Nie milkną echa skandalu z udziałem Tomasza Adamka. Bokser 18 maja wziął udział w gali MMA w Gliwicach, w której pokonał youtubera Patryka "Bandurę" Bandurskiego. Dzień później miał wrócić z warszawskiego Okęcia do Stanów Zjednoczonych, gdzie na co dzień mieszka z rodziną. Choć był już na pokładzie samolotu, nie udało mu się dolecieć do New Jersey. Według relacji świadka, do którego dotarł "Fakt", bokser na pokładzie przed odlotem miał zachowywać się sposób wulgarny, a nawet odgrażać się ekipie samolotu.
"Fakt" cytuje wypowiedź świadka wydarzeń w samolocie. Według przytoczonej relacji bokser miał być agresywny i nie reagować na prośby personelu. "Adamek już wchodząc na pokład, bardzo głośno się zachowywał i wulgarnie przeklinał. Stewardesa próbowała go zatrzymać, zanim zajął swoje miejsce w strefie 'premium economy'. Rozjuszony sportowiec bełkotliwie pytał, czemu nie może usiąść w fotelu, a po chwili jeszcze bardziej się wściekł. 'I co mi, k***a zrobicie? Ja wam po starcie dopiero d********ę, zobaczycie!'" - wspomina świadek.
Według świadka, do akcji wkroczył kapitan samolotu, który - ze względu na bezpieczeństwo pasażerów - podjął decyzję o niedopuszczeniu Adama do lotu. "Wrzeszczał, że tak tego nie zostawi. Dzwonił do prawnika i odgrażał się załodze, że jeszcze im wszystkim pokaże. Był też agresywny i wulgarny wobec pasażerów" - opowiada informator. Adamek miał zmieniać wersje odnośnie tego, ile tak naprawdę alkoholu spożył. "Adamek raz mówił, że wypił jedno piwo. Potem zmieniał jednak wersję, tłumacząc, że spożył butelkę wina i dwa piwa. A na koniec wybełkotał: wygrałem, to się n**********m!" - mówi "Faktowi" świadek. Według wiadomości podanej przez portal onet.pl Tomasz Adamek miał mieć we krwi 1,22 promila alkoholu.
Według samego Adamka, stewardesa miała podejść do niego, kiedy siedział w fotelu i oświadczyć mu, że nie może lecieć, bo jest nietrzeźwy. Tuż po incydencie zapowiadał podjęcie kroków prawnych. "Siedziałem już w samolocie lecącym do USA. Nagle podeszła do mnie stewardesa. Usłyszałem, że jestem pijany i że nie mogę lecieć. A to kompletna bzdura. Po sobotniej walce w Gliwicach wypiłem trochę wina, rano jedno piwko i to wszystko. Jestem poobijany, mam podbite oko, więc może pomyśleli, że biłem się po pijaku. To skandal! Tak tego nie zostawię. Już dzwoniłem do prawnika" - mówił dla "Faktu". Kolejnego dnia stwierdził jednak, że nie będzie się sądzić. "Przespałem się i stwierdziłem, że jednak nie będę dochodził swoich praw. Podtrzymuję to, że nic złego nie zrobiłem, siedząc w niedzielę w samolocie. Wolę jednak spokojnie wrócić do żony do USA niż tutaj robić aferę. Było minęło i jest po sprawie" - skwitował.