Zostawił po sobie wiele przebojów, które do dziś nie tracą na popularności. Choć nagrał tylko kilka płyt, Polacy pokochali hity takie jak "Byłaś serca biciem" czy "C’est la vie - Paryż z pocztówki", duety z gwiazdami muzyki popularnej czy utwory jazzowe i bluesowe. Andrzej Zaucha był niezwykle utalentowanym artystą, ale też człowiekiem, który starał się żyć pełnią życia. Niestety, obie jego wielkie miłości zakończyły się tragicznie.
Andrzej Zaucha przyszedł na świat 12 stycznia 1949. Z muzyką miał styczność od dziecka - ojciec chłopca śpiewał i grywał w krakowskich dansingach muzykę do tańca. Kiedy pewnego dnia z powodu silnego bólu zęba musiał udać się na pogotowie, podczas zaplanowanego wcześniej występu zastąpił go zaledwie ośmioletni wówczas Andrzej.
Nawet specjalnie się nie krzywili ci starsi panowie, z którymi grywał ojciec… na to moje bębnienie… To zabawne było, bo ledwo sięgałem nogami do "stopy" – wspominał po latach swój sceniczny debiut Zaucha.
Szybko wyszło na jaw, że Andrzej Zaucha ma talent muzyczny. Już w szkole podstawowej grywał z kolegami w amatorskim zespole. Ale być może brak stałego dochodu ojca wpłynął na fakt, że Andrzej postanowił oprócz pasji mieć "solidny" zawód. Wybrał szkołę zawodową, w której uczył się na zecera. Ale w zawodzie nigdy nie pracował.
Najpierw realizował się jako sportowiec i odnosił na tym polu niemałe sukcesy. Do 16. roku życia trenował kajakarstwo, trzykrotnie zdobył mistrzostwo Polski. Ponoć typowano go nawet do udziału w olimpiadzie w Tokio, ale odmówił. Wygrała pierwsza miłość - muzyka. Kiedy Zaucha dostał propozycję gry na perkusji w zespole Czarty, z dnia na dzień rzucił sport.
Kariera artysty zaczęła nabierać rozpędu - został solistą zespołu Telstar, następnie wyjechał do Francji, gdzie zakochał się w twórczości Raya Charlesa. Pod wpływem bluesowego muzyka zmienił swój styl. Nowatorstwo i oryginalna technika wokalna Zauchy sprawiły, że stał się rozpoznawalny w środowisku jazzowym. Wkrótce zainteresował się nim rythm-and-bluesowy zespół Dżamble. Zespół odniósł sukces na festiwalu w Opolu, a na jego płycie znalazły się utwory nagrane z artystami takimi jak Tomasz Stańko czy Michał Urbaniak.
Andrzej Zaucha na początku lat 70. był w krakowskim środowisku artystycznym tak popularny, że kiedy Marek Grechuta odszedł z zespołu Anawa, zastępstwo zaproponowano właśnie jemu. Po latach Zaucha przyznawał, że właśnie w tym okresie udoskonalił swój warsztat. Ale po nagraniu pierwszej płyty z zespołem postanowił wyjechać za granicę. Chciał tam uczyć się grać na saksofonie, a także zarobić na utrzymanie rodziny - żony i córeczki.
Swoją żonę - Elżbietę - Andrzej Zaucha poznał w jednej z krakowskich dyskotek. On miał wówczas 17 lat, ona była o rok młodsza. Ale młody wiek nie powstrzymał zakochanych przed decyzją o ślubie. Wkrótce mieli stać się nierozłączni. Niektórzy znajomi i współpracownicy Zauchy zarzucali Elżbiecie, że był zaborcza, chorobliwie zazdrosna i zbytnio ingerowała w jego życie zawodowe - decydowała o repertuarze i o tym, gdzie i z kim wystąpi. Sam artysta tłumaczył jednak, że żona jest najbliższą mu osobą, przyjaciółką, której zdanie jest dla niego najważniejsze i której w każdej sprawie się radzi. Muzyków drażnił jednak fakt, że kobieta podczas każdego z koncertów czekała za kulisami i we wszystko ingerowała.
