Justyna Pochanke pierwszy raz udzieliła tak szczerego wywiadu. W rozmowie z TwójStyl.pl opowiedziała o swojej przeszłości, nieudanym małżeństwie i pracy, której poświęcała swoje życie. Ale nigdy kosztem dziecka. Była dobrą matką. Nigdy nie miała dylematu: córka czy praca. Zuza zawsze była na pierwszym miejscu.
Samotna matka, nie zawsze silna
Z pierwszym mężem rozstała się, kiedy córka miała 2 lata. Nie ma między nimi wrogości. Okres samotnego macierzyństwa kojarzy jej się z lękiem. Mieszał się on z odpowiedzialnością oraz sprawiał, że spała z nożem pod poduszką.
Jestem sama, boję się, a obok śpi dziecko, któremu nie będę umiała pomóc, bo jestem jak sparaliżowana - wyznała. (...) ) Był etap, gdy mieszkałam tylko z Zuzą i spałam z nożem pod poduszką.
I choć w życiu prywatnym walczyła z wieloma lękami, np. z fobią lotniczą nie uporała się do dziś, w pracy była twarda. Wytworzyła pancerz i świadomość tego, że nie może pozwolić sobie przed kamerą na okazanie emocji, bo wtedy przegra.
To kosztuje nieprzespane noce, setki wypalonych papierosów, długie rozmowy po powrocie do domu. (...) Ale to praca, która daje więcej, niż zabiera - tłumaczy.
Uważa, że dzięki temu jej dziecko dostało od niej cenną lekcję. Ma nadzieję, że jej córka na zawsze zapamięta, że nie liczy się to, ile godzin spędza w pracy, ale to, czy chce się jej codziennie wstawać rano i biec do niej z ciekawością. Tak jak matce.
Typ nałogowca
Praca nie jest jej jedynym nałogiem. Jak sama przyznaje, jest typem nałogowca, który nie analizuje przyczyn swoich lęków. Długo cierpiała na nałóg czekoladowy. Nocami, przez kilka miesięcy, jadła tylko ptasie mleczko. Nie pamięta, żeby jadła coś więcej.
Łatwo wpadam w fobie i uzależnienia. Są papierosy, jednak rodzina półżartem orzekła, że lepiej, jak palę, niż miałabym nie wylewać za kołnierz - tłumaczy.
Problemy z racjonalnym odżywianiem wynikały z tego, że funkcjonowała jak maszyna. W wieku 30 lat czuła się nieśmiertelna. Twierdziła, że jest zbudowana z żelaza i ze stali, że słabości jej nie dotyczą. Była szczęśliwa - miała pracę, która ją kręciła, świetną córkę. Nie przykładała wagi do snu - myślała, że jak dziś się nie wyśpi, zrobi to kiedy indziej. Nie zje teraz, to zrobi to później. A potem sięgała po czekoladę. I w ogóle nie przejmowała się konsekwencjami. Do czasu.
Wreszcie życie wystawiło rachunek. Przyszedł moment, że siadłam w sobotę na łóżku i nie byłam w stanie nic zrobić, nie mogłam ruszyć ręką ani nogą. Byłam bezbrzeżnie zmęczona i wyeksploatowana.
Wtedy postanowiła szukać pomocy.
Córka chowała czekoladę
Dziennikarka miała jedno spotkanie u terapeuty. Leżenie na kozetce i opowiadanie swojego życia nie jest dla niej. Kojarzy się jej z rodzajem zamknięcia. Nie pomogli. Zawinił plan leczenia: złożenie wypowiedzenia, wieczorem leki nasenne, rano pobudzające. Uzależnienie od jednych bądź drugich gwarantowane.
Wyszła z kryzysu dzięki pomocy najbliższych. Mąż zamykał ją na klucz w sypialni, a córka ukrywała przed nią czekoladę. Dali jej komfort, dzięki któremu uczyła się akceptować swoją słabość.
Życie u boku Adama
Pochanke ułożyła sobie życie. Wyszła za mąż za dojrzałego, kochającego człowieka. Nie chce się dla niego zmieniać. Jest świadoma, że gdyby pozbyła się którejś ze swoich wad, stałaby się inną osobą. Dlatego mąż nie ma z nią łatwo.
Za to ma fajnie. Ma kobietę, w której po kilkunastu latach małżeństwa nadal jest zakochany. Ma lojalną żonę, wiernego przyjaciela, bo my się jeszcze lubimy przy okazji. Ma świetnego rozmówcę, z którym może dyskutować dniami i nocami i który rozśmiesza go do łez.
I do tego ma u boku "chodzącą namiętność". I za to kocha ją najbardziej.
AW