O Britney Spears zrobiło się jeszcze głośniej kilka tygodni temu, gdy piosenkarka po 13 latach po raz pierwszy wyjawiła przykrą prawdę na temat kurateli, której jest poddana. Artystka wyznała przed sądem, że była zmuszana do brania leków, występowania, czy podpisywania niekorzystnych dla niej kontraktów. Tłumaczyła, że na wiele rzeczy się godziła, aby ojciec kurator nie zabronił jej spotykać się z dziećmi. Dopiero teraz Britney Spears sama może wybrać prawnika i walczyć o uwolnienie się spod kurateli ojca. Kolejna rozprawa już we wrześniu, a w międzyczasie osoby z otoczenia Britney zdradzają kulisy jej życia.
Fernando Flores był osobistym ochroniarzem Britney Spears w 2010 roku, czyli niecałe dwa lata po rozpoczęciu kurateli. Po tym, jak piosenkarka zdecydowała powiedzieć swoją wersję w sądzie, jej były pracownik również przerwał milczenie. W rozmowie z "The Sun" wspomniał o lekach, które musiała przyjmować artystka.
Raz w tygodniu, w piątek, przychodziła pani, która serwowała jej koktajl leków. Mieszanka psychotropów i pigułek antykoncepcyjnych. Przez to przestała myśleć racjonalnie. Jamie (ojciec Britney) dzwonił trzy lub cztery razy dziennie, żeby sprawdzić, co się dzieje. Jeśli czegoś chciała, musiała poprosić go o pozwolenie. Spędzała całe dnie, oglądając telewizję lub ćwicząc. Kiedy była na dole, płakała, słuchając piosenki Jamesa Browna "It's A Man's World" - wspomina były ochroniarz.
Przerażające?