"The sound of beauty", czyli "dźwięk piękna" - tak brzmi hasło tegorocznego Konkursu Piosenki Eurowizji organizowanego w Turynie. Choć na scenie zaprezentują się muzycy i wokaliści z 40 krajów, fani zainteresowani się zaledwie kilkoma reprezentantami. Według bukchmacherów, których typowania najczęściej są prorocze, wielkie szanse na zwycięstwo w tym roku mają ci z Włoch, Szwecji, Wielkiej Brytanii, Hiszpanii, Grecji oraz Polski. Zdecydowanym faworytem jest jednak zespół Kalush Orchestra z Ukrainy.
Ukraina może poszczycić się wieloma sukcesami na Eurowizji. Pierwszy raz zdolności wokalne swoich artystów zaprezentowała w 2003 roku i do tej pory tylko dwa razy nie wzięła udziału w konkursie. Zaledwie rok po debiucie wygrali, co zawdzięczają Ruslanie, której "Wild Dances" do tej pory jest jednym z najchętniej oglądanych występów w historii konkursu. Charyzmatyczna piosenkarka ubrana w strój gladiatorki w pięknym stylu zgarnęła statuetkę dla swojego kraju, jednocześnie śpiewając i tańcząc. Nie brakuje opinii, że jest eurowizyjną "legendą", ale czy na pewno? Dla niektórych owszem, ale dla nas legendą jest artysta, który reprezentował naszych wschodnich sąsiadów trzy lata później...
W 2007 roku Konkurs Piosenki Eurowizji zorganizowany został w Helsinkach (rok wcześniej w finale triumfował rockowy zespół z Finladnii, Lordi). Choć po zwycięstwo sięgnęła reprezentantka Serbii, wielu do tej pory uważa, że sceną zawojował wówczas Verka Serduchka, uznając jego występ, jak i samą piosenkę, za jeden z najlepszych, jaki widzowie konkursu mogli zobaczyć. Ukraińcy musieli obejść się smakiem zwycięstwa również rok później. Niejaka Ani Lorak podzieliła los poprzednika, przegrywając w finale z reprezentantem Rosji.
W kolejnych latach Ukraina radziła sobie nieco gorzej, zajmując kolejno 12. oraz 10. miejsce. Chwilowy przełom nastąpił w 2013 roku, kiedy reprezentantka tego kraju znalazła się na podium. Trzecie miejsce wówczas wyśpiewała sobie bowiem Złata Ogniewicz. Na prawdziwy sukces Ukraińcy musieli poczekać jednak jeszcze trzy lata...
W 2016 roku do Sztokholmu (Mans Zelmerow wygrał Eurowizję rok wcześniej) przyleciała Jamala, której udział, jak mówią niektórzy, w "festiwalu kiczu i tandety", odbił się szerokim echem. Ukraińska artystka wzbudzała kontrowersje za sprawą piosenki, dzięki której, jak się później okazało, wygrała. Utwór "1944" nawiązuje bowiem do deportacji Tatarów, przeżyć prababci Jamali, która jako dwudziestoparolatka została wygnana z dziećmi i podczas podróży straciła jedno z nich. Rosja próbowała zablokować występ Jamali, tłumacząc, że tekst jej piosenki jest nacechowany politycznie, a w końcu Eurowizja miała charakteryzować się apolitycznością. No cóż, nie wyszło i bardzo dobrze!
POLECAMY: Eurowizja 2016. Mniej kiczu, więcej powagi. Najważniejsze: coraz więcej ciekawych piosenek
Ale to nie koniec, w 2019 roku stosunki polityczne sąsiadujących krajów odegrały kluczową rolę. Preselekcje wygrała wówczas niejaka Anna Borysiwna Korsun, która posługuje się pseudonimem Maruv. Kiedy została ogłoszona oficjalną reprezentantką Ukrainy, wystrzeliła w tabeli bukmacherów na pierwsze miejsce, a występ preselekcyjny zyskiwał na popularności z każdą minutą. Niestety, kontrowersje pojawiły się natychmiast.
Sytuacja dotycząca ogólnokrajowych wyborów w tym roku wykazuje oznaki upolitycznienia. Publiczny rezonans, próby wywarcia nacisku ze strony sił politycznych oraz ingerowanie w dyskusję o postaciach kulturowych i strukturach informacyjnych kraju agresora doprowadziły w rzeczywistości do upolitycznienia wyników krajowych selekcji - zakomunikował publiczny nadawca Perszyj, dyskwalifikując wybraną przez naród reprezentantkę.
Jaki był powód tak radykalnej decyzji? Maruv nie chciała zrezygnować z trasy koncertowej zaplanowanej wówczas na najbliższy czas w Rosji. Ponadto, stacja miała wymóc na niej podpisanie kontraktu, z którego wynikało, że z własnej kieszeni miałaby opłacić przygotowania do występu na Eurowizji.
Główne nieporozumienia wynikały z tych punktów w umowie, które czyniły ze mnie niewolnika. Jestem obywatelką Ukrainy, płacę tu podatki i szczerze kocham swój kraj. Nie jestem jednak gotowa na to, by występować z różnymi hasłami politycznymi i zmieniać swój udział w konkursie w akcję promocyjną naszych polityków. Jestem muzykiem, a nie kijem do gry na scenie politycznej - napisała w mediach społecznościowych sama zainteresowana.
I choć wydawało się, że Ukraina wyśle na Eurowizję tych, którzy na ostatniej prostej przegrali w preselekcjach z Maruv, publiczny nadawca wycofał się z konkursu po raz drugi w historii (pierwszy raz stało się tak w 2015 roku).
W tym roku Ukraina stawia na zespół - formację Kalush Orchestra, która podczas pierwszego półfinału wykona utwór "Stefania". I choć początkowo piosenka nie była tak popularna jak chociażby "Brividi" włoskiego duetu czy "Solo" hiszpańskiej Chanel, aktualne bukmacherzy obstawiają, że to właśnie oni będą triumfować podczas finału 66. Konkursu Piosenki Eurowizji 14 maja w Turynie. Czy tak się stanie?