Elizabeth Banks w nowym filmie "Zadzwoń do Jane" wciela się w postać głównej bohaterki, która pomaga innym kobietom w dostępie do opieki aborcyjnej. Akcja rozgrywa się w 1968 roku w Chicago, w czasach kiedy zabieg był nielegalny, tzw. pre-Roe. Aktorka musiała nauczyć się, jak przeprowadzać aborcję w ramach przygotowań do filmu. Opowiedziała o tym w rozmowie z "Vanity Fair".
W filmie 48-letnia aktorka gra Joy, gospodynię domową, której ciąża w 50 procentach mogła stwarzać zagrożenie dla jej życia. Po tym, jak szpital odmówił zgody na jej przerwanie, zwraca się do Jane Collective, podziemnej kliniki aborcyjnej. Po zabiegu dołącza do grupy kobiet i pomaga innym osobom, które znalazły się w podobnej sytuacji.
W rozmowie z magazynem "Vanity Fair" Banks zdradziła, że przygotowując się do roli, oglądała filmy instruktażowe, uczyła się o narzędziach, jednak nie uczestniczyła w prawdziwym zabiegu przerwania ciąży. Porównała też proces przebiegu aborcji w tamtych czasach, to tego, który wykonuje się obecnie.
W rzeczywistości nigdy nie brałam udziału w zabiegu. Dowiedziałam się o narzędziach i oglądałam filmy. Procedura, którą wykonywaliśmy od 1968 roku, jest podobna do tej, którą wykonuje się teraz, ale nie jest dokładnie taka sama. Obecnie większość aborcji dokonuje się samodzielnie, poprzez przyjęcie dwóch tabletek - mówiła.
Aktorka w rozmowie poruszyła także temat złego traktowania kobiet przez pracowników służby zdrowia. Opowiedziała o własnym traumatycznym przeżyciu, którego doświadczyła podczas zabiegu usuwania torbieli na jajnikach. Została bardzo źle i brutalnie potraktowana przez lekarza płci męskiej. Właśnie to wspomnienie przywoływała, kiedy w filmie przeprowadzała zabieg aborcji.