"Nie ma nic złego w tym, że mężczyzna jest feministą. Myślę, że niesie to obustronne korzyści" - tymi słowami Alana Rickamana naniesionymi na jego zdjęci, Emma Watson złożyła hołd zmarłemu gwiazdorowi. Aktorka nie bez przyczyny wybrała akurat ten cytat - jest bowiem Ambasadorką dobrej woli ONZ oraz twarzą i pionierką feministycznej kampanii HeForShe.
Wiele osób zareagowało alergicznie na tweet Watson. Zarzucono jej, że "wykorzystuje pamięć aktora" dla forsowania własnych przekonań.
Przestań mówić teraz o feminizmie, nie przesadzaj. Umarł człowiek, a ty tak po prostu będziesz mówić o byciu feministką, Emma?
Jesteś odrażającym człowiekiem, skoro wykorzystujesz śmierć, aby promować swoje przekonania.
Wykorzystywać czyjąś śmierć, aby forsować własne idee. Dlaczego?
Warto zauważyć, że wpis z cytatem o feminizmie na koncie Emmy Watson nie był jedynym, który upamiętniał Rickmana. Aktorka wrzuciła także jego słowa, dotyczące postaw życiowych lub sztuki aktorskiej. Wcześniej opublikowała na FB osobiste pożegnanie.
Bardzo mi dziś przykro z powodu informacji o Alanie. Jestem szczęśliwa, że mogłam pracować i spędzać czas z tak wyjątkowym człowiekiem i aktorem. Będzie mi bardzo brakować naszych rozmów. Spoczywaj w spokoju, Alanie. Kochamy Cię - napisała na Facebooku.
Z jednej strony nie można wykluczyć, że wśród krytykujących Watson znalazły się osoby faktycznie urażone, z drugiej jednak warto pamiętać, że zaangażowanie w działalność propagującą feminizm nie wszystkim się podoba. Feminizm w dalszym ciągu jest deprecjonowany i wielu - co przykre i zaskakujące - widzi w nim zagrożenie. Właśnie dlatego aktorka bywała już ofiarą ataków hejterów. W październiku stała się celem odrażającej akcji "cum tribute". Chodziło o wrzucanie do sieci zdjęć kobiet pokrytych ejakulatem. Zdjęcia Watson wykorzystywano także do innych akcji przeciwników feminizmu takich jak #FeministsAreUgly i #HowToSpotAFeminist.
ZI