Więcej tekstów będących kontynuacją spraw sprzed lat przeczytacie na Gazeta.pl.
W sierpniowy wieczór 41-letnia Birgit Meier zaprosiła do siebie męża, by porozmawiać o szczegółach rozwodu. Już od dawna ze sobą nie mieszkali. Jak częściej niż rzadziej w takich przypadkach, spotkanie nie przebiegało w najmilszej atmosferze i po 20 minutach zakończyło się ostrą wymianą zdań. Jak relacjonował Harald Meier policji, od tego momentu nie widział żony. Następnego dnia zaniepokojona brakiem odpowiedzi na telefony córka Yasmine postanowiła odwiedzić Birgit. W jej domu nie znalazła ani jej, ani torebki, którą zazwyczaj ze sobą nosiła. Nagły wyjazd, ucieczka, porwanie? W jej głowie pojawiło się wiele scenariuszy dotyczących tego, co stało się z matką. Nie mogła wiedzieć, że odpowiedź otrzyma dopiero po 28 latach.
Gdy córka Birgit Meier weszła do jej domu, panował tam spokój. Wszystko było na swoim miejscu, a koty krążyły po salonie. Na stole stały dwa kieliszki po alkoholu, a w popielniczce znajdowały się niedopałki po papierosach dwóch różnych marek. Yasmine od razu rozpoznała te, które paliła jej matka, bo od lat kupowała te same. Poza tym pozostawiła na nich charakterystyczne czerwone ślady szminki. Bez wątpienia Birgit miała dzień wcześniej gościa, który przybył już po wizycie jej byłego męża. Zapewne w nocy, bo jeszcze o godzinie 22 rozmawiała z córką przez telefon i nie brzmiała tak, jakby chciała szybko zakończyć tę rozmowę.
Koleżanka Birgit z pracy wspomniała w trakcie śledztwa, że Meier zwierzyła jej się, że od niedawna się z kimś spotyka. Podobno poznała go kilka tygodni wcześniej na imprezie urodzinowej sąsiada. Wyjawiła, że to lokalny ogrodnik, na dodatek żonaty, dlatego prosiła o zachowanie dyskrecji. Policjanci podejrzewali, że chodziło o Kurta-Wernera Wichmanna, który miał dosyć bogatą kartotekę (spędził kilka lat w więzieniu za gwałt, był też podejrzany o próbę uduszenia sąsiadki). Przesłuchali go, ale wyparł się, zapytany czy wtedy, ale i kiedykolwiek odwiedził Birgit.
Trudno wyjaśnić, dlaczego policja prowadząca śledztwo w tamtym czasie nie dołożyła starań, by sprawdzić, czy mówi prawdę. Tę niestaranność zauważył brat Birgit Meier, Wolfgang Sielaff. Mężczyzna był wówczas szefem policji w Hamburgu i obserwując kolejne kroki śledczych zajmujących się sprawą siostry, doszedł do wniosku, że a) nie byli zbyt dokładni, b) z góry założyli jedną wersję wydarzeń. Chodzi bowiem o to, że obwiniali męża Birgit o jej śmierć i uznali go za głównego podejrzanego. Uwzięli się do tego stopnia, że podczas przesłuchania policjant wykrzyczał Haraldowi Meierowie w twarz, że wie, że to on jest winny. Nie miał jednak dowodów potwierdzających to przypuszczenie. Może się zastanawiać, dlaczego brat Birgit od razu nie wziął sprawy w swoje ręce i jedynie obserwował nieudolne działania policji. Otóż specjalizował się w śledztwach dotyczących przestępczości zorganizowanej, poza tym zaginięcie siostry miało miejsce w okolicach miasta Lüneburg, który znajdował się poza jego jurysdykcją.
Przez pięć lat nie wydarzył się żaden przełom w śledztwie. Dopiero wraz z powołaniem nowego prokuratora w Lünebergu podjęto decyzję o kontynuowaniu poszukiwań. 24 lutego 1993 roku policja otrzymała nakaz przeszukania domu wspomnianego wcześniej ogrodnika, Kurta-Wernera Wichmanna. Drzwi otworzyła żona, która zgodnie z prawdą powiedziała, że męża nie ma w domu. Zadzwoniła do niego. Obiecywał, że za chwilę się zjawi, jednak najwyraźniej w jego głowie pojawił się inny plan. Wybrał ucieczkę.
