Fani programu "Ninja Warrior Polska" od września mogli śledzić szóstą edycję programu. 11 października widzowie doczekali się zaś wielkiego finału show, w którym wystąpiło aż 24 najlepszych uczestników. Na torze stanęli sportowcy oraz ci, którzy zwyciężyli na Power Tower - przeszkodach zawieszonych na wysokości 12 metrów, sprawdzających siłę mięśni, tempo i odwagę. Tym razem wyróżniono mężczyznę i kobietę. Widzów oburzyła jednak wysokość nagród.
Paweł Murawski wygrał szóstą edycję programu w kategorii Last Man Standing, a Dorota Gadzińska została wyróżniona w kategorii Last Woman Standing. O ile jednak Murawski dostał czek na 15 tysięcy złotych, tak Gadzińska na... pięć tysięcy złotych. Widzowie momentalnie wytknęli to produkcji show.
Jedna rzecz mi się tylko nie spodobało. To trochę dyskryminacja - czek dla kobiety i mężczyzny powinien być o tej samej wartości...
Dlaczego kobieta dostała o dziesięć tysięcy niższy czek niż facet? W czym jest gorsza?
Uważam, że skoro już zrobili rozdzielenie na płeć, to sprawiedliwie byłoby dać tyle samo - komentują fani w mediach społecznościowych.
Jak na oskarżenia o dyskryminacja zareagowała produkcja? Jak twierdzi, nagrody nie są równoważne, bo zwycięzca programu jest jeden i ma on tytuł Last Man Standing. Z kolei Last Woman Standing to dodatkowa nagroda dla zawodniczki, która dotarła najdalej na torze przeszkód.
Nagroda dla Last Man Standing, czyli osoby, która nie weszła na Midoriyamę, ale zaszła najdalej w programie, to 15 tysięcy złotych. Osobą, która wygrała szóstą edycję programu, jest Paweł Murawski, który otrzymał 15 tysięcy złotych. Wychodzimy jednak naprzeciw także uczestniczkom, których jest mniej, ale próbują swoich sił z coraz lepszymi wynikami. Dlatego przygotowaliśmy nagrodę pięć tysięcy złotych dla najlepszej Last Woman Standing w programie. To nie są równoważne nagrody, bo zwycięzca programu jest jeden - twierdzi produkcja Ninja Warrior Polska.
Zgadzacie się z widzami?