Edyta Górniak od czasu pandemii przeszła duchową przemianę. Artystka porzucił zgiełk wielkich miast na rzecz ciszy i spokoju w okolicach Zakopanego. Jak się jednak okazuje, wszystko ma swoją cenę. Na przeprowadzce Edyty cierpi nieco jej relacja z synem, który niechętnie odwiedzą góralską chatę diwy. Jak twierdzi Górniak, ma ku temu powody.
Diwa wyznała w rozmowie z "Faktem", że powód jest dość prozaiczny: Allan źle reaguje na zmianę ciśnienia.
Allana ciągle boli głowa, jak do mnie przyjeżdża. Dla niego to jest za wysoko. (...) I tam, gdzie mieszkam w górach, jest faktycznie inne ciśnienie, a on jest wysokociśnieniowcem. Dlatego Allan, gdy już mnie odwiedzi, może zostać u mnie maksymalnie 2-3 dni. Nie każdy dobrze się czuje w górach i Allan jest jedną z tych osób.
Mimo tego, diwa w górach czuje się wyśmienicie i nie tęskni za metropolią.
Jestem wysoko w górach i mam dobre powietrze. Rzadko zjeżdżam do miasta, gdy mam coś do załatwienia. (...) Miasta już mi nie służą.
Nie przeszkadza jej również temperatura, jaka panuje w górskim klimacie.
W górach jest zawsze chłodniej. Polubiłam się z tym zimnem dla piękna i spokoju, które mnie tam otacza i z którego czerpię siłę. Dzięki temu jestem w stanie dawać swoim fanom motywację i wspierać ich.
Przypominamy, że w ostatnim czasie syn Edyty Górniak zachęcił swoich obserwatorów na Instagramie do zadawania mu osobistych pytań, na które z dumą odpowiadał. Allan zdradził, że raczej nie planuje wybrać się na studia, bo uważa to za "stratę czasu". Syn diwy przyznał jednak, że wiąże swoją przyszłość z branżą muzyczną.
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!