Miała być bomba, a wybuchł kapiszon - jakby to powiedział nasz były premier Jarosław Kaczyński. Te słowa idealnie obrazują sytuacje w jakiej znalazły się programy "Ranking gwiazd" i "Fort Boyard", które nie zaliczyły udanego startu. Nowe produkcje oglądało odpowiednio 1,5 miliona osób i 1,77 mln miliona widzów - pisze portal wirtualnemedia.pl. Biorąc pod uwagę promocję jaką Polsat i Dwójka zafundowały swoim programom, wyniki oglądalności rozczarowują. Podobnie jest zresztą z poziomem obu programów. "Ranking gwiazd" powoli się rozkręca i ma jeszcze szansę przyciągnąć przed telewizory większą widownie. A "Fort Boyard"? Jak dla nas, jeszcze większe rozczarowanie.
Najmocniejszym punktem programu jest z pewnością Robert Gonera . Z kolei jego współprowadząca Kasia Glinka, za bardzo wczuwa się w rolę. Biega, krzyczy, pospiesza uczestników i zachowuje się jakby sama była jedną z nich. Program polega na tym, że w każdym odcinku jedna gwiazd jest kapitanem swojej drużyny, składającej się z "normalnych" ludzi. Każdy z uczestników ma do wykonania jedno zadanie. Również gwiazda pod koniec programu wykonuje jedno ekstremalne zadanie . Im więcej drużyna zdobędzie kluczy, tym większa będzie ich nagroda.
"Fort Boyard" warto było obejrzeć właściwie tylko dla jednej sceny. Weronika Książkiewicz musiała przejść po kładce zawieszonej nad przepaścią z lwami i skoczyć po klucz. Choć w jej oczach było widać wielki strach, Weronika podjęła się zadania i przeszła po desce. Klucza nie zdobyła, ale i tak zaimponowała nam jej odwaga. Poza tą sceną program do znudzenia przypominał niektóre sceny z "Agenta".