Na oficjalnej stronie internetowej tygodnika ukazała się zapowiedź poniedziałkowego tekstu. "Wprost" teraz już oficjalnie podaje Kamila Durczoka jako bohatera afery mobbingowej. Dziennikarze gazety wyjaśniają też, że wcześniej ofiary nie godziły się na podanie jego nazwiska, dlatego nie padło ono w publikacji.
Nie ujawniliśmy ani nazwy stacji, ani nazwiska dziennikarza, który dopuszczał się tego procederu. Powód był jeden: ofiara się na to nie zgodziła - czytamy na Wprost.pl.
Dziennikarze twierdzą, że tekst "Ukryta prawda" napisali po to, by zwrócić uwagę na problem mobbingu. Znów padają mocne oskarżenia.
Wiedzieliśmy, że ofiar jest więcej.
Autorzy tekstu mieli nadzieję, że ich publikacja "przerwie zmowę milczenia". Sugerują, że w najbliższym numerze pojawią się kolejne wyznania ofiar, choć nie jest to powiedziane wprost.
Mieliśmy przekonanie, że po publikacji uda nam się dotrzeć do kolejnych osób, które zdecydują się mówić. I że tym razem otrzymamy zgodę ofiar na ujawnienie zarówno nazwy stacji, jak i nazwiska dziennikarza.
Na koniec pojawia się oficjalne oskarżenie Kamila Durczoka.
Dziś, po kilku tygodniach badania sprawy, możemy już napisać, że przypadków molestowania i mobbingu dopuszczał się Kamil Durczok, szef "Faktów".
Poniedziałkowy tekst jest nawiązaniem do zeszłotygodniowego artykułu "Ciemna strona Durczoka", w którym dziennikarze "Wprost" opisali sytuację, gdy w wynajmowanym mieszkaniu znaleziono rzeczy osobiste Durczoka i "biały proszek". Nieścisłości w śledztwie "Wprost" wyliczała wtedy publikacja "Gazety Wyborczej" . Na początku lutego zaś tygodnik opisał historię "szefa zespołu w jednej ze stacji", który miał molestować swoje podwładne. Kamil Durczok odniósł się do tych oskarżeń w Radiu TOK FM.
Nigdy nie molestowałem żadnej z podległych mi pracownic. Nigdy nie molestowałem żadnej kobiety.
Na profilu na Facebooku "Wprost" ukazała się poniedziałkowa okładka magazynu.
WprostVic