Polskie media od tygodnia żyją sprawą Izabeli Parzyszek, której zaginięcie jest bardzo niejasne. 35-latka miała odebrać ojca ze szpitala, ale nigdy do niego nie dojechała. Na drodze miała do czynienia z problemami w aucie. Zadzwoniła nawet po pomoc. Specjaliści przyjechali na wskazane miejsce, ale kobiety już nie było. Co o jej tajemniczym zniknięciu mówi detektywka?
W tej sprawie pojawia się więcej pytań niż odpowiedzi. Jedni zastanawiają się, czy ktoś uprowadził 35-latkę. Drudzy zaś przypuszczają, że mogła uciec. Małgorzata Marczulewska, która jest z zawodu detektywką, wypowiedziała się na temat Parzyszek na blogu averto.pl. - Okoliczności zdarzenia i wiele niejasności każą zadawać pytania: jak wyglądały relacje pani Izabeli z otoczeniem? Czy miała wrogów? Czy jej życie religijne i zawodowe mogło mieć coś wspólnego z zaginięciem? No i nie uciekajmy od trudnych pytań dotyczących jej relacji rodzinnych. Doświadczenia detektywów jasno pokazują, że (...) zaginięcia tragiczne lub te wynikające z chęci zaginionego zwykle związane są blisko z najbliższą rodziną - przekazała. Zastanawia się ponadto, dlaczego Parzyszek, chcąc na przykład opuścić na chwilę auto, nie wzięła ze sobą telefonu.
Widzę tu wiele niejasnych sytuacji, które mnożą we mnie pytania
- dodała detektywka.
Parzyszek do tej pory funkcjonowała w zgodzie ze wspólnotą świadków Jehowy. Tego faktu nie należy omijać, badając sprawę. - Ten wątek również należałoby przeanalizować pod kątem pewnego rysu charakterologicznego zaginionej. Świadkowie Jehowy zwykle są osobami bardzo tajemniczymi - zauważa Marczulewska. Zwraca uwagę również na sferę prywatną zaginionej. Nie mieszkała z mężem, co jest zastanawiające. - Nie chcę wychodzić przed szereg i kierować oskarżeń w stronę tego mężczyzny, ale to oczywiste, że jego relacje z żoną muszą być na pierwszym planie podczas analizy tego zaginięcia. Dlaczego nie zadzwoniła po pomoc do męża? - pyta ekspertka. Zdjęcia dotyczące sprawy są w naszej galerii.