Kamil Durczok w poniedziałek zapowiedział uruchomienie aplikacji mobilnej, w której znajdą się treści jego autorstwa (ale nie tylko) - teksty, wideo i projekty specjalne. Oczywiście, by mieć do nich dostęp, trzeba będzie zapłacić.
Kamil Durczok o swoim pomyśle poinformował na Twitterze. Zamieścił logo aplikacji, Durczokracji, i zapowiedział start za dwa tygodnie, czyli na przełomie sierpnia i września. Udostępnił też link, pod którym można ją pobrać w wersjach na Androida albo iOS.
W sklepie internetowym widać kilka zrzutów ekranu z niedostępnej jeszcze aplikacji. W treści jednego z tekstów możemy doczytać, że Kamil Durczok tłumaczy się z zarzutów o mobbing i molestowania podwładnych w redakcji "Faktów" TVN w 2015 roku. Fragment zamieszczonej w aplikacji wypowiedzi sprowadza się do tego, że dziennikarz chwali się tym, że po wybuchu afery złożył rezygnację z pracy, ale dziś twierdzi, że "honorowe zachowania się nie opłacają".
Wychodzi więc na to, że treści w aplikacji Durczoka będą poniekąd możliwością do wytłumaczenia się. Co jeszcze tam znajdziemy?
Pojawią się też nazwiska bardzo znane i mniej znane, choć zawsze mające własny, niezależny ogląd rzeczywistości - zapowiada w rozmowie z portalem Wirtualne Media.
W aplikacji znajdą się wcześniej już wspomniane teksty, wideo i tajemnicze "projekty specjalne". Oczywiście za skorzystanie z nich trzeba będzie zapłacić. Ile? Tego jeszcze dziennikarz nie ujawnia.
O jej wysokości poinformuję w stosownym czasie, ale nie przekroczy ona kilku złotych miesięcznie. Stawiam sprawę uczciwie: kiedyś robiłem to samo, co dziś i płacił za to TVN z pieniędzy zarobionych na reklamach. Finalnie płacili więc klienci kupujący produkty reklamujących się firm - czyli moi odbiorcy. Teraz startuję z płatnym projektem, bo nie widzę powodu, żeby miliardy dolarów na cudzej pracy zarabiali wyłącznie giganci: Facebook albo Google, nie dzieląc się uczciwie z twórcami - tłumaczy Durczok.
Pomysł dotyczący stworzenia aplikacji przez Kamila Durczok pojawił się już przynajmniej cztery lata temu, gdy prowadził jeszcze portal Silesion.pl. Z tą różnicą, że teraz się udało, a wtedy skończyło się jedynie na planach. Wówczas dziennikarz miał pomysł na apkę do czytania wiadomości. Jej celem miało być dostarczanie użytkownikom wiadomości z różnych źródeł na podstawie indywidualnych preferencji. Ostatecznie się nie udało, a serwis Durczoka i tak zniknął z sieci w 2019 roku. Pytanie, jaki los czeka teraz aplikację dziennikarza - czy podzieli ona losy Silesion.pl?