Była niekwestionowaną królową polskiego teatru. Najdłużej urzędujący premier PRL, Józef Cyrankiewicz, przejeżdżając obok Teatru Polskiego - miejsca pracy żony - przez lata z szacunkiem ściągał kapelusz, mówiąc "Oto mój największy rywal". Bo w życiu Niny Andrycz zawsze na pierwszym miejscu była jej największa miłość i pasja - aktorstwo. Była zaprzeczeniem uległej, wspierającej męża kobiety w czasach, gdy taka postawa wzbudzała sprzeciw i powszechne oburzenie. Aby wystąpić w spektaklu, ryzykowała kryzys dyplomatyczny w stosunkach z ZSRR, rezygnując z kolacji z zauroczonym nią Józefem Stalinem. Bała się, że macierzyństwo przekreśli jej karierę, więc będąc żoną Cyrankiewicza, dwukrotnie poddała się aborcji. Otwarcie przyznawała się do zabiegów, podkreślała swoje feministyczne poglądy. Na grobie Niny Andrycz wyryto napis: "Królowa sceny Teatru Polskiego".
Za oficjalną datę urodzenia Niny Andrycz uważa się 11 listopada 1912. Jednak aktorka zawsze odejmowała sobie lat - najczęściej mówiła, że urodziła się w roku 1915. Wiadomo jednak z pewnością, że przyszła na świat w Brześciu Litewskim. Iście królewskie maniery, które w szarej rzeczywistości PRL rzucały na kolana publiczność i wraz z nietuzinkową urodą przyprawiały mężczyzn o przyspieszone bicie serca, Nina wyniosła z domu rodzinnego. Matka dziewczynki ukończyła w przedrewolucyjnej Rosji instytut dla szlachetnie urodzonych dziewic. Ojciec przyszłej aktorki był prawnikiem.
Kiedy wybuchła wojna, Nina wraz z matką znalazły schronienie u zamożnych przyjaciół w Kijowie. Rewolucja pozbawiła je jednak majątku. Aby przeżyć w nowej rzeczywistości, Nina i jej matka musiały stać się obywatelkami ZSRR. Edukacja dała matce Niny nie tylko szlachetne maniery, ale też znajomość wielu języków, pani Andrycz znalazła więc pracę jako tłumaczka. Nina ukończyła szkołę w ZSRR, a ojczystego języka mogła używać tylko w domu. Przykre doświadczenia z okresu dorastania sprawiły, że dorosła Nina nie darzyła sympatią Rosjan i niechętnie posługiwała się ich językiem.
Po kilku latach, dzięki wujostwu, które pracowało w dyplomacji, Ninie wraz z matką udało się wrócić do Polski. Szybko wyszło na jaw, że Nina ma talent aktorski. Andrycz wspominała, ze jeszcze w szkole odkryła, iż kiedy recytuje wiersze, wszyscy niczym zaczarowani zamieniają się w słuch. Ale kiedy poinformowała matkę, że zamierza zostać aktorką, ta wyraziła stanowczy sprzeciw. Dama starej daty występy sceniczne uważała za pracę odpowiednią dla kobiet upadłych, a nie panienek z dobrego domu. Dlatego zanim Nina zdała do szkoły aktorskiej, na życzenie mamy przez pewien czas studiowała prawo i historię. Przeznaczenia nie dało się jednak oszukać i w 1934 roku Andrycz debiutowała w Teatrze na Pohulance w Wilnie.
W Wilnie Nina Andrycz poznała mężczyznę, który do końca życia miał pozostać jej największą miłością. Miłością nieszczęśliwą, bo Aleksander Węgierko, w którym zakochała się Nina, był już wówczas żonaty. Starszy od niej mężczyzna przypominał Andrycz zmarłego ojca. Ale jego żona była niezwykle dobrą i uczciwą kobietą. Utalentowana artystka swoją karierę poświęciła, by wspierać Węgierkę. Kiedy dowiedziała się, że Aleksander ma romans z 19-letnią studentką, spotkała się z Niną i poprosiła ją, by nie rozbijała jej małżeństwa. Andrycz nie chciała budować swojego szczęścia na czyjejś krzywdzie i posłuchała żony ukochanego.
Węgierko, z pochodzenia Żyd, został zamordowany przez faszystów podczas II wojny światowej. A Nina Andrycz, nawet kiedy była żoną innego mężczyzny, na toaletce w garderobie trzymała zdjęcie swojej miłości z młodzieńczych lat. Wiele źródeł mówiło o tym, że związek z Węgierką nie został skonsumowany, a Andrycz zachowała dziewictwo do końca studiów. Jednak w swojej zawierającej wątki autobiograficzne książce, zatytułowanej "My, rozdwojeni" Andrycz pisze o tym, że bardzo młodo zaszła w niechcianą ciążę, którą zdecydowała się usunąć. "Pod koniec stycznia lekarz skonstatował ciążę" – czytamy w jednym z rozdziałów. Nina Andrycz twierdziła, że ojcem jej dziecka jest jej rówieśnik - Dymitr Dymka. Podobno oboje uznali, że są zbyt młodzi na dziecko, dlatego zdecydowali się na aborcję.
Wyłożyłam pieniądze. Musiałam jeszcze podpisać oświadczenie, iż "w śmierci mojej nikogo nie winię" – wspominała aktorka na łamach swojej książki.
