Więcej artykułów ze świata show-biznesu znajdziesz na Gazeta.pl.
Program "Sprawa dla reportera" wywołuje ostatnio wiele kontrowersji. Niedawno pisaliśmy m.in. o tym, że w jednym z odcinków padły okrutne słowa mecenas Marii Wentlandt-Walkiewicz w kierunku matki ciężko chorego dziecka. Nie obyło się bez krzyków oraz ataku paniki. Mało tego, widzów razi to, że nad problemami bohaterów programu pochylają się też celebryci. W studio pojawili się m.in. Grażyna Szapołowska, Michał Wiśniewski, Zenek Martyniuk i znany z antyszczepionkowych poglądów Ivan Komarenko.
"Sprawa dla reportera" składa się z części reportażowej, w której poszkodowani przedstawiają swoją historię, oraz z części dyskusyjnej w studio. Wówczas poznajemy m.in. zdanie zaproszonych ekspertów. W 2019 roku wyemitowano odcinek, w którym wzięła udział dziennikarka z Wielkopolski. W rozmowie z Plotkiem zdradziła jego kulisy.
Z perspektywy czasu żałuję udziału w programie. Ludzie przychodzą do niego, bo wierzą, że Jaworowicz faktycznie może im pomóc w rozwiązaniu problemu. Tak naprawdę show jest skupione wokół niej i tego, czego ona chce. Jeśli coś się jej nie podoba, to jest po prostu wycięte. Ani ona jako prowadząca, ani eksperci nie są do końca przygotowani do podejmowanych tematów - mówi nam dziennikarka.
Przypomnijmy, że obok omówienia danego wydarzenia wraz z kontekstem społecznym, istotny jest dialog między pokrzywdzonymi a ekspertami.
Niestety, w praktyce wygląda to zupełnie inaczej. Rozmówcy nie są dopuszczani do słowa. Żeby zostać usłyszanym, trzeba się porządnie wydrzeć, a nie na tym to powinno polegać - dodaje.
Jak oceniacie "Sprawę dla reportera"? Przypomnijmy, że program podbija też TikToka. Daniel Midas, tworząc cykl "Szopka dla reportera", wziął na tapet program Elżbiety Jaworowicz i pokazuje, jak absurdalne nagrania emitowane są na antenie TVP.