Oscary to święto kina. Jest czerwony dywan, są przemówienia, które chwytają za serce, są wzruszające momenty. Ale są też chwile, w których łapiemy się za głowę. Wybraliśmy dla was pięć najbardziej żenujących gali Oscarów.
Mierniki żenady w czasie rozdania Oscarów w 2011 roku wskazywały wyjątkowo wysoki poziom, kiedy tylko na scenie pojawiał się duet prowadzących: Anne Hathaway i James Franco.
Para znajduje się we wszystkich rankingach najgorszych gospodarzy Oscarów. Franco był półprzytomny przez całą uroczystość, Hathaway tryskała uśmiechami na lewo i prawo. Żeby urozmaicić festiwal żenady, wymienili się swoimi strojami, ich żarty były tragicznie nieśmieszne... Działo się. Dość powiedzieć, że kiedy Anne Hathaway dowiedziała się, że w tym roku może ponownie zostać prowadzącą Oscary, z miejsca odmówiła. A James Franco podobno był wtedy na mocnych "lekach".
Cofnijmy się w czasie o 30 lat, do 1989 roku. Wtedy właśnie ostatni raz Oscary odbywały się bez gospodarza. Zamiast niego urządzono koszmarny występ z królewną Śnieżką w roli głównej i "najseksowniejszym mężczyzną świata" lat 80, Robem Lowe. Rob Lowe i fałszująca Eileen Bowman przez 11 minut walczyli na scenie o uwagę widzów. W efekcie ich występ przeszedł do historii jako absolutnie najgorszy wstęp do gali.
Dla producenta show, Allana Carra, był to gwóźdź do trumny. Lowe i Bowman byli krytykowani jeszcze przez kilka następnych lat za to, co działo się na scenie. Występ miał wypełnić pustkę, którą w następnych 30 latach wypełniał gospodarz show. Wyszło tak, że kiedy Kevin Hart w grudniu zeszłego roku zrezygnował z prowadzenia gali Oscarów, wszyscy przypomnieli sobie o występie Lowe'a i Bowman. I zadrżeli, bo historia lubi się powtarzać.
W 2013 roku gospodarzem Oscarów był Seth McFarlane. Akademia musiała wiedzieć, kogo do tej roli zatrudniła, nikt więc nie powinien się dziwić, że McFarlane na scenie był po prostu sobą. Wykonał rozrywkowy utwór pt. "We saw your boobs" ("Widzieliśmy twoje cycki"), w którym wspominał znane i cenione aktorki i ich występy topless.
Operatorzy kamery przy większości wymienionych pań celnie pokazywali je widzom. Część była zażenowana, część ewidentnie nie wierzyła w to, co słyszy (i widzi). Była też Jennifer Lawrence, która uśmiechnęła się zalotnie i jako jedyna uznała, że żart był nawet całkiem zabawny. Poza tym była wymieniona jako ta, której piersi w filmach nie widział "jeszcze nikt".
Miny kolejno pokazywanych kobiet mówią same za siebie. Seth McFarlane już nigdy więcej nie poprowadził Oscarów.
W Hollywood było wiele takich lat, kiedy to Harvey Weinstein sprawował rządy. Jesteśmy przekonani, że dziś taka przemowa, jak ta z 1999 roku, wykonana przez Gwyneth Paltrow, nie miałaby miejsca.
Gwyneth Paltrow na scenie z Oscarem w dłoniach dziękowała, pół-płacząc, pół-mówiąc, wszystkim, którym swój sukces zawdzięczała. Gwyneth otrzymała statuetkę za najlepszą rolę żeńską.
- Dziękuję Harvey'owi Weinsteinowi i wszystkim z Miramax Films za nieustające wsparcie
A potem Gwyneth się rozpłakała. Aktorka na nagraniu wchodzi na scenę mniej więcej w okolicach 1:30 minuty.
Rok temu wyznała, że była jedną z wielu ofiar Harveya Weinsteina. W 1995 roku zapraszał ją na "spotkanie zawodowe" do hotelu, w którym ją obmacywał. Wtedy w jej obronie stanął Brad Pitt.
To był w ogóle rok triumfu Weinsteina, który kilkanaście minut po Gwyneth Paltrow przemawiał ze sceny ze swoim Oscarem w dłoni za najlepszy film "Zakochany Shakespeare". Weinstein pokonał w ten sposób Spielberga, którego film był w tej kategorii zdecydowanym faworytem. Wszystko dzięki zaangażowaniu całej siły mediów, do jakich Weinstein miał dostęp - a ponieważ dysponował funduszami, to i nie miał z tym wielkiego problemu.
Rok 1999 w historii Oscarów bez wątpienia jest wspominany z zażenowaniem.
Chciałbym podziękować wszystkim, mamo, tato, kocham was wszystkich. A tak przy okazji, przegraliśmy - kiedy Fred Berger, jeden z producentów "La La Land" powiedział te słowa ze sceny, zapanowała pewna konfuzja. Jedno jednak trzeba przyznać ceremonii wręczenia Oscarów w 2017 roku - gala zakończyła się prawdziwą bombą atomową - choć najlepszym filmem ogłoszono "La La Land", to wygrał "Moonlight".
Słynne "envelope-gate" przeszło do historii i choć wcześniej zdarzały się w trakcie różnych ceremonii większe lub mniejsze pomyłki, to jeszcze nigdy nie doszło do takiej wpadki. I zapewne nigdy więcej nie dojdzie.