Na początku lat 80. Andrzej Zaucha rozpoczął karierę solową. Zaczął się czas jego największej popularności. Często współpracował z muzykami wykonującymi różnorodne style muzyczne.
Lubię pracować z różnymi ludźmi. Uważam, że trzeba się spróbować wszędzie. Ponieważ jestem piosenkarzem rozrywkowym, to śpiewam po prostu z różnymi kompozytorami piosenek rozrywkowych. Uważam, że jest to manifestowanie mojego zachowania się jako jazzman. Człowiek, który jest jazzmanem, gra ze wszystkimi i nie czuje się związany konwencjami - mówił artysta w Polskim Radiu.
W 1983 roku Zaucha wydał swoją debiutancką solową płytę, zatytułowaną "Wszystkie stworzenia małe i duże”. Krążek okazał się sukcesem. W 1985 roku Zaucha został zaproszony na Krajowy Festiwal Piosenki Polskiej w Opolu, na którym występował nieprzerwanie do 1991 roku.
Niezadowolenie współpracowników nie zniszczyło miłości Andrzeja i Elżbiety. Muzyk cały świat widział w żonie i córce Agnieszce. Rodzinną sielankę przerwała tragedia. U Elżbiety zdiagnozowano guza w okolicy pnia mózgu. Lekarze jedyne wyjście widzieli w operacji. Ta jednak była niezwykle ryzykowna, dawała kobiecie jedynie 50 proc. szans na przeżycie. Elżbieta nie zdecydowała się na interwencję chirurgiczną. Zmarła 31 sierpnia 1989 wskutek udaru mózgu. Agnieszka miała wówczas 15 lat.
Po śmierci żony Andrzej Zaucha musiał stać się dla dorastającej córki obojgiem rodziców jednocześnie. Dla bliskich znajomych było jasne, że nie radzi sobie z nową sytuacją. Dziś powiedziano by, że artysta cierpiał na depresję. Miał myśli samobójcze, mówił, że Ela na niego czeka i że wkrótce do niej dołączy. Miał rację, ale nie przypuszczał chyba, w jaki sposób pożegna się z życiem.
Kiedy wydawało się, że Andrzej Zaucha nigdy nie podniesie się po śmierci ukochanej żony, spotkał kobietę, która na nowo rozbudziła w nim wolę życia. Zuzanna Leśniak była aktorką, pracowała w krakowskim Teatrze Bagatela. Z mężem, francuskim reżyserem Yvesem Goulais’em kilka lat wcześniej wzięła ślub w klasztorze Sióstr Klarysek w Starym Sączu. O miejscu mówiło się, że jest przeklęte. Ponoć jego budowniczy zginął przysypany osuniętą ziemią i został zamurowany w klasztorze. Według legendy jego duch miał krążyć po budynku i przynosić nowożeńcom pecha. Ale Zuzanna nie była przesądna. Jej małżeństwo z Goulaisem początkowo było szczęśliwe. Para prowadziła dom otwarty, w którym bywało wielu krakowskich artystów, min. Andrzej Zaucha. Yves często zawodowo wyjeżdżał za granicę. Podczas jednej z jego nieobecności pomiędzy Zuzanną a Andrzejem wybuchł płomienny romans.
Andrzej Zaucha zakochał się w Zuzannie, a miłość dodała mu skrzydeł. Znów występował, nie tylko na scenie, ale też w teatrze. Ale kochankowie byli nieostrożni. Pewnego dnia Yves zadzwonił do Zuzanny z informacją, że wraca ze Szkocji. Podał nawet przybliżoną godzinę, o której miał znaleźć się w Krakowie. Kobieta albo w miłosnym szale zapomniała, co jej powiedział, albo specjalnie chciała doprowadzić do konfrontacji obydwu mężczyzn. Kiedy Goulais wrócił, zastał mieszkanie przy Placu Szczepańskim zamknięte. Kiedy uświadomił sobie, że w drzwiach od wewnątrz tkwi klucz, przeraził się, że żona zasłabła. Wyważył więc drzwi - wewnątrz zastał Andrzeja Zauchę zapinającego w popłochu pasek od spodni i żonę siedzącą na łóżku. Na ten widok mężczyzna wpadł w szał, uderzył Zauchę pięścią w twarz, wypchnął za drzwi i rzucił groźbę: "Nie ma czasu się rozliczyć, ale będę musiał cię zabić!".