Nina Andrycz już przed wojną zrobiła w Teatrze Polskim oszałamiającą karierę. Obsypywano ją kwiatami, a w 1938 wybrano Miss Elegancji. Nina czuła się bardzo związana z Teatrem. Kiedy w 1939 roku wybuchł w nim pożar, pomagała go gasić własnymi rękami. Ale podczas II wojny światowej Andrycz zawiesiła karierę sceniczną, Teatry były wówczas miejscami faszystowskiej propagandy, a ona nie chciała do niej przykładać ręki. Pracowała więc w kawiarni "U aktorek", gdzie serwowała kawę i recytowała wiersze. Wkrótce los znów miał się jednak odwrócić. Kiedy wojna dobiegła końca i Nina wróciła na scenę Teatru Polskiego, do jej garderoby zaczęto przysyłać bukiety herbacianych róż. Okazało się, że wysyłającym je wielbicielem jest Józef Cyrankiewicz. W magazynie "Viva" Nina Andrycz tak wspominała adoratora:
Był nieprzeciętnie ładny, podobny do Yula Brynnera. Golił głowę, bo mu było z tym ładnie. Miał piękną czaszkę i na pewno o tym wiedział. Jak nam pierwszego wieczoru sam otworzył drzwi, zamurowało mnie ze zdumienia. Uroda była hollywoodzka, a potem patrzę – książki wszędzie. Na parapetach, pod oknami, na etażerce, pod etażerką, na stole, pod stołem. Wszędzie, tak, jak u mnie. Lata oświęcimskie odrabiał, czytając namiętnie w każdej wolnej chwili. Pokaleczone nogi już się wyleczyły, bo wypróbowywali na nim jakieś straszliwe zastrzyki, młody i mocny organizm wszystko zniósł. I trzeba trafu, że natrafił na taką zołzę jak ja.
Józef Cyrankiewicz, najdłużej urzędujący premier PRL, rzucił Ninie Andrycz świat do stóp. Aktorka początkowo nie chciała wychodzić za mąż - już wówczas kariera była dla niej najważniejsza. Ale zakochany adorator nalegał tak długo, aż usłyszał upragnione "tak". Andrycz postawiła jednak warunek - mąż nie mógł stawać na drodze jej pasji.
Socjalista od liceum, uważał, że "wolno mi pracować". Doktryna kazała mu mieć tolerancję w tej mierze. Więc póki bardzo kochał, to miał tolerancję. Z początku nawet zdejmował kapelusz, jak przejeżdżał koło Teatru Polskiego. Potem się zbierało trochę gniewu i sprzeciwów, przestał zdejmować. Jak chciał mi zrobić jakiś zarzut, mówił: "Przecież ty nie mieszkasz w naszym domu! Ty mieszkasz w Teatrze Polskim". Nie usiłowałam z nim dyskutować, był nazbyt bliski prawdy. Bywałam niepokorną żoną. Robiłam to, co uważałam w danej chwili za stosowne - wspominała Nina Andrycz w jednym z wywiadów.
Niepokorna żona bywała na rautach u światowych przywódców i wśród wszystkich wzbudzała zachwyt. Józef Stalin podarował jej futro z norek, podobny prezent otrzymała od Nikity Breżniewa, a Mao Tse Tung ofiarował Ninie etolę z białego futra. Ale podarek od Stalina trafił w głąb szafy, a kiedy przywódca ZSRR zawitał do Warszawy, Nina Andrycz naraziła stosunki dyplomatyczne na szwank. Choć wiedziała, że Stalin jest nią zauroczony, zamiast na wydany na jego cześć obiad poszła do teatru grać. Metody działania przywódcy ZSRR nie były wówczas tajemnicą, podczas obiadu panowała więc grobowa atmosfera. Tymczasem przywódca na wieść o tym, że Andrycz jest w teatrze, powiedział tylko z uznaniem: "Widać, że ta kobieta bardzo kocha swoją pracę".
Małżeństwo z Józefem Cyrankiewiczem przetrwało dwadzieścia lat. W wywiadach Nina Andrycz mówiła, że może i przeżyłaby z premierem całe życie, poróżniła ich jednak różnica poglądów odnośnie do fundamentalnych dla związku spraw. Cyrankiewicz pragnął mieć choć jedno dziecko, tymczasem jego żona wolała spełniać się zawodowo. Obawiała się, że dziecko zaprzepaści jej karierę, ponadto bała się bólu porodowego, a przede wszystkim nie czuła instynktu macierzyńskiego. Kiedy więc zaszła w nieplanowaną ciążę z Cyrankiewiczem, poddała się aborcji. Mężczyzna nie był zadowolony, ale pogodził się wówczas z wyborem żony. Jednak kilka lat później sytuacja się powtórzyła i tego już mąż Ninie nie wybaczył.
Jak za drugim razem szłam na zabieg, moja mama się popłakała. Tłumaczyła mi: "Nie rób tego drugi raz. Z pierwszym zabiegiem się pogodził, ale drugiego ci nie daruje. Bo pokazujesz, że ci na nim nie zależy". Mimo wszystko pojechałam na zabieg. Być może wielu z nas pracuje na to, żeby skończyć w samotności. I nie ma co się nad tym rozczulać, trzeba zrozumieć, że może być to cena za prawdziwą samodzielność - wyznała Nina Andrycz w wywiadzie dla magazynu „Viva”.
W 1968 Nina Andrycz rozwiodła się z Cyrankiewiczem. Kontynuowała karierę, nie zdecydowała się na ponowne zamążpójście. Jej największą miłością pozostał teatr, grała też w filmie, wydała kilka tomików poezji. Ponoć w młodości wróżka przepowiedziała Ninie Andrycz długie życie. Miała rację - aktorka dożyła 101 lat. Zmarła 31 stycznia 2014. Na jej grobie na warszawskich Powązkach, na wyraźne życzenie aktorki, wyryto napis: "Królowa sceny Teatru Polskiego".
Komentarze (64)
Cyrankiewicz godził się na wszystko, ale nie darował żonie usunięcia drugiej ciąży. Nina Andrycz żyła, jak chciała, nie zmienił tego nawet Stalin