Mohamed Al-Fayed nie żyje. Nie doczekał 26. rocznicy tragicznego wypadku, w którym zginął jego syn z ówczesną ukochaną - księżną Dianą. "Odszedł spokojnie ze starości w środę 30 sierpnia 2023 roku" - napisała rodzina w oświadczeniu przekazanym przez klub piłkarski Fulham, którego egipski biznesmen był właścicielem do 2013 roku. Poza tym mężczyzna przez lata był też właścicielem londyńskiego domu towarowego Harrods czy hotelu Ritz w Paryżu.
Mohamed Al-Fayed długo nie mógł pogodzić się ze śmiercią syna. Przez lata twierdził, że para zginęła w wyniku spisku, za którym stała brytyjska rodzina królewska. Przypomnijmy, że księżna Diana i Dodi Al-Fayed zginęli w wypadku samochodowym w paryskim tunelu, gdy próbowali uciec przed paparazzi. Po latach śledztwa brytyjski sąd orzekł, że przyczyną wypadku była nieostrożna jazda szofera Diany oraz natrętni paparazzi śledzący parę. Mohamed Al-Fayed ponad dziesięć lat próbował przekonywać opinię publiczną do swoich racji. Jednak w 2008 roku zmęczony nagonką mediów, oświadczył, że nie będzie już starał się udowodnić, że za śmiercią jego syna i księżnej Walii stoją brytyjskie służby specjalne sterowane przez członków rodziny królewskiej, choć zdania w tym temacie nie zmienił. "Po długich przemyśleniach i tym, co się stało po ogłoszeniu werdyktu, zdecydowałem się wycofać. Akceptuję werdykt sądu" - mówił Al-Fayed w telewizyjnym wywiadzie. Zrobił to głównie ze względu na księcia Williama i Harry'ego, których przeciągające się śledztwo miało niezwykle boleć. "Wiem, że chłopcy bardzo kochali swoją matkę i w głębi serca popierali to, co robiłem, aby odkryć prawdę" - dodał.
Dodi Al-Fayed zmarł na miejscu. Księżna w chwili zabrania do szpitala jeszcze żyła. Odeszła dopiero kilka godzin później. Wypadek w Paryżu przeżył tylko ochroniarz Diany - Kes Wingfield. "Walczyliśmy z całych sił, mieliśmy wiele prób, naprawdę. Kiedy pracuje się pod tak wielką presją, czas płynie nieubłaganie. Jedyne, co się liczy, to fakt, że zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy, aby ją ocalić. Mieliśmy trudniejsze przypadki w Pitié-Salpêtrière. To najlepsze centrum medyczne we Francji. Udało nam się ocalić część z nich, ale jednak stało się tak, a nie inaczej. Nie mogliśmy jej uratować. Mocno się to na nas odbiło. Energia, którą włożyliśmy w walkę o jej życie, przyniosła nam ból niemal fizyczny. Byliśmy rozbici, zmęczeni i załamani - mówił francuski chirurg MonSef Dahman, na którego stół operacyjny trafiła księżna.