Szef i prowadzący "Faktów" uważa, że "dziennikarstwo to fantastyczne zajęcie i sposób na życie". Urodzony w Katowicach, dorastał w tradycji, gdzie ceniło się poświęcenie i siłę fizyczną.
Pochodzący z górniczego miasta, o pracy dziennikarza mówi, że to działanie na polu minowym ("Też operujemy dynamitem"). Podstawy tego "saperskiego" zawodu przekazywała mu Krystyna Bochenek, wieloletnia dziennikarka PR Katowice, tragicznie zmarła w Smoleńsku w 2010 roku. Z radia przeszedł do Telewizji Polskiej. Choć za jej rozwój dostał nagrodę od prezydenta, dawnego pracodawcę nazywa "kolosem na glinianych nogach", a w swoim gabinecie, zamiast TVP Info woli podglądać konkurencję z Polsat News.
Choć dawne czasy wspomina z rozrzewnieniem (kolację jadaną z konieczności o północy w barze "Sofia", lokalu ze striptizem), o powrocie do "Wiadomości" nie myśli:
Po publikacjach tygodnika "Wprost" przyśpieszył swój urlop. TVN wszczął wewnętrzne śledztwo w sprawie oskarżeń, jakoby pracownicy stacji padali ofiarami mobbingu.
Świadom powagi sytuacji, Durczok nie żegna się definitywnie z pracą. Zapytany, czy poprowadzi jeszcze flagowy program TVN, odpowiada:
10 marca 2015 roku stało się jasne, że nie poprowadzi. Został zwolniony z pracy a trzem osobom "narażonym na niepożądane zachowania", w tym mobbing i molestowanie seksualne, zaproponowano zadośćuczynienie w wysokości 6 miesięcznych pensji.
FOTEK/REPORTER/Eastnews
Związek Kamila Durczoka z Marianną Durczok był klasycznym małżeństwem na dystans. Choć pracują w tej samej branży, dzieliło ich kilkaset kilometrów. Ona była dziennikarką i wydawcą w TVP Katowice, on dziennikarzem w redakcjach stołecznych. Najpierw TVP, potem TVN. W którymś momencie coś pękło.
Żona Durczoka wykładała przed laty w szkole Umiejętności Społecznych w Katowicach. Kilka lat temu śląski wydział poznańskiej uczelni zlikwidowano. Na początku kwietnia 2014 roku Marianna Durczok znalazła się w składzie nowej Komisji Etyki TVP. Nie wiemy, czy związało się to z odkładaną przez lata przeprowadzką do Warszawy. Życie na odległość przez lata było dla nich normą.
Marianna Durczok przekonywała wówczas, że trudniej byłoby jej wyobrazić sobie sytuację, że "mają siebie na co dzień".
Dziennikarz TVN, powtarzał, że dobrą stroną życia na dystans jest to, że "nie zdążyli się sobą znudzić". W wywiadzie dla TOK FM wyznał, że choć jest zdemolowany psychicznie, żona nadal jest jego wsparciem.
PRZEMEK JENDROSKA / AGENCJA GAZETA
Dziennikarz TVN na sprawy rodziny jest wyczulony. W wywiadach mówi o niej rzadko. W rozmowie z Magdą Mołek w "W roli głównej" zrobił wyjątek. Zdradził, że za zniewagę dotyczącą jego bliskich "mógłby zatłuc".
Przyznał, że taka sytuacja dotycząca życia prywatnego zdarzyła się raz. Odmówił dalszych wyjaśnień. Wolał nawiązać do imienia syna i wspólnej motoryzacyjnej pasji.
Pochwalił się, że obaj lubią szybką jazdę i adrenalinę ("Trochę jechaliśmy, prawie pod 300 km/h"). Wchodzący w dorosłość syn interesuje się polityką ("Uczę go, żeby słuchał ludzi"), ale dziennikarzem nie będzie ("Nie zanosi się").
Fot. Marta Baejowska / Agencja Gazeta
Najbardziej dramatycznym momentem w, trwającej ćwierć wieku, karierze dziennikarskiej był okres walki z chorobą nowotworową. Był to także plebiscyt popularności.
Gdy w 2003 roku Durczok ogłosił w telewizji, że ma raka, do redakcji "Wiadomości" TVP spłynęły "dziesiątki tysięcy listów". Polacy tłumnie okazywali mu solidarność. Popularność, która wspomagała go w chorobie, przełożyła się także na szereg nagród. Pierwszą, branżową, był "Grand Press" dla Dziennikarza Roku w roku 2000. Potem Wiktor Publiczności (ma ich 4), Telekamera (ma ich 5) oraz Złoty Krzyż Zasługi od prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego za "wybitne zasługi dla rozwoju Telewizji Polskiej". W 2007 roku dostał MediaTOR-a w kategorii Autorytet.
