W środę zwolennicy Donalda Trumpa wdarli się do siedziby Kongresu USA, który miał ostatecznie potwierdzić ważność wyborów prezydenckich. Podczas zamieszek śmiertelnie została postrzelona kobieta, a w sumie zmarły cztery osoby. W tłumienie protestów została zaangażowana Gwardia Narodowa, a swój niepokój dotyczący przepełnionych agresją wydarzeń wyrazili między innymi byli prezydenci Stanów Zjednoczonych. Zareagowali także współpracownicy Donalda i Melanii Trumpów i część z nich już złożyła rezygnację.
Jak donosi CNN, Stephanie Grisham, była rzecznik prasowa Białego Domu oraz obecna szefowa personelu pierwszej damy Melanii Trump, złożyła rezygnację z pełnionej funkcji. Decyzję podjęła w skutek zamieszek na Kapitolu. Na rezygnację z natychmiastowym skutkiem zdecydowały się także Anna Cristina "Rickie" Niceta, sekretarz społeczny Białego Domu oraz Sarah Matthews, doradczyni prasowa. Matthews w komunikacie przesłanym prasie przyznała, że była "głęboko zaniepokojona tym, co zobaczyła" i podkreśliła, że Stany Zjednoczone potrzebują pokojowego przekazania władzy.
Grisham i Niceta były jednymi z najdłużej pracujących urzędników administracji Donalda Trumpa:
To był zaszczyt służyć krajowi w Białym Domu. Jestem bardzo dumna, że mogłam uczestniczyć w misji pani Trump, polegającej na pomaganiu dzieciom na całym świecie. Jestem dumna z wielu osiągnięć – powiedziała Stephanie Grisham w rozmowie z CNN.
Grisham podkreśliła, że mimo iż łączyły ją bardzo bliskie stosunki z Melanią, to już wcześniej rozważała odejście. Urzędniczka była prawą ręką Melanii Trump i pomagała jej w pełnieniu obowiązków pierwszej damy. Czuwała nad harmonogramem oraz dbała o medialny wizerunek żony Donalda Trumpa.
Odwrócenie się najbliższych współpracowników od prezydenckiej pary to siarczysty policzek wymierzony polityce Trumpa. Wielu współpracowników Trumpa jest zniesmaczonych jego zachowaniem, a CNN w swoich informacjach podkreśla, że poziom frustracji w Białym Domu ciągle wzrasta. Wszystko wskazuje na to, że Melania i Donald opuszczą Biały Dom bez ekipy sprzymierzeńców.
Na gwałtowne protesty zareagowała także córka prezydenta, Ivanka Trump. Na swoim Twitterze zaapelowała do "amerykańskich patriotów" o zachowanie spokoju:
Amerykańscy patrioci - wszelkie naruszenia bezpieczeństwa lub brak szacunku dla naszych organów ścigania są niedopuszczalne. Przemoc musi się natychmiast skończyć. Proszę, bądźcie spokojni.
Tweet odbił się szerokim echem głównie ze względu na fakt, że Ivanka nazwała "patriotami" osoby, które włamały się do Kongresu. Wpis został usunięty, a Ivanka w rozmowie z CNN przyznała, że nie jest to jej oficjalne stanowisko.
Do tragicznych wydarzeń odniósł się także Eric Trump, syn Donalda Trumpa i wiceprezes "The Trump Organization":
Jesteśmy partią prawa i porządku - ścigamy każdego, kto przekroczy tę granicę – napisał na Twitterze.
Przypomnijmy, że krótko po wtargnięciu do Kongresu USA protestujących, prezydent elekt Joe Biden zaapelował do Trumpa, by wypełnił swoją przysięgę i zażądał zakończenia oblężenia. Wywołany do tablicy Trump wezwał protestujących do rozejścia się i podtrzymał swoje stanowisko, według którego wybory zostały sfałszowane. W wyniku zamieszek zginęły cztery osoby, a ponad 50 zostało aresztowanych.