Goulais przeprowadził własne dochodzenie i zrozumiał, że żona od pewnego czasu nie była mu wierna. Przypomniał sobie kłamstwo Zuzanny sprzed kilku miesięcy. Powiedziała wówczas, że jechała autobusem, a Yves widział, jak wsiadała do mercedesa Andrzeja Zauchy. Mężczyzną owładnęła żądza zemsty, nie wierzył żonie, gdy mówiła, że romans był przelotny i już się skończył. Pojechał do Francji, gdzie kupił broń. Celnik na granicy nie sprawdził bagażnika jego auta i mężczyźnie udało się wwieźć do Polski karabinek automatic 22 long Rifle unique. To z niego 10 października oddał w stronę Zauchy serię strzałów.
Yves Goulais zaplanował zemstę. W gazecie sprawdził, o której godzinie kończy się wystawiany w Teatrze STU spektakl "Pan Twardowski", w którym Zaucha grał główną rolę, a Zuzanna wcielała się w postać Anioła. Zaczaił się w samochodzie na parkingu przy ul.Włóczków. Kiedy zobaczył nadchodzącego Zauchę, a przy nim Zuzannę, wysiadł i z reklamówki wyciągnął broń. Zignorował słowa żony pytającej, co zamierza zrobić, odepchnął ją i zaczął strzelać. Po trafieniu trzecią kulą Zaucha zaczął osuwać się na ziemię. Zuzanna próbowała zasłonić kochanka własnym ciałem - czwarty strzał trafił ją w klatkę piersiową. Kobieta upadła, ale jej mąż w szale zemsty uznał, że zemdlała. Podszedł do leżącego na trotuarze martwego już Zauchy i oddał w jego stronę jeszcze pięć strzałów. Następnie wsiadł do auta z zamiarem udania się na komisariat i oddania się w ręce policji.
Parkingowy zawiadomił policję, wkrótce na miejscu zbrodni pojawił się też przyjaciel pary, Zbigniew Wodecki. Jak mówił:
Zadzwonił do mnie gość o jedenastej, że "pana kolegę zastrzelili". Nie chciało mi się w to wierzyć. Pojechałem samochodem na miejsce i zobaczyłem leżącego Andrzeja. Zawsze wkładał pod kurtkę teczkę z tekstami, ale akurat tego dnia nie włożył. Może to by go uratowało - wspominał artysta w jednym z wywiadów.
Tymczasem Goulais w drodze na komendę zauważył radiowóz. Zatrzymał się przy nim i powiedział zaskoczonym policjantom: "Zabiłem człowieka. W aucie mam broń". Funkcjonariusze zajrzeli do auta i przekonali się, że mówi prawdę. Podczas przesłuchania Yves dowiedział się, że Zuzanna również nie żyje. Wówczas się rozpłakał.
Podczas procesu Goulais przyznał się do zabójstwa Zauchy, ale zaprzeczył, jakoby również żonę chciał pozbawić życia. "Spowodowałem śmierć żony niechcący. Chcę odpokutować winę i żadna kara nie będzie dla mnie za surowa" - deklarował na sali sądowej. Prokurator chciał maksymalnego wymiaru kary - 25 lat więzienia, ale sąd wziął pod uwagę, że zbrodni dokonał mężczyzna zdradzony, bardzo w żonie zakochany. Dlatego skazał Goulaisa na 15 lat pozbawienia wolności.
Mężczyzna kilkakrotnie ubiegał się o zwolnienie warunkowe, ostatecznie wyszedł z więzienia po 14 latach. W zakładzie karnym uczył więźniów angielskiego, kręcił filmy z innymi osadzonymi w roli aktorów. Osieroconej córce Zauchów, którą po śmierci rodziców zaopiekowała się babcia, przekazał mieszkanie i co miesiąc przelewał na jej konto pieniądze. Obecnie pod zmienionym nazwiskiem mężczyzna pracuje jako scenarzysta seriali kryminalnych. Agnieszka Zaucha ukończyła wydział malarstwa ASP i prowadzi studio tatuażu.