Powodem do dumy dla Durczoka mogło być Srebrne Jabłko od pisma "Pani" (otrzymał wspólnie z żoną, za trwałość małżeństwa). Wątpimy, czy ucieszyła go nagroda od sieci Burger King "za rzucanie mięsem". Okazją stało się nagranie, na którym Durczok siarczyście przeklina. Nagrodzony przyznaje po latach, że skłonność do ostrego języka to wada, z którą nieustannie walczy. Ale swoich słów broni. Tak jak sensu wykonywanego zawodu i programu, który prowadzi w TVN.
Fot. Adam Kozak / AG
AG
Durczok przekonuje w wywiadach, że ukształtował go rodzinny Śląsk. W jego żyłach płynie czarna krew. Takiego koloru były płuca jego dziadków, przez lata wdychających kopalniany pył. Jako dziecko po polsku mówił tylko w szkole. Poza nią groziło to "nachytaniem po dziubie".
W liceum chodził do klasy z angielskim. Przed studiami prawniczymi odrabiał praktyki w hurtowni serów ("Od tego czasu nie mogę patrzeć na serki Hochland"). W FSM-ie przykręcał tylne lampy do Fiatów 126p Bis ("Najnudniejsza praca w moim życiu"). W końcu trafił do studenckiego radia "Egida". Jako dziennikarz muzyczny miał swoją audycję "Muzyczka z zębem".
Choć jego fani ograniczali się do mieszkańców akademika, wpadł w ucho komuś z Polskiego Radia Katowice. Pracując, studiował kolejno prawo, polonistykę i politologię. Ostatecznie skończył komunikację społeczną.
ROBERT KRZANOWSKI / AGENCJA GAZETA
Durczok podpadł kiedyś mamie Anity Werner mówiąc, że widziałby dziennikarkę na rozkładówce "Playboya" ("Przepraszałem potem korespondencyjnie"). W wywiadzie dla tego samego pisma, zapytany o inne typy, hamuje się ("Nie chce drugi raz przepraszać"). W końcu mięknie:
Łatwiej przychodzi mu mówienie o pięknych kobietach w polityce ("Joanna Mucha z PO, Sylwia Ługowska z PiS, Magda Ogórek z SLD"). Magdzie Mołek wyznał, że imponują mu kobiety energiczne:
Justyna ROJEK / EAST NEWS
Najdziwniejszą z nagród w dorobku Kamila Durczoka jest kupon na "darmowe, nieograniczone korzystanie z oferty restauracji Burger King" w Polsce. Sieć doceniła jego talent do "rzucania mięsem".
Dziennikarz przyzwyczaił się, że do tego nagrania wraca się w każdym wywiadzie. Na pytanie o Rurka zadane przez dziennikarza TVN24 odpowiada:
Autor tej kultowej wpadki posypuje głowę popiołem ("Żałuję, że przeklinałem gdy stała obok kobieta"), ale wypowiedzi nie cofa. Najwyżej wulgaryzmy. Bo też ów stół był faktycznie ubrudzony farbą. Ponoć po wcześniejszym remoncie studia. Tuż po "przecieku" ("Ludzie wynoszą nagrania z firmy, która im płaci"), żartobliwie skomentował sprawę stołu na antenie.
Nowotwór to chyba najbardziej bolesny temat, o który można go zapytać. Z myślą o widzach Kamil Durczok wydał książkę ("Wygrać życie") i ten rozdział życia zamknął. Otwiera go jeżdżąc na okresowe kontrole do Gliwic i mijając most za Jaworznem. O chorobie dowiedział się w samochodzie, na autostradzie, w drodze z Katowic do Krakowa. Lekarz kazał mu się zatrzymać.
Lekarz podniósł go na duchu mówiąc, że "kości są nietknięte", więc zamiast odliczać czas do śmierci zaplanował mu powrót do zdrowia.
Podkreśla, że rozumie dziś wartość upływającego czasu. Kilka lata temu poważnie schudł. Przekonuje, że "jak większość facetów", ma w sobie elementy narcystyczne.
Z kolei w wywiadzie TVN24 przekonywał, że największą przyjemność sprawiają mu narty.
Prawdziwą pasją Durczaka jest pilotowanie samolotów. Zabrakło na to jednak czasu, więc zostały tylko wspomnienia ("Ten rodzaj rekreacji wymaga stałych treningów, inaczej się ginie").
Fot. Karol Pitek / Agencja Gazeta
Dziennikarzem jest całe dorosłe życie. Nawet rewolucja technologiczna nie będzie dla niego powodem, by zmienić pracę ("I tak wszyscy skończymy w sieci"). Nie znaczy to jednak, że nie wyobraża sobie alternatywnego scenariusza.
Magdzie Mołek w TVN Style zdradził, że jako dziecko, przez chwilę, chciał być księdzem.
W lipcu 2013 roku dziennikarz "Gazety Wyborczej" zapytał Durczoka, jak widzi swoje życie za 10 lat.
Fot. Anna Lewaska / AG