• Link został skopiowany

Ruszył "Piekielny Hotel". Czy Małgorzacie Rozenek udało się nas zaskoczyć? Było nieźle, ale czegoś nam tu zabrakło

Z dwutygodniowym opóźnieniem zobaczyliśmy pierwszy odcinek nowego programu Małgorzaty Rozenek. W "Piekielnym hotelu" będzie jeździła w teren stawiać na nogi podupadające hotele.

Małgorzata Rozenek jedzie do źle prosperującego hotelu, rozpoznaje problem, proponuje rozwiązanie, a następnie wdraża go w życie. Brzmi znajomo? Według takiego schematu powstają "Kuchenne rewolucje" z tą (niewielką) różnicą, że tam chodzi o źle prosperujące restauracje. Dlatego porównań między programami uniknąć niepodobna i dlatego " Piekielnemu hotelowi " bliżej jednak do programu Magdy Gessler , niż do "Perfekcyjnej pani domu".

Jako pierwszy na celowniku Małgorzaty Rozenek znalazł się Hotel Otomin. Zaczęło się jednak od małego zgrzytu. Nawigacja wywiozła Rozenek do Gdańska, podczas gdy Hotel Otomin znajdował się, co za niespodzianka, w Otominie. Podobno takie sytuacje często zdarzały się w przeszłości. Kiedy wreszcie dojechała, hotel zrobił na niej fatalne wrażenie.

Gdybym nie musiała, na pewno bym się tu nie zatrzymała - przyznała szczerze. - Wygląda jak na poczcie. Krzesło totalnie beznadziejne, dywanik, który jest do wyrzucenia, pościel czysta, ale materac taki, że ja się na pewno na nim nie położę. Ta ściana wygląda tak, jakby ktoś na nią zwymiotował i to wielokrotnie - oceniła wnętrze pokoju, w którym miała zostać na noc.

Hotelem zarządzali Katarzyna i Darek Strangreccy, ale dla nikogo nie było to do końca jasne. W praktyce polegało to na tym, że personel nie miał żadnego pojęcia, kto jest szefem, a małżeństwo regularnie uzupełniało hotelowe straty pieniędzmi Stanisława, ojca Katarzyny. On również, przynajmniej z początku, rościł sobie pewne prawa do decydowania o losie hotelu.

TVN/X-News

Małgorzata Rozenek w pierwszej kolejności porozmawiała z Dariuszem, który przynajmniej w teorii, był szefem hotelu. Uważał, że dobrze zarządza obiektem i bagatelizował problemy. Na przykład takie, że teść regularnie wspomaga hotel zastrzykami gotówki, a personel nie ma na czas płaconych pensji.

Dlaczego u was jest taki problem z komunikacją i decyzyjnością? Właśnie dlatego, że nie przedyskutowaliście, kto tak naprawdę jest właścicielem tego hotelu. Was tu jest o jednego samca alfa za dużo - tłumaczyła.

Doprowadziła do spotkania Dariusza ze Stanisławem i szczerej rozmowy między nimi. Sama zaś porozmawiała z Katarzyną. Wtedy dowiedziała się, że w rodzinie zdarzyła się tragedia. Brat Katarzyny, który miał zarządzać hotelem, zginął tragicznie i w ten sposób biznes i sprawy rodzinne splątały się w trudny do rozplątania supeł. Rozenek postanowiła zebrać wszystkich i ogłosić nowy etap w działalności obiektu.

Nie hotel, ale ośrodek, który skupia się na organizowaniu imprez. Kontrola finansowa. Wybranie jednej osoby, która będzie o wszystkim decydować - zakomunikowała.
Darek, myślę, że już miałeś swoje 5 minut. Kasia powinna zostać szefem - ogłosił swoją decyzję Stanisław. - Nie będę miał konfliktu z Darkiem, zawsze z córką lepiej się dogadam, niż z zięciem.
Właśnie zostałaś szefem - oznajmiła jej Rozenek.
Dam radę. Jestem zadowolona, że jestem szefem wszystkich szefów - odparła Katarzyna.

Hotel, właściwie już nie hotel, ale ośrodek, zyskał nową elewację i na nowo zaaranżowane wnętrza. Szybciej, niż się spodziewano, pojawili się pierwsi klienci, którzy chcieli zorganizować imprezę. Okazało się, że nawet pokaz sztucznych ogni jest możliwy do zrealizowania. Zrobiono też wreszcie uroczyste otwarcie ośrodka, na które za pierwszym razem zabrakło czasu i motywacji.

Siedem chudych lat jest już za nami. Teraz powinno nadejść siedem lat tłustych - mówiła ucieszona Katarzyna.

Koniec programu. Małgorzata Rozenek odjechała, pozostawiając za sobą całkowicie odmieniony hotel. Czy okazała się wiarygodna w roli ekspertki od poprawiania kondycji hoteli? Tego jeszcze nie wiemy. Tu przecież nie wystarczy zetrzeć kurze i wymienić dywaniki przy łóżkach, żeby odnieść sukces.

TVN/X-News

Kto oglądał wcześniej "Kuchenne rewolucje", nie był "Piekielnym hotelem" w żaden sposób zaskoczony. Przez cały odcinek podświadomie szukałem znanych mi elementów schematu i odnajdywałem je. Małgorzata Rozenek, zgodnie z oczekiwaniami, narzekała na zastane warunki. Zgodnie z oczekiwaniami, punktowała złe strony hotelu. Również zgodnie z oczekiwaniami, proponowała rozwiązanie problemów, a potem wprowadzała zmiany. Na końcu, tego też się spodziewaliśmy, zobaczyliśmy hotel jak ze snu, gotowy na przyjmowanie gości i zarabianie pieniędzy.

Było przewidywalnie, czyli nieźle, ale jednej rzeczy zabraklo. Czy rzeczywiście hotel sobie poradził po zmianach? Pozostaje mieć taką nadzieję, bo program nas o tym nie informuje. I to jest zasadnicza różnica pomiędzy "Kuchennymi rewolucjami", a "Piekielnym hotelem". Bo Magda Gessler po kilku tygodniach wracała do zrewolucjonizowanego przez siebie obiektu i sprawdzała efektywność swoich porad. Tutaj tego zabrakło. Hotel po "rewolucji" prezentował się świetnie, ale nie wiadomo, czy rady Małgorzaty Rozenek faktycznie okazały się skuteczne.

"Piekielny hotel" to niemal dokładna kalka "Kuchennych rewolucji". Różnice są kosmetyczne. Małgorzata Rozenek, w przeciwieństwie do Magdy Gessler, nie używa mocnych słów, a gdy zobaczy, że coś jest nie tak, nie demoluje obiektu, przynajmniej na razie (choć zdarzyło jej się brutalnie zerwać z okna brzydką firankę). Czy natomiast okaże się autorytetem w arcytrudnej dziedzinie stawiania na nogi kiepsko funkcjonujących hoteli? Zobaczymy.

TVN/X-News

alex

Więcej o: