Dziennikarka Dorota Łosiewicz, na wieść o udziale Doroty Zawadzkiej w kampanii MEN zachęcającej rodziców, by posyłali sześciolatki do szkół, postanowiła podzielić się na portalu wpolityce.pl swoją wiedzą o programie Zawadzkiej "Superniania".
Dorota Zawadzka to "wybitny" spec od wychowania dzieci. Swego czasu jeździła po całej Polsce i uczyła rodziców, co robią źle, a mogliby lepiej. Tak się złożyło, że moja koleżanka brała udział w tym programie. Jej dziecko miało problem z nadruchliwością. Zawadzka rozwiązała problem mojej znajomej. Podczas kręcenia finału dziecko dostało, jak zrelacjonowała moja koleżanka, leki uspokajające, żeby wyglądało na spokojniejsze.
W internecie zawrzało. Od razu pojawiły się osoby, które jednoznacznie zinterpretowały słowa Łosiewskiej.
Niektóre z nich sugerują - nie mam pojęcia na jakiej podstawie - że to ja "nafaszerowałam dziecko lekami" - czytamy na Natemat.pl
Dorota Zawadzka wyraziła także zaniepokojenie postawą dziennikarki i jej koleżanki, które, mimo że posiadały wiedzę o takich rzekomych praktykach, nie zareagowały.
Zdumiewa mnie jednocześnie fakt, że dziennikarka przez cały czas, gdy posiadała takową wiedzę, nie zgłosiła tego organom ścigania (na policję lub do prokuratury). (...) - pisze Zawadzka.- Zdumiewa mnie fakt, że matka pozwoliła (o ile fakt taki miał rzeczywiście miejsce) na to, by podano cokolwiek jej dziecku i sama nie zgłosiła tego organom ścigania.
Wiadomość o niepotwierdzonych jeszcze incydentach na planie "Superniani" bardzo poruszyły Zawadzką, która zapowiedziała interwencję.
Jeśli opisywana koleżanka istnieje, to proszę ją o ujawnienie się i opowiedzenie publicznie, kto jest odpowiedzialny za podanie dziecku czegokolwiek (mowa o środku uspokajającym) na planie programu Superniania - pisze Zawadzka. - Dzieci ze stwierdzoną nadpobudliwością było zaledwie kilkoro. Jeśli pani Łosiewicz nie ujawni danych, sama przeprowadzę stosowne poszukiwania. Mam kontakt do wszystkich rodzin z którymi pracowałam. Wyjaśnię to.
Emes/zuz