Więcej o Eurowizji przeczytasz na Gazeta.pl
Nikt chyba nie spodziewał się, że tegoroczna Eurowizja wywoła tak ogromny skandal. Widzowie - zarówno polscy, jak i ukraińscy - nie mogą przeboleć faktu, że jurorzy naszych wschodnich sąsiadów nie przyznali ani jednego punktu reprezentantowi Polski. Zwłaszcza że od fanów konkursu Krystian Ochman otrzymał najwyższą notę. Afera trwa, a członkini jury, piosenkarka Irina Fediszin, publikuje na Instagramie kolejne tłumaczenia. Jurorka zamieściła zdjęcie swojej karty do głosowania z dziesiątką zapisaną obok Polski, co nie oznacza wcale, że przyznała naszemu reprezentantowi dziesięciu punktów.
Członkowie ukraińskiego jury znaleźli się w sporym impasie. Z jednej strony są krytykowani za nieprzyznanie Polsce punktów, a z drugiej byli zobowiązani do niekierowania się osobistymi sympatiami. Irina Fediszin, słusznie zresztą, zwraca uwagę, że Eurowizja nie jest przecież konkursem politycznym. Podkreśliła także, że żaden z jurorów nie miał świadomości, z jakimi konsekwencjami przyjdzie się im mierzyć.
Wszyscy członkowie jury byli w tym samym pokoju. Przed naszymi oczami znajdował się traktat, w którym wielkimi, czarnymi literami było napisane: "nie dyskryminuj nikogo ze względu na narodowość, płeć, wygląd, poglądy polityczne lub jakiekolwiek inne powody niebędące związane z występem lub piosenką". W pokoju był z nami notariusz, który weryfikował, czy przestrzegamy zasad.
Jeśli ten konkurs jest tak ważny politycznie, dlaczego organizatorzy przekazali nam taką wiadomość? Dlaczego, nawet już po tym, gdy złożyliśmy protokoły i było wiadomo, że dojdzie do takiej sytuacji, nie poprawili naszych głosów z nami, aby uniknąć politycznego skandalu? Dlaczego nikt nie pomógł nam zrozumieć sytuacji? - pisze w instagramowym poście.
Okazuje się, że Irina Fediszin mogła rzeczywiście nie wiedzieć, w jaki sposób noty jurorów przeliczane są na wyniki. Zadaniem jury nie jest bowiem ocenianie występów w tzw. "eurowizyjnej skali", czyli przyznania dziesięciu, ośmiu, siedmiu itd. punktów, tylko uszeregowanie występów od najlepszego do najgorszego. Te zasady w rozmowie z Plotkiem wyjaśnił dokładnie Mieszko Czerniawski z portalu Eurowizja.org.
Procedura głosowania jury na Eurowizji polega na układaniu rankingu piosenek - od najlepszej do najgorszej. Tym samym każdy juror w swoim formularzu wskazuje utwory, które umieszcza na miejscach od jednego do 25. Miejsca te są następnie porównywane i sumowane z rankingami wszystkich pięciu jurorów w danym kraju - tłumaczy.
Finalnie kraj, który w rankingu jurorów uplasował się najwyżej, otrzymuje 12 punktów, kolejny dziesięć, osiem, siedem itd. Punkty otrzymują tylko państwa, które znalazły się w najlepszej dziesiątce. Mieszko Czerniawski zwraca uwagę, że jurorzy często nie rozumieją tego systemu, dlatego błędnie układają listę rankingową.
Dotkliwie odczuła to Tulia w pierwszym półfinale Eurowizji w 2019 roku. Jedna z jurorek pomyliła przyznawanie miejsc z przyznawaniem punktów, przez co Polska dostała w ogólnym rozrachunku kilka punktów mniej z Czech. Do awansu zabrakło Tulii wtedy dwóch punktów - wyjaśnia.
Dziennikarz Eurowizja.org podkreśla, że ten system jest dość skomplikowany, a dużą rolę odgrywają tu nadawcy lub osoby nadzorujące głosowanie, aby jasno wyjaśnić jego zasady. Czerniawski zaznaczył, że nie podejrzewa Iriny Fediszin o złe intencje - sądzi, że po prostu pogubiła się w formalnościach.
Moim zdaniem chciała nam dać dziesięć punktów, ale nie zrozumiała procedury i przyznała dziesiątkę, co oznaczało w formularzu dziesiąte miejsce (w takiej sytuacji powinna wpisać po prostu drugie miejsce) - dodaje Mieszko Czerniawski.
Ciężko stwierdzić, co dokładnie kierowało ukraińską jurorką, ale nawet jeśli przyznała Polsce świadomie dziesiąte miejsce, które przekładałoby się na jeden punkt w rankingu, trudno mieć do niej pretensje, że kierowała się własną opinią, a nie politycznymi sympatiami. Fediszin jest zdenerwowana, że z powodu eskalacji tej sytuacji obrywają jurorzy.
Apeluje do organizatorów Eurowizji o wyjaśnienie Ukraińcom, jak dokładnie przeliczane są głosy i dlaczego doszło do takiej sytuacji - zakończyła post na Instagramie.
Ukraińscy fani Eurowizji nie zostawili na swoich jurorach suchej nitki. Przepraszali polskich widzów za wynik Krystiana Ochmana, nazywając swoje jury "pseudoekspertami". Głos zabrał nawet ambasador Ukrainy, który uważa z kolei, że ich decyzja podyktowana była biurokracją.