Krzysztof Krawczyk zmarł 5 kwietnia. Pogrzeb artysty miał charakter państwowy i odbył się 10 kwietnia. Uroczystość była transmitowana w telewizji, wzięli w niej udział nie tylko bliscy i przyjaciele Krawczyka, ale też politycy i przedstawiciele branży muzycznej. Na cmentarzu nie zabrakło tłumu fanów. Okazuje się jednak, że podczas uroczystości pogrzebowych doszło do nieprzyjemnej sytuacji. Ewa Krawczyk - wdowa po muzyku - wyprosiła z kościoła Mariana Lichtmana, który przez lata występował razem z artystą w zespole Trubadurzy. Teraz były menadżer Krzysztofa Krawczyka, Andrzej Kosmala, wyjaśnia, co się stało.
Po tym, jak do mediów dotarła informacja o śmierci artysty, Krawczyka pożegnały gwiazdy i jego wieloletni przyjaciel z zespołu Trubadurzy - Marian Lichtman. Perkusista nie poprzestał jednak tylko na wspomnieniach o zmarłym, bo oprócz tych w jednym z wywiadów przyznał, że ma żal do Ewy Krawczyk. Chodziło o to, że wdowa nie poinformowała go osobiście o śmierci muzyka.
Z Ewą mamy relacje dyplomatyczne. One są takie oziębione. Jednak nie kłócę się z nią. Nie byłem przez nią poinformowany o śmierci Krzysztofa. Jest mi bardzo przykro z tego powodu. Nie wiem, dlaczego tak się zachowała, ale miała prawo. Ostatnio było dużo stresów, bo nie wiedziała, czy jej mąż przeżyje. Nie chodzi o to, że wybaczam, ale rozumiem to - powiedział w rozmowie z serwisem Pomponik.
Teraz okazuje się, że jednak relacje między Lichtmanem a Ewą Krawczyk nie są najlepsze. Najlepiej dowodzi tego fakt, że wdowa wyprosiła perkusistę z pogrzebu i nie przebierała przy tym w słowach. Do sprawy odniósł się już Andrzej Kosmala. W facebookowym wpisie bronił Ewy Krawczyk.
Nie chcę zakłócać ciszy pogrzebowej, ale Marian Lichtman dobrze wie, dlaczego żona na pogrzebie mu powiedziała: Zjeżdżaj, robisz wszystko, by zarobić na śmierci mego męża - zaczął.
Kosmala zarzucił Lichtmanowi, że ten wykorzystuje śmierć muzyka, by się wybić medialnie. Ponadto karygodnie miał zachowywać się na samym pogrzebie.
Od kilku miesięcy z naciskiem na ostatnie dni wydzwania po redakcjach z ofertą wywiadów. Na pogrzebie rozpychał się, by kamera i aparaty fotograficzne jego ujmowały. W ten sposób leczy swoje kompleksy - grzmiał.
Kosmala apelował też do Lichtmana i dziennikarzy, z którymi ten współpracuje.
Nie lansujcie się poprzez deptanie grobu Wielkiego Artysty!
Pod postem rozgorzała dyskusja. W komentarzach Kosmala dodał więc do swojego oświadczenia jeszcze kilka słów.
Nie umieściłbym tego wpisu, gdyby nie tamto oświadczenie Lichtmana. Trzeba być jak bęben głucho brzmiący, mieć niezwykłe poczucie własnej wartości, żeby myśleć, że żona w momencie tragicznej walki o życie męża i jego śmierci nie miała innych problemów, jak dzwonienie do Lichtmana! - napisał.
Marian Lichtman dotąd nie odpowiedział na słowa Kosmali. Myślcie, że ten medialny konflikt na tym się zakończy?