W tym czasie śledczy przeszukiwali jego dom. A były to zdecydowanie owocne poszukiwania. Okazało się, że Wichmann ma pokój, do którego wstęp miał tylko on sam. Był pełen rzeczy, które śmiało można określić mianem arsenału zabójcy. To m.in. dwa karabiny, pistolet gazowy, paralizatory, kajdanki, kamizelka strzelecka oraz środki uspokajające i nasenne. Do tego dochodziło niewidoczne na pierwszy rzut oka zejście prowadzące do piwnicy po linie. Zupełnie tak, jakby ubezpieczał się w razie nagłego wejścia do domu policji. Równie niepokojące okazało się znalezione na terenie posesji auto, które było... zakopane w ziemi. A w środku zaschnięte ślady krwi.
W tym czasie Wichmann był wciąż poszukiwany. Po prawie dwóch miesiącach udało się go namierzyć, ale tylko dlatego, że spowodował kolizję drogową. Policja znalazła w jego samochodzie części do karabinu maszynowego, amunicję i mnóstwo gotówki. Został w końcu aresztowany. Nie doczekał jednak procesu, bo dziesięć dni później powiesił się w celi, a sprawa utknęła w martwym punkcie.
Mija 23 lata od momentu zaginięcia Birgit Meier. Jej brat, Wolfgang Sielaff, zdążył przejść na emeryturę i zdecydował się badać sprawę zaginięcia siostry na własną rękę. Jako że był cenionym w branży byłym policjantem, bez problemu udało mu się zebrać zaznajomionych specjalistów, z którymi stworzył zespół. Wśród nich znaleźli się m.in. psychologowie kryminalni (analizowali ruchy ewentualnego zabójcy) i prawnicy (pomogli uzyskać dostęp do akt sprawy). Jeszcze raz przeszukali pokój Wichmanna, który po jego śmierci pozostał nienaruszony. Znaleźli tam kasety, na które nikt wcześniej nie zwrócił uwagi. Zawierały fragmenty wydań telewizyjnych wiadomości dotyczących sprawy zaginięcia Birgit, ale i czterech innych morderstwo, do których również doszło w 1989 roku. Zbrodnie w lasach Göhrde (Göhrde murders) wstrząsnęły wówczas niemiecką opinią publiczną. I tak jak w przypadku sprawy Birgit, nie udało się ustalić, kto za nimi stoi.
W trakcie prywatnego śledztwa brata wyszło też na jaw, że lata temu policja zabezpieczyła w pokoju Wichmanna kajdanki. Nowoczesne metody badania pozwoliły ustalić mu, że znajdowały się na nich ślady krwi Birgit Meier. To był prawdziwy przełom. Sielaff czuł, że musi doprowadzić sprawę do końca. Był niemal pewny, kto zabił siostrę, więc teraz pozostało mu tylko (aż?) odnalezienie zwłok. W 2017 roku zdecydował o ponownym przeszukaniu domu Wichmanna. 27 września uwagę ekipy zwróciła powierzchnia garażu, a dokładnie sporych rozmiarów kanał, w którym odnaleziono kości Birgit. Mąż od razu przyjechał na miejsce i nie miał wątpliwości, że szczątki należą właśnie do niej.
Zobaczyłem wśród kości kolczyki. Pamiętałem je bardzo dobrze, bo były prezentem ode mnie. Wiedziałem, że to ona. To było dla mnie całkowicie jasne - wyznał mąż znalezionej po 28 latach Meier.
W 2021 roku Netflix udostępnił dokument poświęcony sprawie - "Zaginięcie Birgit Meier". Znalazły się w nim relacje policjantów, którzy początkowo pracowali przy sprawie, rodziny, ekspertów i znajomych kobiety. To też fragmenty nagrań przedstawiających finał poszukiwań. Widzowie dowiadują się na końcu, że prawdopodobnie odpowiedzialny za zbrodnię Kurt-Werner Wichmann jest winien popełnienia także minimum czterech innych przestępstw i są na to dowody.
Po gruntownym przeszukaniu i przekopaniu terenów jego posiadłości, znaleziono w sumie około 400 osobistych rzeczy (m.in. kobiece pary butów, torebki, portfele itd.), które mogły należeć do ofiar.
Zobacz też: "Zamordowałam tych mężczyzn i zgwałciłam. Zrobiłabym to ponownie". Aileen Wuornos nigdy nie żałowała zbrodni