Piotr Adamczyk miał niewątpliwie najważniejszą, ze wszystkich Polaków grających w filmie, rolę. W takim razie logiczne jest, że przed premierą będzie chętnie pozował do zdjęć, prawda? Właśnie, że nie. Aktora wprowadzono szybko i niepostrzeżenie bocznym wejściem, chwilę przed premierą. Świetnie wykorzystano zamieszanie na czerwonym dywanie, gdzie właśnie pozowała cała rodzina Grycanów.
Na szczęście po premierze sytuacja wyglądała inaczej. Piotr Adamczyk najdłużej i najchętniej udzielał wywiadów - ale oczywiście odpowiadał tylko na pytanie dotyczące filmu. Kate Rozz cierpliwie czekała na męża i rozmawiała z obecnymi na bankiecie gośćmi. Gdy Adamczyk skończył, podeszła do niego i resztę wieczoru spędzili razem, także rozmawiając z gośćmi. Niedługo potem wyszli. Tak samo jak przyszli, czyli chyłkiem, bocznymi drzwiami. Żeby ich tylko nikt nie zobaczył...
KAPIF
Alicja Bachleda-Curuś na premierę przyjechała specjalnie z Los Angeles. A skoro już przyjechała, to było by miło, gdyby została trochę dłużej... Nic z tego. Aktorka, razem z Wojciechem Mecwaldowskim, wyszła z sali chwilę po rozpoczęciu filmu. Mecwaldowski wrócił na bankiet odbywający się po filmie i długo rozmawiał z dziennikarzami. Alicja niestety nie. Ciekawe, czy gdyby premiera odbyła się w Stanach, też tak szybko by uciekła. Przypuszczamy, że raczej nie.
KAPIF
Niemile organizatorzy obeszli się również z fotografami. Gdy na sali przedstawiano aktorów i twórców filmu, mogli wejść i zrobić zdjęcia. Zaraz po części oficjalnej ich wyproszono. Co więcej, wyproszono ich w ogóle z wnętrza Teatru! Tymczasem normalnym jest, że fotografowie czekają na zakończenie filmu, robią zdjęcia po seansie, mogą też bez problemu wziąć udział w bankiecie i tam także fotografować gości. Obsada "Bitwy pod Wiedniem" najwyraźniej sobie tego nie życzyła.
Akredytacje, które dostali dziennikarze nie gwarantowały miejsc na widowni. Po co w takim razie organizatorzy je rozdali?
Fajnie. Szkoda tylko, że przemykający do sali aktorzy o tym nie wiedzieli. Na salę udało się wejść nielicznym przedstawicielom mediów. Wykorzystali zamieszanie z fotografami i wemknęli się na pokaz. Resztę zatrzymano przed drzwiami, choć w sali zostało sporo wolnych miejsc. Czyżby organizatorzy premiery i producenci filmu bali się kolejnych bardzo krytycznych recenzji?
Gdy eleganccy goście oglądali film, a kelnerzy rozkładali jedzenie na uroczysty bankiet, przechodnie pod Teatrem Wielkim musieli lawirować między kawałkami końskiego łajna, jakie zostawiły po sobie zwierzęta sprowadzone na pokaz. To chyba wystarczy za komentarz do całej tej hucznej imprezy. Jaki film, taka premiera.
WBF