Uchodzili za zgodną, wspierającą się i kochającą parę. Strzegli swojej prywatności, ale mieliśmy okazję kilka razy widzieć piękne sesje całej rodziny, z rumianymi dziećmi, na pluszowych kanapach. I nagle, bez żadnych wcześniejszych rys na tym pięknym obrazku - informacja o rozwodzie. Kto by się tego spodziewał?
Zawsze widywani razem, nigdy żadne paskudne plotki o romansach na planie nie skalały ich cudnego, małżeńskiego obrazka. No, może raz czy dwa. Ale wiecie, jak to jest... Dla lepszej, efektywnej i efekciarskiej promocji filmu, czasem podaje się niejasne informacje o tym, że ON, mimo iż jest w szczęśliwym związku, zadurzył się w swojej partnerce ekranowej. Albo że ONA, choć matka pięknym dzieciom pięknego męża, uległa czarującym dłoniom i nie tylko dłoniom swego filmowego kochanka. Gdy iskra między ekranowymi partnerami naprawdę przeskoczy, film się lepiej sprzeda, wiadomo.
Kojarzycie film "Turysta" z ponętną Angeliną Jolie i boskim Johnnym Deppem? Powietrze między nimi ciężkie było jak ołów i gęste jak zastygający beton. Oboje tacy pociągający, a w zestawieniu - kochankowie z nich żenujący. Zero chemii, śladowe ilości emocji. I film w rezultacie mierny, a promocja żadna, bo nie dało się nijak wmówić maluczkim na całym świecie, że między nimi coś się mogło zadziać. A z Bradem Pittem jak Angie grała w filmie "Pan i pani Smith" to od razu wiadomo było, że będą z tego dzieci. I szybko były. Producenci podgrzewają więc atmosferę skandalu, kochają te sytuacje, gdy iskra przeskakuje wyraźnie, a jak przeskoczy naprawdę i jacyś sympatyczni paparazzi uchwycą ten przeskok (najlepiej na jakimś tylnym siedzeniu auta, gdy ON JĄ po ciężkim dniu na planie do domu podwozi) - oooo, to cudownie. Będą miliony. I będą też rozstania, bardzo prawdopodobne.
AP/Markus SchreiberAle przecież wiemy, że to najczęściej chwyt marketingowy. Że są pary nierozstawalne, piękne, szczęśliwe. Uchodzące za najtrwalsze. W zasadzie wszystkie pary, co się nagle rozstają takie były, prawda? W piątek rozstanie ogłosili Melanie Griffith i Antonio Banderas. Wydawałoby się, że tego związku nic nie ruszy. A jednak.
ZOBACZ, KTÓRE ROZSTANIA ZASKOCZYŁY CAŁY ŚWIAT
Oni wszyscy (i szereg innych przed nimi i tych, co przyjdą po nich) uchodzili za najtrwalsze, najpiękniejsze, najwspanialsze i w ogóle wszystko naj. A jednak im się nie ułożyło. Może po prostu są to normalni ludzie, z normalnymi problemami? Może ją wnerwia, że on rozrzuca skarpetki, a jego irytuje, że fałszuje nucąc przy malowaniu rzęs? Nie są to, OCZYWIŚCIE, powody do rozstania, ale może każda pojedyncza skarpetka, z każdą kolejną wątpliwą nutą oraz szereg innych, drobnych, codziennych grzechów, doprowadziły ich do ponurej konstatacji, że związek się wypalił i nie pojedzie ten wóz dalej bez wywrotki?
A może jednak nie było tak pięknie i pluszowo? Może on ją zdradził z opiekunką do dzieci, a może ona poznała w warzywniaku sympatycznego faceta, któremu się też w małżeństwie średnio wiodło i tak od słowa do słowa przeszli do czynów lubieżnych? A może zwyczajnie, jak to bywa w dzisiejszych czasach, gdy rozwody nie są już końcem świata - dwoje dorosłych ludzi dojrzało do pewnych decyzji i postanowiło, że spróbują, zamiast tworzyć jedną nieszczęśliwą parę, dać sobie szansę na stworzenie dwóch nowych, ale szczęśliwych?
Tak sobie tylko myślę, wspominając własne związkowe perturbacje, patrząc na ludzi dookoła - że rozstanie, czy zaskakujące, czy przemyślane, z dziećmi, czy bez nich, zawsze jest koszmarem. Małym lub dużym, mijającym szybko, lub pozostawiającym ślad na długo. I my, maluczcy, przeżywamy to sobie sami, w zaciszu domowym, z przyjaciółmi czy samotnie, ale bez tego wzmożonego zainteresowania całego świata. Gdy doświadczamy tego zainteresowania (bo jakieś tak zawsze się od "życzliwych" przytrafi), możemy od tego stosunkowo łatwo uciec, możemy zbyć i się odciąć. Nikt nie wrzuca naszego zdjęcia z byłym już partnerem dramatycznie rozdartego pośrodku na wszystkie możliwie okładki i strony internetu. I jest nam ciężko, ale jednak spokojnie.
Małgorzata Tchorzewska