Colin Farrell udzielił niedawno wywiadu, w którym szczerze opowiedział o tym, jak narodziny pierwszego dziecka zmieniły jego życie. Przypomnijmy w tym miejscu, że w 2003 roku aktor powitał na świecie syna Jamesa. Matką chłopca jest modelka Kim Bordenave. Niestety, James zmaga się z niepełnosprawnością, gdyż cierpi na zespół Angelmana, czyli rzadką neurogenetyczną chorobę, objawiającą się m.in. opóźnieniem rozwojowym, problemami z mową, drgawkami, zaburzoną równowagą.
Colin przyznał, że gdy James pojawił się na świecie, to dopiero zrozumiał, że jest to osoba, dla której musi w pełni się poświęcić. A warto przecież wspomnieć, że Farrell przez lata był nie tylko znany ze słabości do kobiet, ale także z porywczego charakteru i uzależnienia od alkoholu oraz narkotyków. To wówczas urodził się James, który stał się dla niego motywacją do trzeźwości.
Myślę, że narodziny mojego pierwszego syna Jamesa były takim momentem w moim życiu, kiedy naprawdę zdałem sobie sprawę, że nie żyję już tylko dla siebie. Miałem małe dziecko, które potrzebowało ojca, to był punkt zwrotny w moim życiu - mówił.
Później dodał:
James miał dwa lata, kiedy wytrzeźwiałem.
W rozmowie Colin opowiedział również o swoim najnowszym filmie, czyli "Dumbo" w reżyserii Tima Burtona. Aktor wcielił się tam w postać ojca, który musi podołać samotnemu rodzicielstwu dwójki małych, osieroconych przez matkę dzieci. Jak przyznał, jego najmłodszy syn, czyli Henry, który jest owocem związku aktora z Alicją Bachledą-Curuś, widział już ten film. Colin zabrał go na premierę, ale ten nie był zbyt zachwycony tym faktem.
Mówił, że jest w porządku, ale nie był pod zbytnim wrażeniem, ja byłem bardzo podekscytowany, ale on nie był zainteresowany i machnął tylko ręką - mówił.
No cóż, chyba Henry nie pójdzie w ślady ojca.
DH