Gdy grał w "Podróżach pana Kleksa", Marcin Barański miał 14 lat. W dwóch częściach słynnej filmowej sagi wcielił się w Pietrka, czyli chłopca okrętowego i zarazem prawą rękę tytułowego czarodzieja. Mimo ogromnej popularności produkcji nie związał swojej przyszłości z aktorstwem. Choć w latach 1993-1997 śpiewał w chórze Teatru Wielkiego w Warszawie w rozmaitych operach, poświęcił się nauce ścisłych przedmiotów i ukończył informatykę na Politechnice Warszawskiej. Po studiach podjął pracę w szwedzkiej firmie telekomunikacyjnej.
Kilka lat temu - z okazji 30-lecia "Podróży pana Kleksa" - Marcin Barański udzielił wywiadu, w którym opowiedział, jak trafił do filmów z Piotrem Fronczewskim. "Jako młody chłopak śpiewałem w chórze chłopięcym. Wtedy osoby odpowiedzialne za castingi przychodziły do miejsc, gdzie było łatwo znaleźć nowych ludzi. Jak szukało się młodych chłopaków oswojonych ze sceną, to się szło do chóru chłopięcego albo do jakiegoś zespołu pieśni i tańca. Dla mnie to było jak wygrana miliona w totka. Była sama śmietanka aktorska i ja jeden – wybrany. Na planie wszystko było genialne. Aktorzy byli ciekawi i dowcipni, więc było wesoło. Poza tym ciągle podróżowaliśmy – do Armenii, na Krym, do Łeby, Łodzi, Moskwy. Było bajecznie: fantastyczne stroje, dekoracje, scenografia, aktorzy. Na planie czuło się atmosferę nieustającego kabaretu. Wszyscy opowiadali dowcipy, z których śmiałem się do łez. Mistrzem w rozśmieszaniu wszystkich był Janusz Rewiński" - mówił w wywiadzie dla Wirtualnej Polski.
Filmowy Pietrek zdradził wtedy też, jak dzisiaj wygląda jego życie. "Od wielu lat pracuję w firmie telekomunikacyjnej. Mam bardzo ciekawą pracę, codziennie robię coś nowego, uczę się nowych rzeczy i pracuję z ludźmi" - mówił i rozwinął wątek swojego zamiłowania do buddyzmu, gdyż jest też wiceprzewodniczącym związku buddyjskiego Karma Kagyu. "W odróżnieniu od innych religii, buddyzm daje konkretne narzędzia, metody, jedną z nich jest medytacja. Podoba mi się w buddyzmie, że jest przedłużeniem mojego zdrowego rozsądku. Nie muszę w nic wierzyć i mogę używać buddyjskiego spojrzenia na świat w swoim codziennym życiu. Gdy się przyjmuje buddyjski punkt widzenia, nie ma się wrogów, co najwyżej pacjentów. Buddyzm pomaga rozwijać w człowieku mądrość i współczucie, co nie znaczy, że buddysta nie przywali komuś w zęby, gdy będzie to jedyny sposób, żeby kogoś powstrzymać przed robieniem dalszych głupich rzeczy" - opowiadał. Więcej zdjęć Marcina Barańskiego - w tym współczesne - znajdziesz w galerii na górze strony.