Zagraniczne media podały szokującą informację. Nie żyje Jerry Demara, popularny wokalistka, który swoją karierę rozpoczął od udziału w meksykańskiej wersji programu "The Voice" w 2012 roku. Występ w telewizji okazał się dla niego przepustką do sławy. Wokalista rozpoczął karierę muzyczną, a w 2018 roku był nawet nominowany do latynoskiego Grammy za album "Brindemos". Mężczyzna miał 42 lata.
Okoliczności śmierci Jerry'ego Demara są niejasne. Wokalistka w miniony weekend trafił do szpitala, a w amerykańskich źródłach możemy przeczytać o komplikacjach po zarażeniu koronawirusem. Na łamach Daily Mail możemy przeczytać, że mężczyzna zmarł najprawdopodobniej w wyniku powikłań po zastrzykach witaminowych, które sam sobie wykonywał.
Na oficjalnym profilu muzyka na Facebooku pojawił się live, który nagrał dwa dni przed śmiercią. Z krótkiego wideo możemy dowiedzieć się, że artysta od kilku godzin zmaga się z ogromnym bólem. W nagraniu Demara narzeka na służbę zdrowia i przyznaje, że robił sobie popularne wśród niektórych celebrytów witaminowe zastrzyki.
Wdowa po piosenkarzu, Claudia Plascenica, przyznała w mediach społecznościowych, że jej mąż majaczył i wymiotował zanim został przewieziony do szpitala z "nieznośnym bólem". Wspomniała także, że niedawno przeszedł operację, ale nadal cierpiał z powodu komplikacji.
Na profilu muzyka pojawiły się kondolencje od fanów:
Moje szczere kondolencje. Niech Bóg ma jego rodzinę w swojej opiece.
Spoczywaj w pokoju, bracie.
Jakie to smutne.
Mężczyzna zmarł 30 listopada w szpitalu w Bawley, w Kalifornii.