Od premiery Waszego debiutanckiego albumu, "Acolyte" minęło zaledwie kilka miesięcy. Co sobie myślicie, budząc się rano w takim kraju jak Polska lub tuż przed podróżą do niego?
Głównie myślimy sobie: "do diabła, teraz musimy napisać utwory na drugi album!" (śmiech). Może ludzie już się trochę znudzili tym pierwszym, chociaż minęło dopiero pięć miesięcy od jego premiery. Poza tym uwielbiamy podróżować i odwiedzać miejsca, w których wcześniej nie byliśmy - tak jak Polska. Nie wiedzieliśmy jednak ile ciężkiej pracy jest z tym związane. Gdybyśmy mieli tego świadomość i mogli cofnąć się w czasie, to pewnie teraz nie bylibyśmy w zespole, albo mielibyśmy zespół, który tylko nagrywa płyty i nie gra koncertów tak jak The Beatles na początku lat '60.
To możliwe w dzisiejszych czasach - mieć zespół, który nie koncertuje?
Nie za bardzo. Poza tym naprawdę lubimy jeżdżenie w trasy i poznawanie nowych miejsc na całym świecie, nie lubimy tylko ciężkiej pracy.
Brytyjscy dziennikarze typowali Delphic jako jedną z największych nadziei na 2010 - jak się z tym czuliście?
W Wielkiej Brytanii funkcjonuje to w ten sposób, że większość zespołów, których nienawidzą ludzie, jest ogłaszana nadziejami. Wszystko po to, aby później móc się z cieszyć z ich porażki. Niewykluczone, że i z nami taki się stanie (śmiech). No i biedna Ellie Goulding... (młoda wokalistka zajęła pierwsze miejsce w plebiscycie BBC Sound Of 2010 - przyp.red.) Ale mówiąc poważnie, to, co się teraz wokół nas dzieje, sprawia, że mamy ochotę wciąż iść do przodu i udoskonalać to, co robimy.
Mówicie o tym, że jesteście mocno zapracowani. Czy na któreś z występów czekacie szczególnie?
Mamy zajęty prawie każdy weekend, ale to dobrze. Myślę, że nasza muzyka pasuje na festiwale, od których ludzie oczekują po prostu dobrej zabawy. Dużą rzeczą dla nas jest możliwość zagrania w Glastonbury - w tym roku damy tam dwa koncerty, m.in. na scenie Johna Peela. Jesteśmy podekscytowani, bo jako dzieciaki jeździliśmy na tę imprezę wielokrotnie. Nie możemy też zapomnieć o T In The Park, bo szkocka publiczność jest niesamowita. Z kolei Bestival na Isle Of Wight to miejsce, gdzie można zobaczyć wiele nowości, to trochę jak butik z muzyką. Kilkakrotnie zagramy też w Niemczech. Nie możemy się też oczywiście doczekać występu tutaj, na Selectorze.
Wasz teledysk do utworu "This Momentary" powstał w okolicach Czernobyla. Jak do tego doszło?
Pracowaliśmy z reżyserem, który nazywa się Dave Ma. Dowiedzieliśmy się o nim, gdy nakręcił klip dla Foals. To był jego pomysł, na który się zgodziliśmy: chciał znaleźć coś pięknego w czymś zupełnie zwyczajnym. Pewnego dnia przyszedł i zaproponował, żeby nagrać codzienne życie w Czernobylu. Tak zrobiliśmy i to jeden z elementów promocji naszego albumu, z którego jesteśmy najbardziej dumni. Teledysk wyszedł piękny i poruszający.
Jego zarejestrowanie nie było chyba jednak takie proste?
To było niebezpieczne, dlatego my zostaliśmy w domu (śmiech). Przebywanie w tej strefie jest po prostu ryzykowne. Ekipa każdego dnia po zakończeniu zdjęć musiała przechodzić przez specjalne bramki, które sprawdzały, czy nie są napromieniowani. Mimo wszystko żałuję, że my nie mogliśmy tam pojechać, bo Europa Wschodnia jest naprawdę piękna.
Niestety musimy kończyć, ale mam jeszcze jedno pytanie: nadal mieszkacie w jednym mieszkaniu?
(śmiech) Tak, my dwaj mieszkamy razem. Dosłownie do przedwczoraj mieszkaliśmy we trójkę, ale Matt właśnie się przeprowadził, na szczęście niedaleko. Mieszka na tym samym korytarzu, więc mamy do niego jakieś dziesięć sekund drogi. To było trochę klaustrofobiczne i sporo się kłóciliśmy, gdy mieszkaliśmy we trzech. Na szczęście my dwaj dogadujemy się bez problemu i teraz jest nam dobrze.
Kotek dziękuje za informacje serwisowi Tuba.pl