz w sobie magię - komplementował Łozo.

m

Najciekawiej wypadł jednak Jakub Kowaliszyn. Dziesięcioletni perkusista walił w bębny jak zawodowiec, a na gitarze akompaniował mu starszy kolega z zespołu. Zaprezentowali autorski, metalowy utwór, który pozwolił chłopcu na pokazanie pełni swoich możliwości.

m

- To, co tu widzieliśmy, to był jakiś skandal. Genialne! - podsumował Sztaba, gdy lampki wszystkich oceniających zalśniły na zielono.

m

m m fot. Polsat

Prawie jak AC/DC

Gdy na scenie pojawił się kolejny zespół, na twarzy Adama Sztaby pojawił się szeroki uśmiech.

- O, moja ulubiona kapela przyjechała! - ucieszył się.

Panowie faktycznie wyglądali jak AC/DC. Chcąc złożyć hołd swoim idolom, zadbali o odpowiednie fryzury i ubiory charakterystyczne dla poszczególnych członków legendarnego zespołu. Swój skład nazwali DC/AC.

- Gracie swoje aranżacje, czy takie "jeden do jeden"? - zainteresował się Łozo.
- Teraz zagramy jak AC/DC, w następnych etapach pokażemy coś naprawdę własnego - odpowiedział frontmen.

m

Panowie zostali jednak zmuszeni do pokazania pełni swoich możliwości dużo wcześniej. Ich wykonanie "Moneytalks" rozczarowało Wojtka Łozowskiego i Korę. Ta druga nie zostawiła na nich suchej nitki.

- To nawet nie było "jeden do jednego," to była jakaś dziesiąta woda po kisielu! Panowie, to jakaś żenada! Rozumiem, że kochacie AC/DC, ale tak to możecie sobie grać w domu, w garażu. Pokazywanie tego ludziom jest niedopuszczalne! - grzmiała.

Zespół otrzymał jednak drugą szansę. Wykonał "I feel good" z repertuaru Jamesa Browna. Mocne, rockowe wykonanie przekonało wszystkich oceniających.

m

- No, trzeba było tak od razu! To był ogień, nie to, co poprzednio! - chwaliła usatysfakcjonowana Kora.
- Widać potrzebowaliśmy mocnego kopniaka w dupę - odpowiedział wokalista.
m m fot. Polsat

Łemkowie, klezmerzy i folk

Czwarty casting pozwolił się pokazać grupom, które łączą rockandrolla z wpływami muzyki tradycyjnej. Pierwszym zespołem tego typu był polsko-brytyjski Teddy Jr. Chociaż Adam Sztaba wybrzydzał, że słyszał taką muzykę już setki razy, reszta składu sędziowskiego była zdecydowanie na tak.

- Fajni jesteście, szczupli. Lubię takich. - podsumowała Kora.

m

Zespół Lemon upowszechnia kulturę łemkowską, z której wywodzi się dwóch muzyków grupy. Bardzo emocjonalne wykonanie piosenki miłosnej w obcym języku zachwyciło jury.

- Ale to był pazur! - powiedział Łozo.

m

Skład Klezmafour postawił na muzykę klezmerską. Zespół, który rok temu koncertował w Kanadzie i Stanach Zjednoczonych, jest kompletnie nieznany w Polsce. Może zmieni się to dzięki docenieniu przez jurorów muzycznego show?

- Macie świetnego bębniarza. Gratulacje! - chwalił Sztaba.

m

m m fot. Polsat

Ale jaja i do przodu

Jednym z najciekawszych składów, które pojawiły się w odcinku, był warszawski November Collective. Barwna grupa liczyła sobie kilkunastu członków, z których większość była niepełnosprawna. Zapytany o rodowód zespołu, wokalista wyjaśnił:

- Poznaliśmy się na muzykoterapii i stwierdziliśmy, że fajnie byłoby pokazać to ludziom.

Wyjawił także dewizę zespołu.

- Ale jaja i do przodu! Jak ostatnio graliśmy koncert w więzieniu, to wystąpiliśmy pod hasłem "Niepełnosprawni dla niepełnosprytnych."

m

Grupa zaprezentowała oryginalny utwór w stylu reggae. Po jego zakończeniu, gdy jurorzy zastanawiali się nad werdyktem, jeden z członków grupy wyciągnął transparent z napisem "Must be the LUZIK."

m

Oceniający byli zachwyceni występem November Collective.

