Krzysztof Rutkowski to kontrowersyjna postać polskiego show-biznesu. O Rutkowskim wiele Polek i Polaków usłyszało w 2012 roku, kiedy brał udział w poszukiwaniach "Madzi z Sosnowca". Angażował się też w inną medialną i głośną sprawę - zaginięcie Iwony Wieczorek. O detektywie bez licencji ostatnio było głośno, bo pochwalił się, że kupił synowi na komunię dwa samochody (jeden wart 200 tys. złotych, a drugi "jedynie" 40 tys. zł). Niedługo później o Rutkowskim znów zaczęto się rozpisywać. Wszystko dlatego, że w asyście uzbrojonych i ubranych ochroniarzy wkroczył do kościoła, by poświęcić flotę swoich samochodów. Okazuje się, że mimo krytycznych komentarzy, Rutkowski nie widzi w swoim zachowaniu niczego niestosownego.
Niedawno pisaliśmy o tym, że nie jest niczym zaskakującym fakt, że z okazji święta św. Krzysztofa Rutkowski wyświęcił swoje samochody. Takie święcenie pojazdów jest częścią tradycji kościelnej. Bardziej zaskakujący był jednak fakt, że Rutkowski postanowił zrobić w kościele show. Do kościoła Stanisława Kostki w Aleksandrowie Łódzkim wkroczył z umundurowanymi ochroniarzami, którzy nie tylko mieli kominiarki na twarzach, ale także trzymali broń. Wówczas były detektyw tłumaczył się, że to część "oprawy". Jak wyjaśniał, samochodów szturmowych nie mógł prowadzić nikt "normalnie" ubrany. "Trudno, żeby ktoś w garniturze przyjechał TUR-rem czy hummerem H1 bojowym. To wymagało odpowiedniej oprawy. Ci ludzie byli umundurowani, bo przyjechali samochodami szturmowymi" - mówił, w rozmowie z cozatydzien.tvn.pl, zdradzając, że w kościele pojawił się na zaproszenie księdza, który "poprosił o asystę" ludzi z jego biura. Cóż innego miał począć Rutkowski, jak nie "spełniać tę potrzebę kapłana"?
Teraz temat show Rutkowskiego i jego ludzi w kościele powraca. Sprawą zainteresował się "Super Express". W rozmowie z tabloidem były detektyw uparcie twierdzi, że samochodami bojowymi mogli na miejscu pojawić się jedynie zamaskowani kierowcy. I znów podkreślał, że ci wystąpili na zaproszenie księdza. I to właśnie ksiądz Jacek Stasiak chciał, by jego ludzie mieli broń.
Byli w swoich strojach służbowych, umundurowani, z pełnym wyposażeniem, bo tak wypadało i tak sobie życzył jego ekscelencja ksiądz profesor Jacek Stasiak. Weszliśmy do kościoła, który zaznaczam, nie jest własnością kurii, ale jest własnością prywatnej osoby
- powiedział Rutkowski tabloidowi. Celebryta już wcześniej opowiadał, że kościół, w którym się pojawił, "jest własnością księdza". Co ciekawe ze strony kościoła św. Stanisława Kostki dowiadujemy się, że w 2002 roku ksiądz Stasiak odkupił zrujnowaną świątynię od ewangelików, a później "przekazał nieruchomość Fundacji Centrum Dialogu Kultur i Religii, którą założył wraz z biskupem diecezji warszawskiej Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego w RP, Mieczysławem Cieślarem". Warto w tym miejscu również wspomnieć, że w 2013 roku ks. Stasiak został suspendowany przez abp. Marka Jędraszewskiego [kara suspensy oznacza, że duchowny nie może sprawować żadnych czynności kapłańskich - red.]. Obecnie ksiądz Jacek Stasiak współpracuje z Kościołem Starokatolickim w RP.
Co ciekawe "Super Express" skontaktował się z duchownymi, którzy wyrazili własne zdanie na temat głośnej wizyty Rutkowskiego w kościele. Dominikanin o. Maciej Biskup twierdzi, że zachowanie detektywa bez licencji było niewłaściwe. "Wkraczanie do kościoła z bronią, nawet jeśli jest to gest wojskowy, jest rodzajem agresji i przemocy. Jest wbrew temu, do czego nas zaprasza wiara. Ktoś ze zgromadzonych wiernych w takiej sytuacji mógł poczuć się zaniepokojony" - powiedział. Inne zdanie na ten temat w rozmowie z tabloidem miał ksiądz Janusz Koplewski, który w sieci nazywany jest "spowiednikiem gwiazd". "Nie jestem zbulwersowany, że przyszedł z bronią do kościoła. Przyszedł, ponieważ go stać na ochronę. Jeżeli się czegoś boi, nie jest to zabronione" - powiedział duchowny, dodając, że księża także powinni mieć ochronę, ale ich na nią nie stać.