Na początku lipca zmarła Irina Chimicz, podchodząca z Ukrainy dziewczyna o artystycznej duszy. Wiadomo, że cierpiała ona progerię, czyli nieuleczalną chorobę genetyczną. Powodowała ona szybkie starzenie się organizmu. Według lekarzy było to nawet 10 biologicznych lat rocznie. Przez media została określona mianem 10-latki uwięzionej w ciele 80-latki.
Przykra informacja o śmierci Iriny pojawiła się w mediach społecznościowych pogrążonej w żałobie matki dziewczyny, Diny Chimicz.
Przepraszam, że nie mogliśmy cię uratować – cytował kobietę portal Daily Mail.
Wiadomo było, że Irina wraz z bliskimi zbierała fundusze na eksperymentalną terapię w Bostonie, która miała pomóc jej walczyć z nieuleczalną chorobą. W tym celu Irina sprzedawała malowane przez siebie obrazy. Wspierał ją również ukraiński biznesmen Andrej Zdeszenko, który mocno przejął się śmiercią dziewczyny. Postanowił oddać jej hołd.
Krucha, wyjątkowa i utalentowana dziewczynka 10 lat odważnie walcząca z okropną i rzadką chorobą. (…) Było w niej tyle światła, miłości, życia, szczerości – opisywał w poświęconym Irinie poście.
Podkreślał, że Irina bardzo żywo widziała świat i wyrażała to poprzez tworzone oburącz obrazy. Widać w nich feerię barw. Podziękował jej za wkład, jaki wniosła swoją sztuką w świat. Jej dzieła można było zobaczyć na opublikowanych przez niego na Facebooku zdjęciach.
10-latka nie zdążyła spełnić jednego ze swoich marzeń. Malowane przez nią obrazy miały zostać pokazane na wystawie w Paryżu, na którą chciała wybrać się Irina. Niestety zmarła jeszcze przed tym wydarzeniem.