Roy Horn, jeden z najsławniejszych iluzjonistów świata, jest kolejną ofiarą pandemii koronawirusa. Magik zmarł w piątek, 8 maja, w szpitalu w Las Vegas. Miał 75 lat.
Roy Horn, który wraz ze swoim zawodowym partnerem, Siegfriedem Fischbacherem, tworzył rozpoznawalny na całym świecie duet iluzjonistów, w ubiegłym miesiącu został przebadany na obecność koronawirusa. Test dał wynik pozytywny. Pomimo tego, że początkowo mężczyzna dobrze reagował na leczenie, nie udało mu się pokonać choroby. Odszedł w piątek, 8 maja, w szpitalu Mountain View w Las Vegas, o czym poinformował jego agent w ABC.
Siegfried Fischbacher, z powodu śmierci przyjaciela, wystosował następujące oświadczenie:
Dzisiaj świat stracił jednego z największych magików, ale ja straciłem najlepszego przyjaciela. Od kiedy tylko się poznaliśmy, wiedziałem, że razem, ja i Roy, zmienimy świat. Nie byłoby Siegfrieda bez Roya, ani Roya bez Siegfrieda.
Dalej czytamy:
Roy całe życie był wojownikiem, nawet w ostatnich dniach swojego życia. Z głębi serca chciałem podziękować lekarzom, pielęgniarkom i wszystkim pracownikom szpitalu Mountain View w Las Vegas, którzy stoczyli heroiczną walkę z wirusem, który ostatecznie odebrał Roy'owi życie.
Siegfried Fischbacher oraz Roy Horn przez 40 lat tworzyli duet iluzjonistów. Zasłynęli z występów z dzikimi zwierzętami, dorobili się nawet własnej gwiazdy w Alei Gwiazd w Los Angeles. Ich ponad czterdziestoletnią karierę zakończył w 2003 roku wypadek podczas jednego z występów. Roy Horn został ugryziony w szyję przez białego tygrysa i stracił dużo krwi. Od tego wydarzenia duet wystąpił razem jeszcze tylko raz, w 2010 roku.