Projekt zaostrzenia ustawy aborcyjnej nie przestaje wzbudzać emocji i kontrowersji. Do "czarnego protestu", który wyraża sprzeciw wobec planów rządu, dołącza coraz więcej Polaków. Niezależnie od tego, jakie mają na co dzień przekonania polityczne czy jakiego są wyznania, łączy ich wspólny cel. Jaki? Brak zgody na odebranie kobietom podstawowego prawa, jakim jest prawo wyboru. Inicjatywę wsparło już wiele gwiazd, a jedną z nich jest Ewa Minge, projektantka i prywatnie matka dwójki synów, Oskara i Gaspara.
Minge w rozmowie z "Super Expressem" przyznała, że miała zostać matką po raz trzeci. W trakcie ciąży pojawiły się jednak tak duże komplikacje, że lekarze musieli podjąć trudną decyzję o usunięciu dziecka. W przeciwnym razie projektantce groziłaby śmierć:
Byłam w takiej sytuacji. Ciąża miała osiem tygodni. Od dwóch tygodni lekarz mówił, że nie jest w porządku i ciąża nie rozwija się tak jak powinna, a ja miałam gorączkę, bóle i wymioty.
Okazało się, że sytuacja była znacznie poważniejsza niż wydawało się na początku:
Czekałam na cud, że mi przejdzie, że lekarz się myli, że wszystko będzie dobrze. Urodziłam już dwóch synów, więc miałam doświadczenie. Niestety, straciłam przytomność. Zawieziona do lekarza zostałam poddana aborcji. Mądrzy lekarze zdecydowali za mnie. Byłam o krok od poważnego zatrucia organizmu, nawet śmierci. Ciąża, jak się okazało, nie miała żadnych szans. Gdyby nie decyzja lekarza, ja też byłabym bez szans. - wspomina w "SE".
Na koniec rozmowy Minge stawia pytanie, które daje myślenia:
Jaki był sens utrzymywania czegoś, co nie dawało nikomu życia?
Powinni je sobie zadać wszyscy zwolennicy zaostrzenia przepisów w sprawie aborcji.
Wcześniej na temat projektu ustawy wypowiedziała się aktorka, Krystyna Janda. Stwierdziła, że prawo aborcyjne w Polsce już i tak jest "ostre". Przyznała również, że, gdy była w ciąży, jej życie było zagrożone.
AW