- Z tego, co wiem, to na muzykoterapii dominuje muzyka klasyczna, zwłaszcza Mozart. Muszę powiedzieć, że właśnie pobiliście Mozarta na głowę! - mówił urzeczony Adam Sztaba.

Kora, duża fanka reggae, też bardzo chwaliła skład. Ku jej zaskoczeniu, jeden z członków zespołu zbliżył się do niej w asyście wokalisty, i wręczył jej prezent. Okazała się nim być ręcznie wykonana broszka z kory drzewa. Wyraźnie wzruszona jurorka od razu przypięła ją sobie do bluzki.

m

m m fot. Polsat

Prawo ojca

Najmocniejszym momentem wczorajszego odcinka "Must be the music" był jednak występ 22-letniego Sebastiana Białka. Pochodzący z Czechowic-Dziedzic raper postanowił wykorzystać udział w programie, aby nagłośnić sprawę dyskryminacji ojców przez sądy rodzinne. Wyszedł na scenę w koszulce z odpowiednim napisem.

m

Rapowy utwór Biały zadedykował swojemu synkowi, którego może widywać tylko co drugi weekend. Odniósł się także do zachowania matki dziecka.

m

Bardzo emocjonalna historia ojca walczącego o prawa do opieki nad małym synem wyraźnie podziałała na jurorów. Kora słuchała z zamkniętymi oczami. Łozo tez był wyraźnie poruszony.

Wojtek Łozo Łozowski

Chociaż rap Białego nie był najlepszy technicznie, oceniający przyznali mu cztery głosy na tak i długo bili brawo po występie. Cała sala nagrodziła rapera owacjami na stojąco.

- Jesteś pierwszym raperem, któremu wierzę. W twoim utworze nie słyszałam nic o tym, że ktoś ma wyp***dalać, że jest impreza i laska w samochodzie w majteczkach w kropeczki. To, co usłyszałam od ciebie, to była prawda. Po to powstał hip-hop, żeby wyrażać protest. Jesteś na maksa prawdziwy. Życzę ci powodzenia z całego serca. - powiedziała Kora.

Raper był szczerze dotknięty opinią jurorów i zachowaniem widzów w studio.

- Śledziłem poprzednie występy hip-hopowców w tym programie... Myślałem, że odpadnę. Nawet nie marzyłem, że spotkam się z takim zrozumieniem - mówił wzruszony za kulisami.

Odpadli

Oczywiście W programie nie mogło też zabraknąć słabszych występów. Najbardziej jaskrawym przykładem był "Zegarmistrz światła" w wykonaniu Krzysztofa Rydzelewskiego z Warszawy. Uczestnik na co dzień pracuje jako księgowy, ale do "Must be the music" przygotował specjalny kostium i makijaż. Początkowo zaintrygowani jego stylem jurorzy szybko ochłonęli, gdy usłyszeli śpiew uczestnika.

Kora Jackowska

- Bardzo nieczysto, bardzo dużo fałszu. Słów mi brakuje. Wróć już lepiej do bycia księgowym, bo ze śpiewem to jesteś mocno na bakier. Nic do ciebie nie mamy, ale już więcej nie śpiewaj.- krytykowała zniesmaczona Kora.
- No cóż, zgadzam się z Korą. Nic dodać, nic ująć. - zgodził się Łozo.

m

Szczęścia w programie nie znalazła także żeńska grupa wokalna Vivo. Siedmioosobowa drużyna wykonała "Parostatek" Krzysztofa Krawczyka.

m

Tym razem najwięcej do powiedzenia miała Elżbieta Zapendowska.

- Po prostu nie wierzę. Wychodzi na scenę siedem dziewczyn i wszystkie śpiewają unisono. Poczułam się jak 40 lat temu...
- Z tym, że 40 lat temu to też o niebo lepiej brzmiało, nie obrażajmy tych, co tak śpiewały - wtrąciła Kora.
- Zgadzam się. - kontynuowała Zapendowska. - Ludzie, przecież to jest kompletnie nie na czasie. Tak się już dzisiaj nie śpiewa! Kogo wy chcecie tym zainteresować? Słów mi brakuje! - zakończyła.

Ela Zapendowska

Wyraźnie zaskoczone chłodnym przyjęciem członkinie Vivo dały upust swoim emocjom za kulisami.

- A co nas obchodzi ich opinia? Nawet nie zrozumieli, o co nam chodziło. I tak będziemy robić swoje i zrobimy karierę. Nie zależy nam na dobrym zdaniu takich ludzi... - ripostowały oburzone.
Więcej o: